Dół

Dziś lajtowo. Najdalej na dół dojechaliśmy do Arłamowa. Pan z obsługi mówi, że strasznie tu smutno, od kiedy kadra wyjechała…:

Wieczorem Rzeszowski Festiwal Piwa, naturalnie. Niektóre zwierzęta nie wytrzymały. Pijemy portera z browaru w Dukli („Gdyby Pan Bóg mieszkał w Dukli, to by szyby mu wytłukli”). Po zatłoczonym rynku przesuwają się panowie i panie, dla których jest to szczególna udręka. Zaledwie o krok leją się hektolitry piwa, a oni nie mają w tym najmniejeszego udziału. Choć właśnie oni są fachowcami. Jeden pan próbował pertraktować przy stoliku obok, ale został – nazwijmy to – zlekceważony. Zrobiło mi się przykro, bo doskonale znam uczucia, które targały tym panem. Dogoniłem go i spytałem nieśmiało, czy wypije za moje zdrowie. Pytanie poparłem wciskając panu natarczywie banknot w łapę. Spojrzał na papierek i po krótkim wahaniu zdecydował po żołniersku: – Napiję się. Uspokojony wróciłem do hotelu (cały czas Western). Poza tym w Rzeszowie są różne szyldy. na Rzeszów przed wojną mówili „Mojrzeszów”. Niektórych bym się nie spodziewał. I ta – The biggist One in the world.:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *