Hektopascale

Zapowiadają jakieś rekordowo wysokie ciśnienie. Ludzie mają być rozdrażnieni i niespokojni. I mnie się udzieliło, więc pojechałem oczywiście do Rogalina.:

W Rogalinie – galeria malarska. Więc dęby tym razem ze sztalugi.:

Poza tym drugorzędne malarstwo francuskie i polskie, ale takiemu koneserowi jak ja to nie przeszkadza, a przeciwnie. Bo jest na przykład Fałat, u którego śnieg wypada zawsze na niebiesko, jest monumentalny Matejko. Ciągle przypomina mi się, jak kilka dziesiątków lat temu stoje przed tym obrazem oprowadzając pisarza Williama Whartona. On pyta, dlaczego ta Joanna d’Arc w takim szalonym tłumie. A ja na to, że ta kotłowanina oddaje ducha naszego narodu. Do dziś nic się nie zmieniło (znaczy w kwestii narodu).:

Frekwencja w galerii nie była oszałamiająca. Prócz mnie dwie osoby. Może gdyby na płótnach wiecej było nimf, faunów, fontann i łabędzi zainteresowanie byloby większe. Zawsze to oko ma prz czym odpocząć…:

Recycling prasowy. Przyuważyłem, że mój tekst o „Psach” z „Przeglądu” opublikował Onet.:

Psy 3. Szok sterowany

Foto: Rafał Guz / PAP Premiera filmu „Psy 3. W imię zasad”

Jak pierwsza część waliła na odlew w bogoojczyźnianą gębę ówczesnej Solidarności, tak obecne „Psy” dokładać będą PiS i jego suwerenowi. Z tym że nie na pewno – pisze w tygodniu „Przegląd” Wiesław Kot.

  • „Psy” miały być warszawską historyjką policyjną, ale Machulski scenariusz odrzucił. Że niby szkoda pieniędzy na szaradę, która toczy się wszędzie i nigdzie. „A co się rozgrywa tu i teraz?”, zapytał Pasikowski. Szybko mu donieśli: byli ubecy palą akta konfidentów
  • Nakręcono całą historię raz-dwa. Awantura wybuchła dopiero wtedy, gdy publiczność to sobie spokojnie obejrzała. O kogo było najwięcej zamieszania? O Franza Maurera, ubeka usuniętego ze służby
  • Franz Maurer to kawałek polskiego życiorysu, ale i biografia samego Lindy, bez którego by go nie było. To też niezły kawałek historii

„Często zadają mi ludzie w barze pytanie: Kiedy trzecie »Psy«? – mówił Władysław Pasikowski w 1995 r. – Odpowiadam, że nigdy. A kiedy je nakręcę i schwycicie mnie na niekonsekwencji, to powiem, że kłamałem”.

A „Głos Wlkp.” mówioną recenzje z „Bożego ciała”.:

Marek Zaradniak

Oscary 2020: „Boże ciało” Jana Komasy walczy o prestiżową nagrodę. Jakie ma szanse?

Początek tygodnia przyniósł radosną wiadomość – nominację do Oscara w kategorii „Najlepszy film nieanglojęzyczny” otrzymał film związanego z Poznaniem Jana Komasy „Boże ciało”.

O tym, czy „Boże ciało” otrzyma Oscara, dowiemy się 10 lutego. Doktor Wiesław Kot, krytyk filmowy tak ocenia szanse obrazu Jana Komasy na statuetkę Oscara: – Jest jedna szansa na dziesięć, bo 10 tytułów zostało nominowanych na tej liście, ale wydaje się, że szanse te możemy powiększyć do 4 na 10. Na niekorzyść działa to, że film ma świetną konkurencję bo twórca filmu „Parasite” z Korei Południowej Joon-ho Bong jest artystą już znanym, a jeszcze bardziej Pedro Almodovar z „Bólem i blaskiem”. To już twórcy utytułowani, a Komasa zrobił dopiero trzeci film. Tamte filmy są nakręcone lekko, zalotnie, kokieteryjnie, bardzo sympatycznie. Nasz film jest ciężki, mroczny, smutny.

Z kolei na plus działa to, że jest to historia szalenie uniwersalna, bo niezależnie od szerokości geograficznej i niezależnie od wyznania wszędzie ścierają się kostyczna, rytualna cześć obrzędu, religii czy czegokolwiek, co istnieje dzięki przyzwyczajeniu starszej części wyznawców z częścią młodą, ze świeżym oddechem, żywym płomieniem idei. To jest zrozumiałe w obrębie każdej ideologii czy religii, a poza tym wszyscy pamiętają co mówi Ewangelia, że „duch wieje, kędy chce”, czyli ten żywy płomień wyznania może się odrodzić w różnych miejscach i osobach. A tutaj mamy z taką osobą do czynienia. To osoba z zaszłościami nieuprawniona w żaden sposób do tego, aby odnowić oblicze Ziemi. A jednak udaje mu się tchnąć nowego ducha w tę skostniałą wspólnotę gdzieś w jakiejś mazurskiej wiosce w Polsce. Ten schemat byłby czytelny na świecie – uważa.

– A poza tym rzecz jest po prostu dobrze napisana w tym sensie, że scenarzysta nie marnował papieru. Pisał tylko rzeczy konieczne. Niezbędne z punktu poprowadzenia intrygi. Rzecz jest napisana sekwencyjnie. Wydarzenie prowadzi do wydarzenia, a jeśli chodzi o reżyserię, to również jest oszczędna i zachowuje w filmie tylko to, co jest niezbędne dla potoczystości akcji. Bielenia jako odtwórca głównej roli jest naturalistyczny. Te dialogi są raz mruczane pod nosem, to znów krzyczane. Posiada sporo elementów takiego aktorstwa trochę amatorskiego, ale przez to właśnie jest wiarygodny, ponieważ gra również amatora, który wdarł się do życia wspólnoty będąc nieuprawniony – dodaje Wiesław Kot.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *