Wiadomo: 12 sędziów przysięgłych ma klepnąć wyrok śmierci na chłopaku, którzy rzekomo zamordował własnego ojca. Najpierw wątpliwości ma Henry Fonda, potem po kolei każdy.
Gniewni… cha, cha, cha…
Bohaterem równorzędnym filmu jest pogoda. Letni upał w ciasnej sali – to przyspiesza obrady, zwłaszcza, że wentylator nie działa. Na koszulach mokre plamy od potu.
Potem ulewa, a w finale się wypogadza (oczyszczenie moralne).
Osobliwość – cały film to jedna rozmowa. Dziś nie do pomyślenia. Wprawdzie członkowie ławy przysięgłych znani są z numerów, a nie nazwisk, ale każdy to osobowość. Od razu widać mistrzowską rękę scenarzysty.
Lee. J. Cobb jako czarny charakter. Potem „Na nabrzeżach”, „Egzorcysta”…
Ci, którzy zabijają w imieniu prawa wcale nie są lepsi od rzeczywistego zabójcy.
Dwunastu gniewnych ludzi / 12 Angry Men, reż. Sydney Lumet, 1957