http://www.youtube.com/watch?v=SOlMEVZgUHg
Nareszcie polskie realia. Scenariusz Jerzy Janicki, który za chwilę napisze „Polskie drogi” i wiele innych rzeczy. Spektakl otwierają sceny z dworca kolejowego. Tłumy ruszają nad morze. Brzmi piosenka The Beach Boys.
Pod koniec PRL-u nakręcili to jeszcze raz jako film fabularny.
Bolesław Płotnicki jako ślepiec. Joanna Jędryka, Krzysztof Kowalewski, Irena Karel, Janusz Kłosiński („pijaczyna taka”), Emil Karewicz, oficer, który „specjalnie przyjechał z powiatu”. Przesłuchuje jak Brunner.
Na poczcie. „- Niech pan przyjdzie jutro. Nie widzi pan, że koleżanka jest zdenerwowana? – Dla nerwowych jest Pruszków, a nie posada państwowa!”
Tacy scenarzyści jak Janicki to jednak nie pisali za biurkiem – dialog o w wyższości jawy nad junakiem.
Plutonowy milicji powtarza refren: „Podejmę decyzję”. Choć od jego decyzji nic nie zależy.
Miesięczny zysk lodziarza – 72 tysiące. „Czyli prawie jak syrenka”.
Zawód: ratownik, „wcześniej jako >>miś<< chodził…”
Lokalny posterunek. Obskurna buda, ale wszyscy funkcjonariusze non iron i pod krawatem.
Miejscowy dojuan – bokobrody do połowy policzka. Złote lata 70-te. Najlepsze łowy – na żonę szypra. Bo po śledzie trzeba zasuwać aż na Morze Północne. A to – pół roku swobody.
Urocze: Karewicz ręcznie przelicza dorobek za całe lato. Pozazdrościć bankomatu!
No i co można było w tej gierkowskiej Polsce zachachmęcić? Oczywiście ikonę!
Amerykańska guma do żucia Pinky, reż. Józef Słotwiński, 1972