Amerykańska guma do żucia Pinky

 

Nareszcie polskie realia. Scenariusz Jerzy Janicki, który za chwilę napisze „Polskie drogi” i wiele innych rzeczy. Spektakl otwierają sceny z dworca kolejowego. Tłumy ruszają nad morze. Brzmi piosenka The Beach Boys.

Pod koniec PRL-u nakręcili to jeszcze raz jako film fabularny.

Bolesław Płotnicki jako ślepiec. Joanna Jędryka, Krzysztof Kowalewski, Irena Karel, Janusz Kłosiński („pijaczyna taka”), Emil Karewicz, oficer, który „specjalnie przyjechał z powiatu”. Przesłuchuje jak Brunner.

Na poczcie. „- Niech pan przyjdzie jutro. Nie widzi pan, że koleżanka jest zdenerwowana? – Dla nerwowych jest Pruszków, a nie posada państwowa!”

Tacy scenarzyści jak Janicki to jednak nie pisali za biurkiem – dialog o w wyższości jawy nad junakiem.

Plutonowy milicji powtarza refren: „Podejmę decyzję”. Choć od jego decyzji nic nie zależy.

Miesięczny zysk lodziarza – 72 tysiące. „Czyli prawie jak syrenka”.

Zawód: ratownik, „wcześniej jako >>miś<< chodził…”

Lokalny posterunek. Obskurna buda, ale wszyscy funkcjonariusze non iron i pod krawatem.

Miejscowy dojuan – bokobrody do połowy policzka. Złote lata 70-te. Najlepsze łowy – na żonę szypra. Bo po śledzie trzeba zasuwać aż na Morze Północne. A to – pół roku swobody.

Urocze: Karewicz ręcznie przelicza dorobek za całe lato. Pozazdrościć bankomatu!

No i co można było w tej gierkowskiej Polsce zachachmęcić? Oczywiście ikonę!

Amerykańska guma do żucia Pinky, reż. Józef Słotwiński, 1972

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *