Stukanie w klawiaturę. Dorota przyniosła właśnie najnowszą powieść kryminalną Ryszarda Ćwirleja. To jest tak z pięć centymetrów papieru, jeśli patrzy się z boku i wzwyż. I mówi: – Patrz, tak się pisze! A nie ty te twoje pitu-pitu na 2.300 znaków do radia na rano. I wydaje ci się, że to dużo. No tak, ale pan Ryszard (miałem okazję poznać, choć przez sekundę) to utalentowany autor. A ja jestem dostawca! Jemu się pisze samo, a mnie z mozołem.
Wczoraj wieczorem spotkanie w klubie Pies Andaluzyjski o polskim kinie erotycznym. Z fragmentami. Które wyciął mi i przygotował Webmaster. Z pewnym zdziwieniem obejrzałem po raz kolejny scenę z filmu „Medium”, w której Jerzy Stuhr najpierw siekierą zabija kurę, a potem Grażynę Szapołowską. To jednak była jazda!:
Cohen is dead. Z tej okazji przypomina się noc w hotelu Mercure w Toruniu, jakiś rok temu. Na dole była nieokreślona impra. W każdym razie były barki i częstowano wódką. Ja pozwalałem się częstować, nie protestowałem. I zanim Dorota się zorientowała, nadawałem się już tylko do słuchania Cohena. „Hallelujah” i do rana (na słuchawki, ale z mimiką). Po tej nocy Dorota nabrała do Cohena (śp.) dziwnego urazu.:
Another death. Robert Vaughn. W „Siedmiu wspaniałych” zagrał rewolwerowca- alkoholika”. I taka scena, która wydaje się ważna. Chłopi z meksykańskiej wioski, której bronili ci rewolwerowcy za miskę ryżu, zdradzili swoich obrońców. Ci jednak czują się zobowiązani. Chcą wrócić i bronić wioski za darmo. Nie proponują tego Robertowi V., bo wiedzą, że pije i ręka już nie ta. Mówią: – Nie jesteś nikomu nic winien. On odpowiada: – Z wyjątkiem samego siebie. Wraca. Broni wieśniaków. Ginie.
Ech, szanowny Pan to se pożył…
Tak, to była „magiczna noc”, jak mawiają dziennikarze. Dla mnie. Bo dla reszty świata ta „magiczna” jest przede wszystkim w lutym (święto ruchome). W tę noc w Los Angeles przyznają Oscary. No i jest jeszcze paru, którzy uważają, że „magiczna” przypada między 24 i 25 grudnia.