Remigiusz Ryziński „Dziwniejsza historia”

Remigiusz Ryziński „Dziwniejsza historia”:

Polscy homoseksualiści. Czasy przewojenne, wojna, PRL. We wspomnieniach kilku osób. Sporo realiów odstających od standardów.
Cytaty:

Ich losy zupełnie odmienne, odległe, a jednak – równoległe. Złączone historią. Wspólne i obce. Polskie i żydowskie. Homoseksualne.

Czego się pan napije? – Obojętnie. – Ale proszę powiedzieć: kawy, herbaty, wódki? I wiem już, że mam do czynienia z konkretnym człowiekiem.

Getto, które płonie. Dymy, czarne niebo. Kwiecień, piękna pogoda. Waldemar. Życie trwało, jakby się nic za murem nie działo. Wszystko normalnie, brydż, kolacje. – Jak to sobie teraz przypominam, to nie mam jakiegoś uczucia zgrozy. Tak, jakby nas to zupełnie nie dotyczyło. Była zupełna obojętność.

W domu babki Huberta, na ulicy Ordynackiej, były dwie klatki schodowe. W porządnych domach zawsze tak właśnie było: drewniana klatka służbowa, tak zwana kuchenna, oraz marmurowa, główna, dla państwa. Taki był układ mieszczański – czy słuszny, nie wiadomo, ale wygodny na pewno.

Otoczony swoimi książkami – tymi, które ma, i tymi, które sam napisał – czuje się pewnie, jak płótno w ramie.

W mieszkaniu Michała – cisza gotowa do pracy.

Proszę pana, kiedyś była ankieta wśród ocalałych z zagłady, czy się zamykasz, i dziewięćdziesiąt procent powiedziało, że nie, że zostawia otwarte. No po prostu nie daje rady tak z własnej woli, jak nie trzeba, zamknąć się w toalecie czy gdzieś.

Iwaszkiewicz opowiadał, jak to był we Włoszech, gdzieś w małym miasteczku, i wszedł do jakiegoś kościoła. Spacerował po tym kościele, ale już się robiło ciemno, wieczór. Zza ołtarza wyszedł młody przystojny ksiądz i mówi: – Proszę pana, my już kościół zamykamy, proszę opuścić. Ale jak sobie spojrzeli w oczy, to wiadomo było, o co chodzi. Ksiądz go zaciągnął gdzieś za ołtarz. No i kiedy już skończyli całą zabawę, to ksiądz: – Synu, a skąd ty pochodzisz? – zapytał. – Z Polski. – Czyli jesteś katolikiem? – Jestem. – To idź z Bogiem, Bóg ci to wszystko wybaczy. Taką opowieść Waldorff o Iwaszkiewiczu nam przekazał.

W Parasolu był Krzysztof Kamil Baczyński, o którym Jerzy Andrzejewski mówił, że był jego pierwszą wielką miłością. Huberta to nie dziwi, potwierdzić jednak nie może.

W czasie wojny warszawscy homo bywali w kawiarniach chętnie. Mówiło się, że w Szwajcarskiej na miejscu są zawsze: pan Zawistowski, aktor, bardzo przystojny i uzdolniony, oraz jego przyjaciel, pan Rakowiecki. Panowie ci byli prawdopodobnie parą, w każdym razie występowali publicznie zawsze razem. Razem przychodzili, razem wychodzili, razem się ich widywało na mieście. I co? No nic. Tak było.

Ponad tym wszystkim jednak najbardziej znaną kawiarnią typu homo była Café Otto w Alejach Jerozolimskich. – Niemcy tam chodzili, żeby poznać Polaków. – Hubert kiwa głową. Wszystko rozumie. Bywali tam głównie oficerowie niemieccy. Zwykły żołnierz nie zajrzał, bo to było źle widziane. Dla zwykłych żołnierzy były miejskie pisuary zwane grzybkami, parki i ciemne alejki. Tymczasem do Café Otto niemiecki oficer mógł przyjść i prawie oficjalnie chłopaka jakiegoś poderwać.

Natomiast w kwestii, czy Niemcy poznawali Polaków i czy Polacy chodzili z Niemcami, to odpowiedź jest krótka: tak.

Miałem bardzo serdecznego przyjaciela – opowiada Jerzy – profesora szkoły teatralnej i aktora w Łodzi, który mówił, że w czasie okupacji wszyscy młodzi geje chodzili najchętniej na tak zwaną pikietę na plac Wilsona i tam SS -mani i inni Niemcy korzystali. No, to była rozkosz! To byli najbardziej wypielęgnowani faceci. Tak, tam Polacy przychodzili na Niemców i tam się to odbywało na miejscu.

Chłopaki z Niemcami chodzili. – Co do Niemców – mówi Jerzy do ściany – to oczywiście, że tak. Podrywało się! Zresztą oni byli tak piękni, że dziwić się nie można.

To był tak zwany szlak hańby – tłumaczy – gdzie się geje przemieszczali, podrywali. To było właśnie od placu Trzech Krzyży, czyli od Krzyżyków, potem następny grzybek był na placu Napoleona, czyli dzisiejszym placu Powstańców Warszawy, następny na placu Grzybowskim, gdzie dziś Teatr Żydowski, i ostatni na placu Żelaznej Bramy, gdzieś w okolicach Hal Mirowskich. To były cztery takie punkty i tam się towarzystwo przemieszczało wte i wewte.

Formy kontaktów między narodami były różne. Na przykład: prostytucja, sponsoring, gwałt. W nomenklaturze sądowej: komercja, konsensus, wymuszenie. – O kurwach – wspomina Hubert – trzeba powiedzieć przede wszystkim, że były „te z Chmielnej” w kapeluszach i „te z Piekarskiej” w chustkach na głowie, prosto ze wsi, znacznie tańsze. Zaraz po wrześniu wisiały na mieście afisze zabraniające stosunków płciowych między Niemcami i Żydówkami. Niemcy byli przez duże N, a Żydówki przez małe ż. Warszawa burdelami stała. I to od najdawniejszych czasów.

Według raportów policyjnych kobiety te podrywały klientów nie tylko na ulicach i w miejscach publicznych, lecz również w kawiarniach, a następnie prowadziły ich do własnych domów. Latem wyjeżdżały do kurortów po „miłość sezonową”. Prostytutki miały nawet swoją patronkę, świętą Marię Magdalenę. Praktycznie w każdym burdelu wisiał jej wizerunek. Istniała bowiem solidarność wśród kobiet ulicy. Panie lekkiej konduity Parki i kina warszawskie były usiane prezerwatywami.

W połowie 1940 roku zaczęły działać w Warszawie pierwsze legalne burdele. Najpopularniejsze były na Nowym Świecie, na Foksal i na Chmielnej. W 1940 roku w Warszawie spisano też 173 prywatne miejsca schadzek, czyli tak zwane meliny.

Prezerwatywy nie były specjalnie w modzie. Mimo propagandy i lęku przed kiłą. Na ścianach wisiały plakaty: „Po stosunku poddaj się dezynfekcji!”.

… w wierszykach tego rodzaju: „Przed tym sklepem wielki tłum / Tam sprzedają olla-gum” albo „Na pustyni Kara-Kum tam sprzedają olla-gum / Bardzo zdrowe dla młodzieży, kto nie wierzy, niech przymierzy”.

Od strony ulicy Smolnej powstało Muzeum Narodowe. Za nim rozciąga się do dziś park, jedno z ulubionych miejsc spotkań gejów warszawskich. Prawdziwa magia. Monstrosa Seks bywał naruszeniem prawa, grzechem i obrazą moralności.

Po 1933 roku zamknięto w Berlinie gejowskie knajpy i organizacje, dokonano selekcji książek. Ludzie zeszli do podziemia. Szef SA Ernst Röhm był homoseksualistą, ale do podziemia nie zszedł. Może dlatego z rozkazu Hitlera został zamordowany. Powstały listy homoseksualistów i paragraf 175 nabrał nowej mocy. Za czynny lub bierny homoseksualizm – oraz „nierząd ze zwierzętami” – wyznaczał karę od trzech miesięcy do dziesięciu lat więzienia. Od 1941 roku obowiązywała także kara śmierci.

