Steve Sem-Sandberg „Biedni ludzie z miasta Łodzi”

Steve Sem-Sandberg „Biedni ludzie z miasta Łodzi”:

Docufiction na temat łódzkiego getta i postaci Chaima Rumkowskiego. Wybitna literatura grozy.
Cytaty:

I Prezes wyznał, że ma pewne marzenie. A właściwie: miał dwa marzenia. O pierwszym rozmawiał z wieloma, to było marzenie o Protektoracie. O tym drugim wspominał tylko nielicznym. Marzyło mu się, mówił, że pokaże władzom, jakimi zdolnymi robotnikami są Żydzi, raz na zawsze, tak aby dały się namówić na poszerzenie getta. A wtedy także inne części Łodzi zostałyby włączone do getta i już po wojnie władze byłyby zmuszone uznać getto za miejsce s z c z e g ó l n e. Tutaj robota wrzała dzień i noc, tu się produkowało, jak nigdy. I wszyscy odnosili korzyść z tego, że zamknięta ludność Litzmannstadtu pracuje. A kiedy Niemcy to dostrzegą, nadadzą gettu status protektoratu w ramach tej części Polski, która została wcielona do Rzeszy. Powstanie wolne państwo żydowskie pod zwierzchnictwem Niemiec, którego wolność będzie opłacona ciężką, uczciwą pracą. To było marzenie o Protektoracie. W tym drugim, skrytym marzeniu, w swoim

Kłamstwo zawsze ma swój początek w zaprzeczeniu. Coś się wydarzyło — a jednak nie chce się przyjąć tego do wiadomości. Tak się zaczyna kłamstwo.

Kiedyś on także marzył o tym, żeby zostać wielkim fabrykantem, producentem tkanin, jak tamci wszyscy, legendarni w Łodzi: Kohn, Rosenblatt czy niezrównany „król bawełny” Izrael Poznański. Przez jakiś czas prowadził ze wspólnikiem tkalnię. Lecz brakowało mu koniecznej w interesach cierpliwości. Unosił się gniewem z powodu byle spóźnionej dostawy, za każdą fakturą węszył machlojki i szwindle. W końcu zaczęły się także konflikty między nim a wspólnikiem. Do tego doszła ta rosyjska awantura i plajta.

Często siedział samotnie w którejś z modnych kawiarni na Piotrkowskiej, gdzie bywali ci lekarze i prawnicy, w których wybornym towarzystwie sam chętnie by się pokazywał. Ale żaden z nich nie chciał dzielić z nim stolika. Wiedzieli, że to prostak, bez wykształcenia, który potrafi sięgać po najcięższe obelgi i groźby, byle tylko sprzedać swoje ubezpieczenia. Pewnemu sprzedawcy farb na Kościelnej powiedział,

Żydowskich mężczyzn, zarówno młodych, jak i starych, zaprzęgano do fur załadowanych kamieniami i zmuszano, żeby ciągnęli je z miejsca na miejsce. Później musieli te kamienie rozładować; potem z powrotem załadować. Zwykli Polacy patrzyli na to w milczeniu — lub po prostacku bili brawo.

Sądził, że wie, iż kiedy Niemcy mówią o Żydach, to wcale nie mówią o ludziach, tylko o przydatnym być może, lecz w istocie plugawym materiale użytkowym. Żyd pojedynczy jest sam w sobie anomalią; już samo to, że jakiś Żyd ogłasza swoją odrębność, to potworne wynaturzenie. O Żydach można myśleć tylko w postaci z b i o r o w e j. W określonych ilościach. Numerycznych, liczbowych. Tak myślał Rumkowski: „Po to, by bestia zrozumiała, co masz na myśli, musiałeś sam zacząć myśleć tak jak bestia. Nie widzieć jednostek, lecz wielu”.

Ustalono dzienną rację przypadającą na każdego mieszkańca getta: trzydzieści fenigów; nikt w getcie nie mógł kosztować więcej.

Przebywa tu od paru dni osobnik znany jako Król Chaim, siedemdziesięcioletni starzec z wybujałymi ambicjami i lekko stuknięty [a bisl a cedrejter]. Opowiada cuda o swoim getcie. W Łodzi [jak mówi] jest żydowskie państwo, mające czterystu policjantów i trzy więzienia. Ma tam własne „ministerstwo spraw zagranicznych” i wszelkie inne ministerstwa. Na pytanie dlaczego jest tak źle, skoro jest tak dobrze, dlaczego tak wielu umiera, nie odpowiada. Uważa się za pomazańca bożego.

— On mówi do was, jakby getto miało z was pożytek, ale jaki tam z was pożytek; tak naprawdę jesteście tutaj po to, żeby dać się zaszlachtować… A wiecie jak? Tak jak się wpuszcza zwierzęta do zagrody. Najpierw niech się zmęczą, biegnąc przez labirynt, a jak już dobiegną, to tam czeka młot i hak rzeźnicki…!

Obierki ziemniaka — szolechcn — były w getcie cenionym towarem; obierzyny mogły być „grube” albo „cienkie” i sprzedawano je w workach po dwa albo pięć kilo tym wszystkim, którzy mieli kontakty w administracji, a te osoby, oczywiście, natychmiast wiedziały, co zrobić, by na czarnym rynku otrzymać za nie pięciokrotnie więcej. Handel obierkami ziemniaków tak w końcu się rozpowszechnił, że Prezes zażądał, aby wydawać je wyłącznie na recepty, tak jak mleko czy inne produkty mleczarskie.

Rankiem, po wiadomości BBC o masowych mordach w Chełmnie, Prezes getta przeprowadził inspekcję w Wydziale Statystycznym na placu Kościelnym. Wraz z panem Neftalinem, adwokatem, przejrzał całą zachowaną korespondencję i dopilnował, by spalono wszelkie dokumenty, które ewentualnym przyszłym pokoleniom mogłyby sugerować, że zbyt skwapliwie wykonywał rozkazy władz, czy też w ogóle miał jakieś pojęcie o ich prawdziwym sensie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *