Sebastian Faulks „Piekło poczeka”

Sebastian Faulks „Piekło poczeka” 2008:

Pastisz opowieści o i z Bondem. Wzorowany i dedykowany Flemingowi. Akcja głównie w Iranie w latach 60. Wiązanka stałych motywów. Przeczytane w oczekiwnaiu na 25. Bondaw kinie.
Cytaty:

Czy to w północnej Afryce, czy w Paryżu, nigdy nie spotkał nikogo, kto by przejmował się życiem pojedynczego człowieka. Świat należy do silnych, a czas pokazał, że Haszim jest silny jak mało kto.

Był piękny niedzielny poranek; tysiące pielgrzymów zebrało się na placu Świętego Piotra, żeby posłuchać papieża, który zwracał się do nich z wysokiego okna. James Bond przez chwilę kręcił się między wiernymi. Patrzył, jak naiwne twarze zwracają się w stronę dalekiego balkonu i jak opromienia je światło radości, kiedy starzec wypowiadał kilka słów w języku każdego z nich. Niemal zazdrościł im ich prostej wiary. Pokręcił głową i odszedł, płosząc gołębie. Nawet brzmienie – podobno uniwersalnej – łaciny nie wywarło na nim najmniejszego wrażenia;

Pod naciskiem lekarzy Bond nie używał alkoholu i kładł się do łóżka najpóźniej o dziesiątej, jedynie w towarzystwie lekkiej książki i potężnej dawki środków nasennych. Ćwiczenia fizyczne ograniczył o jedną czwartą. Poza pływaniem przebiegał co dzień trzy mile, podciągał się na metalowym drążku na plaży, a przed drugim prysznicem robił pięćdziesiąt pompek. Wystarczało to, żeby nie sflaczał, ale nic więcej.

Wprawdzie praca często wymagała od niego obracania się w towarzystwie bogaczy i nabrał kosztownych upodobań, jeśli chodzi o trunki, samochody i kobiety, stwierdził jednak, że męczy go stałe przebywanie w otoczeniu mężczyzn, którzy siedząc na tyłku, zbili papierowe fortuny, na europejskich giełdach papierów wartościowych, oraz kobiet, które poprawiały nadwątloną urodę w gabinecie chirurga plastycznego i hotelowym salonie piękności.

Co jeszcze? – Aresztowali tych grajków pop za posiadanie narkotyków. – Beatlesów? – Nie, tych wyjców z włosami do ramion, co robią taki harmider. Jak im tam, The Rolling Stones? – A co to były za narkotyki? Marihuana? – Mnie się nie ma co pytać, psze pana. Wiem tylko, że narkotyki, i już. – Rozumiem. Wszędzie ich teraz pod dostatkiem. – Bond zdusił niedopałek w popielniczce.

To właśnie jedna z rzeczy, dla których kocham Teheran. To miasto przypomina Casablankę w czterdziestym drugim. Mimo że kraj w zasadzie nie jest w stanie wojny, masz tu partyzantkę, franc-tireurs, kapusiów, agentów, tajną policję. Musisz mieć oczy dookoła głowy, ale zarazem spotykasz wielce ciekawe postaci.

Wyjątkowo niechętnie dał się namówić na zapalniczkę Ronsona, model Varaflame, która na pozór była całkiem zwyczajna, a tak naprawdę wyrzucała małą zatrutą strzałkę, która przeciętnego mężczyznę wyłączała z obiegu na jakieś sześć godzin. Wolał jeździć bez dodatkowego obciążenia i polegać na swoim refleksie, a w razie konieczności na waltherze PPK. Nawet tłumik postrzegał jako zbędny balast, który albo spowolni jego refleks, albo już dokręcony najprawdopodobniej zahaczy o jego ubranie, gdy będzie wyciągał pistolet.

Bywają w życiu chwile, kiedy trzeba iść naprzód, atakować, ale zdaniem Bonda bywają i takie, gdy trzeba brać nogi za pas. Sztuka przeżycia polega na tym, żeby wiedzieć, co wybrać w danej sytuacji.

Potem wyprostował się i przytulił ją. – Jeśli chcesz, możesz zdjąć tę spódniczkę – powiedział.

Jakie to dziwne, pomyślał, trafić w końcu do kraju, przeciwko któremu spiskowałem i z którym walczyłem przez większość życia. A teraz, kiedy już się tu znalazł, na widok europejskich twarzy, byle jakich dróg i zabiedzonych wsi kraj ten wydał mu się mniej obcy i dużo bardziej normalny, niż to sobie wyobrażał. I tak oto, w samym sercu Związku Radzieckiego, James Bond zapadł w lekki, ale spokojny sen.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *