Zygmunt Zeydler-Zborowski „Almiritis piją słoną wodę”:
Kryminał z pogranicza Krety i Krakowskiego Przedmieścia.
Cytaty:
– Ciuchy tu bombowe – mówił Kazik, kiedy zatrzymywali się przed wystawami. – Ale drożyzna. Trzeba by mieć sporo tych cholernych dolarów, żeby kupić co nieco.
Byłeś na jakimś świńskim filmie? – Nie byłem. – Żałuj. Ja byłem trzy razy. Szkoda mi było forsy, ale raz się żyje. Powiadam ci, ubaw po pachy.
– Na razie proszę o Coca-Colę. – A potem? – spytał kelner, przyglądając się bez entuzjazmu młodemu turyście w połatanych dżinsach.
Rozmawiali więc na tematy obojętne, o sztuce, o teatrze, o filmie, o podróżach, o Grecji, o życiu w starożytnym świecie.
Do niedawna o Polakach miała jakieś mgliste wiadomości, jako o narodzie żyjącym gdzieś na dalekiej północy, jeżdżący konno i polującym na bizony.
Dopiero teraz przekonała się, że Polacy to nie tylko ludzie wykształceni, kulturalni, dobrzy fachowcy, ale także bardzo interesujący jako mężczyźni.
Wszyscy Polacy, których w życiu spotkałem, to pełni uroku ludzie. – Ostatnie zdanie nie zabrzmiało może zbyć przekonywająco, ale Marek wolał tego nie analizować.
Marek ulegał sile tej dziwnej tradycji, że legalny ślubny małżonek nie liczy się jako mężczyzna i że nie ma sensu być o niego zazdrosnym.
Nieraz już widział takich, którym zdawało się, nie wiadomo dlaczego, że na Zachodzie czekają ich miliony i kariery Rockefellerów. Kończyły się owe kariery na zmywaniu talerzy w drugorzędnych knajpach.
Podobno ma powiązania z sycylijską mafią i z amerykańskimi gangami. – Czy znasz jakieś konkretne fakty? – spytał Kosowicz. Nikos potrząsnął głową. – W tego rodzaju sytuacjach trudno mówić o konkretnych faktach. Konkretne fakty są równoznaczne z celą więzienną.
W Polsce chciałbym wybudować sobie jacht. To jest chyba możliwe? – Za dolary wszystko jest możliwe.
Psiakrew – zaklął Downar. – Nie lubię tych historii z cudzoziemcami. Olszewski pokiwał głową. – A kto lubi? Sprawa jest zawsze prostsza, jak wykończą rodaka.
– Na razie zdołałem tylko ustalić, że mister Papadopoulos spotkał się w kawiarni Hotelu Europejskiego z jakimś Włochem, który nazywa się Mario Castelloni i mieszka w Bristolu. – Po co przyjechał? Także turystyka? – Nie. Podobno interesy handlowe. Nawiązał jakoby kontakty z naszymi centralami. – Skąd masz te wiadomości? – Od portiera. – Hm – mruknął Downar. – To znaczy, że facet chce, żeby go uważać za handlowca. W przeciwnym razie nie zwierzałby się portierowi.
– Stwierdziliśmy przecież, że facet prowadzi bardzo uregulowany tryb życia. O tej porze odbywa zazwyczaj drzemkę poobiednią. – Może zaczął cierpieć na bezsenność – wysunął swoją hipotezę Downar i nacisnął klamkę. Drzwi ustąpiły. Weszli do przedpokoju, w którym paliło się światło. Spojrzeli na siebie w milczeniu i ruszyli w głąb mieszkania. Leżał na wzorzystym dywanie. Krwi było dużo. – To nie jest poobiednia drzemka – powiedział Downar.
Co będziesz robił, jak pójdziesz na emeryturę? – Bo ja wiem. Nie mam jeszcze sprecyzowanych planów. Może będę chodził na ryby, a może zajmę się ogródkiem działkowym. Ale almiritis sadzić nie będę. – Almiritis? A cóż to takiego? – To takie greckie drzewka, które piją słoną wodę. – De gustibus non est disputandum – powiedział ze śmiertelną powagą Olszewski. – Ja tam wolę piwo.