Porucznika bedą chować, to i niebo płacze – chciałoby się sparafrazować Sienkiewicza na wieść o odejściu pana Cieślaka. R.I.P.:
Pogoda w tę majówke idzie na rekord. Zimno i leje od samego rana non stop.:
Z trasy. Zaległej, lubelskiej. Gdzieś po drodze kolejny prawosławny cmentarzyk. Oraz upamietnienie amerykańskich lotników, którzy musieli się tu katapultować z uszkodzonego samolotu. Wojnę przetrwali „w oddziale partyzanckim >Zenona<„. Gdzie był wtedy Wielki Marian?:
Z ostatniej rundki po Wielkopolsce.:
Ach te wielkopolskie powstańcze „fronty”… jakbym oglądał radziecki film o wyzwoleniu Europy spod jarzma.
Gdy się wczytać w tablice pamiątkowe (setki!), gdy wejrzeć w murale (tyleż!), okazuje się z całą oczywistością, że przy Powstaniu Wielka Ojczyźniana to pikuś.
Ostatnio Helena Datner znalazła ciekawe określenie na naszą zbiorowość (oczywiście nie tylko wielkopolską). Według niej to „kolektywny narcyz”.