Według opinii Heinricha Himmlera seksualność człowieka nie jest sprawą prywatną, ale ma znaczenie dla państwa, bo „dotyczy życia i śmierci narodu”. Dlatego homoseksualiści byli ścigani tak samo jak kobiety dokonujące aborcji, która też była zakazana. Na podstawie paragrafu 175 w latach 1931–1945 zginęło około pięćdziesięciu tysięcy mężczyzn.

Hubert pamięta dwa szkolne kawały. Pierwszy: „Tańczą tango. Ona: – Pan niedługo umrze. On: – Dlaczego? Ona: – Bo ja pana koniec czuję”. Drugi: „Na pogrzebie. Ktoś pyta wdowę: – Jaki był koniec nieboszczyka? Wdowa: – Siny! Siniuteńki!”. No i tak sobie żartowali.

Sendlerowa uratowała mi życie, tak samo jak uratowała mojej matce. Tylko że to nie było wyprowadzenie z getta, to była pomoc w znalezieniu mieszkania. Na zasadach komercyjnych działa swojego rodzaju hotel dla ukrywających się Żydów. Owszem, proszę bardzo, można się zatrzymać, ale opłata solidna. No niestety, wojna.

Hubert ma o powstaniu zdanie wyrobione, poparte tym, że je widział, oraz latami dystansu wobec historii i miejsca. – Trzy czwarte mojej klasy poszło do powstania. Większość z nich zdawała sobie sprawę, że to jest rzecz przegrana. Dziś, jeśli niektórzy mówią, że powstanie musiało nastąpić, że było naprężenie w społeczeństwie, to jest to zupełnie fałszywe. To naprężenie było w jakiejś drobnej części inteligencji warszawskiej. Ludzie byli zaskoczeni, byli antypowstańczy, nagle z tych ich biednych dwóch pokoi ich wyrzucali, palili dom, zabijali. To było zupełnie niezrozumiałe. I pamięta, że kiedy szli z Warszawy, to jakaś kobieta obok narzekała: „Takiego powstańca bym spotkała, tobym go żywcem rozdarła rękami”. – Więc to nie była prawda, że la population popierała te straszne rzeczy.

Sprawy intymne były, ale skromnie. – Po wojnie przez brak warunków mieszkaniowych – wspomina Hubert – seks był utrudniony. Ale penicylina już łatwo dostępna. Kurwy mieszkały w piwnicach spalonych domów i tam przyjmowały klientów. Nazywano je wtedy gruzinkami. Gruzinki od gruzów. Tak jak lampowe od lamp ulicznych, a parkowe, od drzew i rabatek, w których wiły sobie gniazda na chwilę.

Poza tym było solarium nad Wisłą, nad Świdrem i na Legii. Oddzielona płótnem była tam część dla pań i dla panów. A w płótnie dziury. – Tam było zawsze dużo gejów. A po drugiej stronie lesbijek. Łaźnia miejska na Starynkiewicza, przynajmniej zaraz po wojnie, była wśród gejów i chłopaków z miasta – w tym żołnierzy i milicjantów – najmodniejsza.

Najważniejsza metoda zdobycia czytelnika to dobre rozpoczęcie książki. I Adler rzeczywiście zaczyna wspaniale: Zagadnienie homoseksualizmu wyłania się w społeczeństwie jak straszliwy upiór. Liczba ludzi perwersyjnych zdaje się wzrastać mimo i wbrew wszelkim potępieniom. Klątwa religijna i przepisy prawne nie wywierają na to większego wpływu. Homo seksualizm zatacza szerokie kręgi zarówno w okręgach wiejskich, jak i w wielkich miastach. Dzieci, dorośli, starcy, mężczyźni, jak i kobiety tak samo ulegają tej skłonności.

Zachowanie się homoseksualisty możemy krótko omówić. […] Są to pewne odchylenia w ściśle oznaczonym celu; aktorskie pozy, wyuczone postępowanie, omdlewające spojrzenia, udawana lękliwość, potrzeba oparcia się i kokieteria u mężczyzn a u kobiet zbyt swobodna postawa, cynizm, agresywność i pewnego rodzaju duma.

Michał swoją wiedzę o homoseksualizmie także brał z encyklopedii, gdzie przeczytał: Homoseksualizm – popęd płciowy do osób tej samej płci; może być wrodzony (prawdziwy) lub nabyty (pseudo-h.). Ten ostatni spotyka się często w więzieniach, koszarach, pensjonatach itp. U kobiet nazywa się też h. lesbismem, safizmem, mężczyzn określa się jako uranów lub uringów. Homoseksualni są zresztą zwykle fizycznie i umysłowo zdrowi, często intelektualnie i estetycznie wysoko stojący ludzie, którzy z powodu swych skłonności często moralnie bardzo cierpią.

Wszystko było dopuszczalne, o ile zachodziło w ciemności alkowy, a przede wszystkim o ile nie zagrażało świętej instytucji małżeństwa. Dlatego tak wielu gejów i lesbijek brało wtedy śluby z osobami przeciwnej płci. Dopóki nie naruszali normy społecznej, nikt nie pytał, co robią w „wolnym czasie”.

Różnie o nim pisano, zazwyczaj niezbyt ładnie. Urania, pederastia, trybadyzm, chłopcolubstwo, samcołożstwo i tak dalej.

Mogę opowiedzieć o Berezowskiej. Gdzieś w domu jest mój akt malowany przez Maję, akwarela. Więc u Mai były takie homoseksualne zebrania. Ona była małym potworkiem. To jej sprawiało wielką przyjemność. Przyszła do mnie na imieniny, przyniosła mi rysunek, gdzie dwóch siedzi chłopców i jeden drugiego drapie tam z tyłu. Moja babcia stwierdziła: „No tak, mówią, że pani jest pornografką, ale ja tu nic nie widzę, że on go drapie w tyłek, no to co?”. Do Berezowskiej przychodziło pełno chłopców. Bawili się, pili, śmiali i tańczyli. Zwyczajnie zupełnie, bez ekscesów, bo ekscesy były już później, bez Mai. – Coś ktoś jednak doniósł, że się tam u niej pieprzą. Rodzice jednego z nich przyszli do niej i mówią: „Pani uwodzi naszego syna!”. A Maja na to: „Ale państwa syn to jest pedał!”.

Plaża w Świdrze była wśród gejów niezwykle popularna. Jeździło się w weekendy grupami, dzięki czemu następowało mieszanie środowisk. Były specjalne miejsca, częściowo zakrzaczone, gdzie można się było wybawić. Hubert, Sergio, Fernando i piękny Pitu pakowali kosze jedzenia, pojemniki z lodem, wina i wódkę, brali koce, ręczniki, wsiadali do auta i jechali. To było życie!

Mnie się wydawało, że na całym świecie tylko ja jestem gejem. A poza tym: Plato, Sokrates i Iwaszkiewicz.

Chodziło się do szaletów, do parków, pod Bristol. – Niedaleko Bristolu jest Grób Nieznanego Żołnierza – wspomina Nasierowski. – Cała gejowska Warszawa tam bywała. Tam się szło, patrzyło, bo oni stali, jak na wystawie. Dobierani byli pod kątem tego tupania, żeby się podobali zagranicznym gościom. To nawet nie trzeba było pytać, oni wszyscy wiedzieli. Kolejne roczniki przekazywały sobie co i jak. Byli kształceni w tym kierunku. Mówiło się, czy przyszedłbyś, miałbyś czas, wsuwało się karteczkę. Niekoniecznie nawet za pieniądz szli, to były smutne czasy, wiedzieli, że ciota złapie, nie wiem, co tam zrobi, ale nakarmi, napoi, wesoło, miło, sympatycznie, rozmowa kulturalna, no chłopcy ze wsi przeważnie. Tylko im oczy chodziły i podrywało się ich łatwo.

– A skąd polska homofobia? – Z tych samych przyczyn co antysemityzm. Z Kościoła.

Pod mostem Poniatowskiego na plaży wystarczyło się po prostu położyć na ręczniku. Jeśli były warunki fizyczne, a to sprawne oko oceniało bezbłędnie w sekundę, to absztyfikant podchodził, zagajał, papierosem częstował i szło się na temat.

O. poznał tam raz fajnego trębacza. Nie wiedział, jak zagadać, żeby nie spłoszyć. Mówi: „A tu podobno was nachodzą”. A ten trębacz od razu: „Chcesz, to ci czterech przyprowadzę od razu”. I przyprowadził. Poszli pod Dom Bez Kantów, tam brama była, a w bramie wartownia. Po kolei wchodzili, dyskretnie i w poszanowaniu prywatności. Oni te sprawy znali doskonale. Potem się żenili, zapominali. – Biseksualni byli dla własnej wygody.

Kawiarnie były pełne, pikiety jeszcze gwarniejsze. Istniały długo trwające małżeństwa ciotowskie. Ciekawe życie towarzyskie. Gdzie profesor uniwersytetu żył w związku z jakimś parobkiem wiejskim, a słynny pisarz z tancerką z komunistycznego zespołu tańca. Nie było żadnych homoseksualnych ofiar tamtego reżymu.

Kobiety miały tę wygodę, że mogły się ukryć. Lesbijki spotykały się w kawiarniach tak samo, na placu Konstytucji. Ja się tym nie interesowałem, ale chodziła

– Myśmy byli młodzi. Chciało się żyć. Poza tym pokolenie moich rodziców cierpiało znacznie bardziej. Nie było specjalnego cierpienia z powodu komuny. Były ciekawe teatry, wychodziły szalone ilości tłumaczeń literatury francuskiej, angielskiej, a książki były tanie. I nie było różnicy finansowej między ludźmi. Była nomenklatura, której się nie znało. Oni jeździli samochodami i kupowali za żółtymi firankami. To była ta cienka warstwa arystokracji czerwonej. Poza tym wszyscy ludzie mieli trudności finansowe i mieszkaniowe, ale nie było zazdrości, zawiści, bo wszyscy byli w tej samej sytuacji. Nie było nadziei, że to się zmieni. Trzeba się było przystosować do tego, co jest.

Kazimierz Wielki pozwolił Żydom żyć w Polsce, nie z litości, ale aby zaludnić miasta zniszczone przez Tatarów. Ta polska tolerancja to propaganda, królowie i magnaci ich chronili, bo Żydzi umieli pisać, znali tabliczkę mnożenia i byli potrzebni. Wiedzieli, co się dzieje na świecie, i mieli kuzynów od Lizbony do Indii czy nawet Chin. Ich wiara i ich język to była ich siła i wcale nie chcieli tej siły stracić. To był układ donnant-donnant, ochrona za usługi i nikomu nie przychodziło do głowy, aby z Żydów robić Polaków.

No to mamy Polskę judenfrei. Polska zaskakuje sama siebie, antyżydowska bez Żydów, śmieje się najbardziej z żydowskich kawałów, śpiewa żydowskie piosenki i bez karpia po żydowsku nie ma prawdziwej Wigilii. Mówi hucpa, bachor, geszeft, siksa i szmatławy. Na religii uczy się o przejściu przez Morze Czerwone, święci żydowskie święta: Chanuka to Gwiazdka, a Pascha to Wielkanoc. Absurd.

Po Marcu przełożony Rysia z „Przekroju” wezwał go do siebie do gabinetu. – Nas jest tutaj dwóch Żydów – powiedział. – Jeden musi wyjechać.

Uwewnętrzniona homofobia też występuje i jest bolesna. Żyjesz z dnia na dzień, nie patrzysz na boki ani broń boże chłopakom po oczach, milczysz dużo, dużo czytasz. Siedzisz w domu. Po cichu.

2 komentarze do “Remigiusz Ryziński „Dziwniejsza historia”

  1. Bardzo ciekawe. Po raz pierwszy czytam coś na ten temat, co nie jest napisane z punktu wiedzenia dzisiejszego trzydziestolatka, który coś tam przeczytał o Iwaszkiewiczu, Uniłowskim, Berezie (Henryku znaczy, nie Kartuskiej) czy grzybku na Placu Trzech Krzyży. Z tego widać, że tak rzeczywiście było, że to słowa prawidziwych ludzi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *