Wielkopolska = płasko

Dzisiaj było po płaskim. Nieźle szło tu.:

p1

I tu.:

p2

Nawet tu.:

p3

Próbowałem i tu, ale się nie dało. Jeszcze nie.:

p4

Z liryki wakacyjnej w podręczniku dla dzieci:
Leżę na łące.
Nikogo nie ma. Ja i słońce.

Ciszą nabrzmiała i wezbrana
Napływa myśl:
– To pachnie siano.

Na zapach siana jeszcze za wcześnie, ale to u Wierzyńskiego.

W Poznaniu w tzw. grę miejską dla młodzieży włączono „historię najstarszego w Polsce Cudu Eucharystycznego”. Miało do niego dojść w piwnicy kościółka przy ul. Żydowskiej. Przechodzę tamtędy idąc do TVN-u  czy Polsatu. Żydzi mieli w XIV wieku wykraść tam hostię i ją sprofanować. A ona się broniła. O czym zaświadcza fresk nad ołtarzem. Jeszcze była tabliczka z prośbą o „zniszczenie złośliwego narodu”, ale ją zdjęli. A teraz młodzież mogłaby sobie przypomnieć tę ważką historię. A tu – afera. Też coś! W Sandomierzu, w głównym kościele miasta, tyle czasu wisiały ogromne obrazy przedstawiające żydowskie mordy rytualne na niemowlętach chrześcijańskich (sam widziałem). Zrobił się szum i zniknęły jak zdmuchnięte. Czy ktoś coś widział?! Tak się to załatwia w moich stronach.

Red. Andrzej Niczyperowicz (Głos Wielkopolski): „Profesor W. na egzaminie z meteorologii: – Wie pan co, ja w tym momencie czuje się jak sejmowa komisja śledcza. Zadałem panu pytanie, pan mi odpowiedział, a ja teraz nie rozumiem własnego pytania…”

Dorota kupiła jeszcze w marcu, w antykwariacie w Krynkach (Podlasie) książkę Henryka i Danuty Dębskich „Obiady na każdy dzień” z roku 1987. Prawie 900 stron.:

p5

Ci państwo prowadzili w latach 80. we Wrocławiu „pogotowie kulinarne”. Można było zadzwonić i poradzić się, co ugotować na obiad. Cóż, w połowie lat 80. możliwości nie było zbyt wiele. Więc i pole możliwości też – siłą rzeczy – skromne. Ale od czego nazewnictwo? Niby zwykła kartoflanka, ale w książce nazywa się „Gascogne”. Jest pomidorowa, ale za to „po wersalsku”. Jest jarzynowa „ a la Pompadour”. Są ziemniaki „Douphine”, są „a la Radziwiłł”, sa „a la Villeroi”, „Mousseline” itd. Mój Boże, poczułem się jak pan Jourdain z Moliera. Całe lata 80- te wsuwałem ziemniaki „po wersalsku” i nic o tym nie wiedziałem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *