Ech, Bieszczady, jakie cudne…

Bieszczady przyatakowaliśmy w kilku wersjach. Najważniejsze: odpust w Kalwarii Pacławskiej, poniżej Przemyśla, tuż przy granicy z Ukrainą. Byłem tyle razy, a ciągle nie mam dosyć.:

p1

p2

p3

p6

Na drugą część odpustu, na obiad pielgrzyma, udaliśmy się do Arłamowa. To państwo w państwie. Jest wszystko: od kompletu spa, przez konie po tenis. Przyjeżdżają tu ludzie stosunkowo zamożni, posiedzą z tydzień, a Bieszczady oglądają z tarasu.:

p4

Były i Bieszczady cerkiewne. Posiedzieliśmy na cienistej ławeczce w Smolniku przed pięknie odnowioną cerkiewką, której zdjęcie wisi zresztą w moim pokoju.:

p5

Po drodze do Ustrzyk Górnych wzięliśmy na tylne siedzenie starszych państwa. Okazuje się, Holendrów, którzy tu uprawiają swój walking. Pani uczy holenderskiego dzieci polskich imigrantów i to oni ją zachęcili. I wtedy ja – kompletny idiota – zapytałem, czy zna jakieś polskie słowo. Ona, że tak, ale pewnie nie chciałbym go usłyszeć. Ja, że słyszę to słowo sto razy dziennie, więc co za różnica. Słowo „kurwa”, które padło z tylnego siedzenia, było czystą formalnością. Dowieźliśmy Państwa nieopodal Tarnicy.:

p7

Skąd majaczyła Połonina Caryńska.:

p8

W Komańczy klasztor, w którym internowano prymasa Wyszyńskiego (jest skromna izba pamięci). Cóż, na kazamaty to nie wygląda. A podobieństwo do domów wczasowych w Krynicy czy Iwoniczu jest czysto przypadkowe.:

p9

p10

p11

W dookolnym lesie fragmenty Ślubów Jasnogórskich Narodu. Cóż, ślubować łatwo, dotrzymać trudniej. Pokazuję tylko te przyrzeczenia, z których naród wywiązał się bez żadnych wątpliwości.:

p12

p13

p14

Po drodze do Kielc, parę sekund staliśmy na światłach w Zagórzu. Więc tylko pospiesznie ten orzeł z cokołu. Wprawdzie dość chudy, ale tak zakręconego jeszcze nie widziałem!:

p15

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *