Piotr Ambroziewicz „Widziałem. Słyszałem. Spisałem. Wspomnienia reportera sądowego PRL”

Piotr Ambroziewicz „Widziałem. Słyszałem. Spisałem. Wspomnienia reportera sądowego PRL”:

Procesy głośne i te mniej plus ABC PRL-u. To mógł sobie autor darować…
Cytaty:

Prawdziwym cudem wydał mi się donos pierwszomajowo- kwaterunkowy. Trzeba wiedzieć, że w latach powojennych dość długo funkcjonował tzw. kwaterunek, który zajmował się przydziałami, zasiedleniami i dogęszczeniami mieszkań, zwłaszcza w zburzonej Warszawie. W wyniku takiego „dogęszczenia” właściciel/posiadacz mieszkania musiał oddać np. jeden z dwóch czy trzy z czterech pokoi obcym osobom, zwanym potocznie sublokatorami. W oczywistym następstwie stosunki między mieszkańcami takich pokoi trudno było nazwać pokojowymi. Jak choćby przy Noakowskiego: Wstałam 1 Maja i idę do kuchni, patrzę, a tam moja ważna sublokatorka pranie sobie urządza. To ja jej mówię, kobieto, czy ty Boga w sercu nie masz, żeby w takie Święto pranie sobie urządzać A ona mi: odpierdol się stara kurwo.

Innym razem (jako świadek) na okrutne spostponowanie poskarżył się sędziemu st. sierżant MO: – Oskarżony wyzwał mnie od w dupę jebanych starszych sierżantów i jeszcze gorzej! Płócienniczak zamyślił się, aby po chwili spytać łagodnie: – Proszę w takim razie zdradzić Sądowi, co może być jeszcze gorszego od w dupę jebanych starszych sierżantów?

Tak więc znowu stanęła mi przed oczami, jak żywa, wciąż nieuleczalnie przedwojenna Galicja, ten grajdół, w którym wtedy cała inteligencja od Krakowa po Lwów znała się i spotykała, Galicja z jej Panami Radcami, Panami Starszymi Radcami i Panami Nadradcami, z Panami Profesorami i Panami Mecenasami, z Rączki całuję Pani Inżynierowej (to był przypadek najbliższy wujostwu)/Doktorowej/Docentowej itd. na każdym kroku.

Od zawsze stawiam tezę, że gdyby w PRL było pod dostatkiem mięsa i względnie tanich wędlin, to nie byłoby Czerwca, Sierpnia, Października, Grudnia ani innych miesięcy w roku. To tylko po części ponury żart. Polski robotnik budujący socjalizm nie wziął się znikąd, przeważnie brał się ze wsi, z biednych i zacofanych wiosek, w których odwiecznym problemem było zdobycie jedzenia.

W kilometrowych ogonkach fatalne nastroje, chwilami podsycane, a chwilami rozładowywane przez humor mięsny, dziesiątki, setki dowcipów, jak choćby wieść podawana z czoła kolejki na jej koniec: Kierownik mówi, że nóżki już wyszli, uszy też wyszli, ale każdy może dostać po ryju.

… wtedy ciocia w mięsnym była tyle warta, co dzisiaj wujek ordynator w dużym szpitalu.

Nadwyżki mięsne, które sprzedawano do prywatnych zakładów, otrzymywano w różny sposób, najczęściej przez dolewanie wody. Dolewano jej do kiełbasy zwyczajnej – najgorszego gatunku. Ile litrów wody się wlało, tyle kilogramów mięsa można było odzyskać, czyli przenieść do kiełbasy lepszego gatunku. I tak kolejno, z gatunku na gatunek, aż do szynkowej, zastępując w ten sposób szynkę, którą sprzedawano na boku. I pobierano pieniądze za tyle kilogramów szynki, ile litrów wody wlano do zwyczajnej kiełbasy.

… z nimi, i z miejscowymi witał się Kargul już to na niedźwiedzia, już to na karpia, już to na oklep.

Oto zeznaje starsza kobiecina, kręci się, coś tam bąka w kierunku okna. – Proszę się nie bać – uspokaja ją sędzia przewodniczący Wiesław Sieklucki – to jest mikrofon i trzeba się do niego przysunąć, zamiast odsuwać. Trzeba mówić tak, jak to pani widziała w telewizji. Od innej kobiety sąd usiłował się dowiedzieć, gdzie mieszka. Raz, drugi. Bezskutecznie. Wreszcie przyciśnięta do muru pani świadek uchyla rąbka tajemnicy: – Jak to gdzie?! Normalnie! Szwagier Kłopockiego na pytanie obrońcy Dąbrowskiego: – Czy za życia ofiara jak już piła, to dużo piła? Odpowiada, że Kłopocki dbał o rodzinę. – Świadek chyba źle zrozumiał pytanie – śpieszy z pomocą przewodniczący. – Sądowi chodzi o to, czy oraz ile lubił i mógł wypić, a na takie pytanie chyba każdy szwagier potrafi odpowiedzieć.

Zgadało się coś o filmach, a że był październik, to i na temat corocznego Miesiąca Filmów Radzieckich, podczas którego kinomani – gdyby chodzili w tym czasie do kina – byliby traktowani wciąż tymi samymi tytułami, z „Leninem w Październiku” na czele. Powiedziałem więc gościowi, że ulubioną rozrywką polskiej młodzieży jest dopisywanie na plakatach filmu „Lenin w Październiku” informacji: „A koty w marcu”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *