Jerzy Edigey Jerzy „Niech pan zdejmie rękawiczki”

Jerzy Edigey Jerzy „Niech pan zdejmie rękawiczki”:

„Powieść Jerzego Edigeya >Niech pan zdejmie rękawiczki< jest trzynastą pozycją, która ukazuje się w Serii z Warszawą. Po raz pierwszy powieść ta była drukowana w >Dzienniku Zachodnim< w 1971 r.”

Cytaciki:
Eufemia Kwiatkowska otrzymywała listy polecone – długie, białe, opatrzone barwnym napisem „Nasza Kotwica”. W tych pismach zarząd spółdzielni „uprzejmie zawiadamiał”, że wobec wzrostu kosztów należy wnieść dodatkowe opłaty, albo wyjaśniał, że „wobec niewykonania planów budowy domów, przydział mieszkania dla Ob. przesunięty zostaje na dalszy termin”.

Morderstwo seksualne? – rzucił major Sozański. – Wykluczone! Nie wykryto usiłowania gwałtu. Trzeba też brać pod uwagę, że Roszkowska była osobą starszą. Miała pięćdziesiąt dziewięć lat, a nigdy nie była zbyt urodziwa. – To o niczym nie świadczy – zauważył Sozański. – Niedawno we Francji zgwałcono i zamordowano osiemdziesięcioletnią staruszkę. – U nas, na szczęście, starsze panie pod tym względem nadal są bezpieczne.

Jak to zwykle bywa w takim nowo przekazanym do użytkowania osiedlu, kręcą się tam całe tabuny przeróżnych kombinatorów. Ślusarze do zakładania dodatkowych zamków, stolarze do poprawiania niezamykających się drzwi i okien. Hydraulicy oferujący swoje usługi. Firmy uszczelniające okna. Sprzedawcy gzymsów. Elektrycy i wszelkiego kalibru „złote rączki”. Wylegitymowaliśmy kilkadziesiąt osób. Przy sposobności niektóre sprawy skierowaliśmy do kolegiów. A przede wszystkim agentów firm niemających koncesji i robotników zatrudnionych w miejscowych przedsiębiorstwach budowlanych, którzy w godzinach pracy i przy użyciu materiałów fabrycznych naprawiali prywatnie to, co przedtem urzędowo sknocili.

Chyba zgodzimy się z twierdzeniem majora – potaknął pułkownik. – A ja myślę, że nie. Wszyscy ze zdziwieniem spojrzeli na sierżanta, jak gdyby zobaczyli go po raz pierwszy. Dzielnicowy na naradzie sztabowej wyższych oficerów, to ostatecznie się zdarza, ale żeby ośmielił się być innego zdania niż pułkownik z Komendy Głównej? Ciekawe! Sierżant miał twarz czerwoną aż po czubki uszu. Doskonale zdawał sobie sprawę z własnej bezczelności, ale brnął dalej. : – Sądzę, że pan major się myli.

Wychodząc z więzienia dostaliście skierowanie do zakładów im. Róży Luksemburg. Pracowaliście tam niecałe trzy tygodnie. Nawet po ostatnie pieniądze nie przyszliście. – Co to za pieniądze? Same grosze, a rzuciłem, bo to nie dla mnie. Codziennie trzeba przychodzić do roboty. Ciągle to samo. Na jednym miejscu. – Przecież w więzieniu przyzwyczailiście się do przebywania w jednym miejscu. – Więzień to jest więzień, a wolność co innego.

Panowie sami wiedzą, w nowych mieszkaniach wszystko co ma się otwierać, to i siłą nie ruszysz. A wszystko co ma być zamknięte, to nie domkniesz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *