Sławomir Mrożek, Dziennik. T.1

Sławomir Mrożek, Dziennik. T.1:

Kilka dni temu, właśnie w stanie takiej pół jawy, o świcie, zapukała do drzwi mleczarka i w ostrych słowach zganiła mnie, że mieszkam na piątym piętrze (przesadziła o jedno piętro, ale byłem zbyt zaspany, żeby sprostować).

Doznałem tego wczoraj, leżąc okropnie spocony przez pół nocy i reagując biciem serca na każde szczeknięcie francowatego pieska sąsiadów, na każde spuszczenie wody do późnej nocy oraz na każde przekręcenie kontaktu elektrycznego, które w moim mieszkaniu rozlega się jak trzask z bicza. (Kontakty też przekręcają do późnej nocy. Widocznie nie spuszczają wody po ciemku).

Bo nie jest wykluczone, że po tamtej stronie czeka na nas diabeł, nie tyle po to, żeby nas porwać, ile po to, żeby nas wyśmiać. Śmierć, być może, jest czymś dostojnym i godnym powagi w naszych wyobrażeniach, ale dla istot takich jak szatan, wiecznych i znających kulisy, nasza śmierć jest anegdotą, czymś komicznym.

… nie mam owego sławnego uczucia, że muszę cokolwiek powiedzieć, najwyżej czasami, że coś muszę, ale bardzo ogólnie i nigdy nie wiem co dokładnie.

Niedawno „Kulisy”24 doniosły o jakimś palaczu centralnego ogrzewania, który porąbał swoje meble w szale pijackim. Akcent był na rąbanie mebli i szał pijacki, ale mimochodem dowiedziałem się, co porąbał ten prymityw: telewizor, radio i pralkę. Jak to Polacy robią, jak się dorabiają, tego nie wiem dokładnie, wciąż jest przecież, nawet według najbardziej oficjalnych danych, sytuacja podkryzysowa, ale czuje się dorabianie.

Określenie „zniewieściały” jest w gruncie rzeczy określeniem pochlebnym. Oznacza ono, że dany osobnik często się myje, nie lubi zabijać ludzi, zdolny jest do współczucia, nie lubi wrzeszczeć i pchać się, żeby udowodnić swoją ważność. Kobiety znają wartość życia ludzkiego, nie tylko dlatego, że rodzą ludzi, ale także dlatego, że ich wychowują i wiedzą, jaka to męka, odpowiedzialność i wysiłek. Mężczyźni nie wychowują dzieci, w najlepszym wypadku na pierwszego oddają na ten cel pewną ilość pieniędzy. Nic dziwnego, że potem masakra może wydać im się zajęciem nie tylko lubym, ale i pożytecznym.

Polak, niestety, bardzo przypomina mi zachowanie pewnych zwierząt, które obserwowałem wielokrotnie, kiedy byłem dzieckiem, w obejściu mojego dziadka. Tak się złożyło, że dziadek hodował świnie, a ja je obserwowałem. Otóż świnie zawsze pchały się okropnie, jedna na drugą, przy czym każda z nich była w sobie indywidualna. Suma tych niezależnych, indywidualnych odruchów dawała okropny, jednoczesny bezład stadny. Na przykład kiedy wlewano jedzenie do koryta. Z krajów, które znam jako tako, w Polsce najbardziej ludzie nałażą na siebie w codziennym obyczaju.

…przecież dopiero po największych wysiłkach i trudach zaledwie parę książek na świecie oddaje jako tako to, o co chodziło autorowi, a w jego mniemaniu zapewne także niedostatecznie, cóż tu wymagać od zdań kleconych na poczekaniu…

… niedomyślenie, najgorsza choroba polskiej elity. Żeby żyć, nie wolno niczego domyślać do końca, trzeba się cofać przed wnioskami.

W tej sytuacji wiadomo, że trzeba stosować szkołę angielską, golenie i herbata o piątej bez względu na okoliczności. Należy sobie stwarzać małą stałość, stałość i trwałość jakąkolwiek, kiedy wszystko jest niestałe, właściwie już niebyłe.

Lem ostrzega: „Ty nie myśl, Mrożku, nie roztrząsaj, tylko gędź”.

Jeżeli jest tajemnica, nie ty ani nie ja będziemy ją znali. Tajemnicy nie można znać. Można znać tylko sekrety, coś, co jedni ludzie ukrywają przed innymi, jeden człowiek przed drugim. Sekrety można wyjawić albo je poznać (usłyszeć o nich albo je podpatrzyć). Tajemnica to coś więcej niż sekret, nie można jej wyjawić ani podpatrzyć.

Polacy szukają Polaków na obczyźnie, u siebie szukają znajomych. Od dawna już taki nie jestem, przeciwnie, ale jest jeszcze drugi stopień – jeżeli nie Polaków i znajomych, to szukają chociaż znajomych przedmiotów.

Autorka stwierdza, że on /Żeromski/ przechowywał niezwykle starannie, naklejając i konserwując, nie tylko listy do niego pisane, ale nawet karteluszki, zawiadomienia itp., komentując, że on miał wielki szacunek dla cudzego słowa pisanego (oczywiście najbardziej pieczołowicie przechowywał recenzje). (…) czyli Żeroś dymał „cudze słowo pisane”, a kochał się tylko w tym, że ktokolwiek cokolwiek do niego czy o nim napisał. I nigdy mu to nie przeszło, jak mnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *