Gościnna Ziemia Lubuska. W miasteczku Sulęcin czujemy się jak w domu.:
Akurat był Światowy Dzień Chodzenia Bez Biustonosza. Dorota nie obchodziła tego święta. Ale pewnie stąd taka ekspozycja w „chińskim sklepie”.:
W tym samym sklepie pomoc dydaktyczna dla dzieci. Blejtram z kredkami do kolorowania obrazka. Na obrazku uzbrojeni żołnierze izraelscy przed Ścianą Płaczu w Jerozolimie. A jak ktoś napisze w sieci że wpływy żydowskie są u nas zbyt silne, to od razu podnosi się krzyk.:
Nie trzeba lecieć aż do Kalifornii żeby poczuć się jak w Las Vegas. Wystarczy przystanąć w miasteczku Słońsk. Przed restauracją.:
Albo i przed sklepikiem.:
W Cedyni same cuda. Wojowie Mieszka I w fontannie na środku miasteczka. A przecież to żadna fontanna! To jakuzi!:
Miejscowość (wraz z mieszkańcami) była własnością sióstr cystersek (ang. cisters sisters). Ale dziś rzeczonych sióstr zabrakło i klasztor przerobiono na hotel. Głównie dla gości zza Odry. Dlatego hotel nazywa się „Eingang”.:
Pomnik legendarnego zwycięstwa na pobliskim Wzgórzu Czcibora. U góry Czcibór, ja tam gdzie zwykle.:
Skąd wiadomo, że to a nie Niemcy wygraliśmy tę bitwę? Bo szyldy w Cedyni są najpierw po polsku, a potem dopiero po niemiecku. A nie odwrotnie.:
To samo mówią zresztą donice ustawione w miejscach patriotycznych.:
I rzeźby wojów. Ale, ale… Czy to wój, czy to – co innego?:
Zresztą podobnie dwuznacznych elementów pełno na tych terenach. Oto główny plac Szczecina, ścieżka dydaktyczna, a na niej rakieta V-2.:
Czasem czas płynie tu wolniej. Na miejsce obrządków patriotycznych prowadzi ul. Marszałka Roli-Żymierskiego która przechodzi w Obrońców Stalingradu. A od strony Cedyni do Szczecina wprowadza ul. Przodowników Pracy. Nic tylko tu wrócić.:
Mnie macierz, kojarzy się matematyką, na ten przykład: z macierzą nieosobliwą…:)
A mnie „Macierz” kojarzy się z powieścią Rodziewiczówny.
Jeden lubi ogórki, drugi ogrodnika córki.
Błędy na blogu, bo pisałem w straszliwych warunkach. Jak śpiewała pewna wyrafinowana wokalistka: „Oops! I did it again!”
Coś dla ducha też, nie tylko same liczby… Znajdzie się w domowej biblioteczce i „Atma”, i „Wrzos”.
Z tym, że teraz – na fali popularności gender – ciekawszy od książek staje się życiorys pisarki.
Hmm, więc wgłębię się w wolnej chwili…