Ross MacDonald „Śmiertelny wróg”

Ross MacDonald „Śmiertelny wróg”:

Na okładce książki jest most z San Francico, ale akcja toczy się bliżej Los Angeles. W fabule sami przegrani i nieszczęśliwi ludzie. Wiadomo – Kalifornia.

Cytaty:
Powiedziałem, żeby się trzymał z dala od mojej córki, bo jeśli nie, to wezmę dubeltówkę i odstrzelę mu jego pieprzony łeb. — Mój mąż ogląda sporo telewizji — stwierdziła sucho pani Sebastian.

Sprawiał wrażenie człowieka, dla którego pieniądze są tym samym, co dla innych podwyższające wkładki do butów. Sebastian

Był człowiekiem, który uwierzyłby we wszystko, co w danym momencie poprawiłoby mu samopoczucie.

Spojrzała przez ramię na otwarte drzwi frontowe. Była przestraszona, jakby wyczuwała we mnie listonosza kłopotów.

Uświadomiłem sobie, iż od lat robię to samo co w tej chwili: przemierzam nocami martwe ciało miasta, budując połączenia między milionami jego komórek — w rezultacie szalonego wyobraŜenia, opartego na czystej fantazji, że jeszcze przed śmiercią zdołam połączyć wszystkie nerwy i miasto oŜyje jak narzeczona Frankensteina.

— Jak na bogatą osobę, jest pani niezwykła — powiedziałem. — Większość bogatych kobiet zamordowałaby człowieka dla pięciocentówki. — Nie zawsze byłam bogata. Ale dziś mam więcej pieniędzy, niŜ jestem w stanie wydać. — Podobnie jak ja teraz.

Zadzwonił do mnie dziś rano policjant z Los Angeles. Miał takie śmieszne nazwisko… polskie… Junkowski, czy coś takiego. Zna go pan? — Znam sierżanta Janowskiego.

Nie spotkałem jeszcze profesora, który by wiedział, o czym mówi. Mózg im rozmięka od czytania książek.

Słyszałam, że poszczęściło mu się na krótko przed śmiercią, po przeniesieniu się do Los Angeles. — Jak mu się poszczęściło? — Finansowo. Czy jest jakieś inne szczęście?

— To mi przypomina hymn, który poznałam w młodości: stary hymn odnowy religijnej. Proszę sobie wyobrazić, że byłam kiedyś konwertytką. Byłam nią, dopóki nasz kaznodzieja nie uciekł z tygodniową kasą i moją najlepszą przyjaciółką.

Popołudniowe słońce przelewało swój blask nad górami na zachodzie. Światło miało uroczystą, elegijną patynę, jakby zachodzące słońce miało już nigdy nie wzejść. Gracze na polach golfowych wyglądali, jakby nagle zaczęli się spieszyć, ścigani przez własne wydłużające się cienie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *