Michał Olszewski „Zapiski na biletach”:
Polska B w licznych smakach.
Cytaty:
Kolornik polski, czyli zbiór najróżniejszych barw tego kraju. Od szarości po najdziksze pigmenty. Beże krakowskie, błękit mazurski, róż suwalski, żółć Zajazdu Flamingo w Porębie Żegoty. Szeroka paleta barw, mimo wysiłku drobnej i grubej przedsiębiorczości ciągle podbita kolorem szarym.
Pusto, noc. Współpasażerka szepcze do telefonu gwałtowny wiersz zdradzonej żony. Cytuję:
Nikt się nie spodziewał
On odszedł od nas po cichu
Dopiero później wyszło
Że związał się
Z Toyotą.
Jak kraj długi i szeroki powstają szkoły paznokcia i akademie paznokcia, być może doczekamy się kiedyś uniwersytetów paznokcia, szpitali paznokcia, a nawet domów pogrzebowych, które z należną czcią będą odprowadzać w ostatnią drogę pozostałości po zabiegach higienicznych bądź ofiary nieszczęśliwych przytrzaśnięć.
Jest ponure, niezależnie od stopnia nasłonecznienia, blokowisko Radom, ułożone byle jak w szczerym polu. Przy torach więcej zasobów ludzkich konsumuje piwo Mocne, mężczyźni kucają niczym w Albanii, przy murkach i słupkach kwitnie ta sama od lat mocno zakrapiana kontemplacja uciekających pociągów i czasu.
Tak jak nomadzi przecinają pustynię, wychwytując nieskończoną feerię szczegółów, tak przy odrobinie wysiłku podróż przez bezludną równinę można uczynić ekscytującą. Można studiować to, co nieważne i zmarginalizowane, co ledwo wystaje ponad powierzchnię ziemi, błyskawicznie znika za wątłymi pniami młodych świerków, ucieka, umniejsza swoją rolę, a jednak znaczy, polska z okien ekspresu to kraj nieskończonych możliwości, idealny teren do skolonizowania, na dodatek niegłupi krajobrazowo.
Kiedyś przeciętna wiedza geograficzna przypominała kręgi na wodzie: tym słabsze, im dalej od miejsca, gdzie plusnął kamień. Poznanie rozchodziło się koncentrycznie, najlepiej znane było to, co najbliższe. Teraz prywatne mapy przypominają ser z wielkimi dziurami. Pomiędzy punktami, o których coś tam wiemy, w które wgryźliśmy się dzięki tanim liniom, rozpościera się nicość, białe plamy jak na XIX-wiecznych kartach. Rzym, Ełk, Waszyngton, Kraków, Tomaszów Lubelski, Odessa, Berlin i Seattle. Między nimi pustka, przestrzenie, o których nie wiadomo nic.
Sztuczne kwiecie jest łatwiejsze w obsłudze, bardziej praktyczne, sztuczne kwiecie nie robi problemów, podlewać nie trzeba, choćby najdłuższy urlop pracowników nie straszny, mszyce go nie oblezą ani mączniak nie zaatakuje. Raz na pół roku odkurzysz i po kłopocie. To estetyka dla zabieganych i dla tych, co nie widzą różnicy między liściem z płótna a liściem prawdziwym.
Na drogach śmierć zagląda w oczy, regularnie, ma niezłe auto i strasznie jej się spieszy, bo kredyt, bo raty, bo dziecko odebrać ze szkoły, towar się psuje, szef wkurwiony, robotnicy oszukali, ona odchodzi, on wraca. Potem strażak z miotłą sprząta szkło w ciemności, niebieski kogut świeci mu po kasku, znowu się udało, znowu nie ja, nie my.
Znaleźć się w Laskowicach Pomorskich w majową sobotę o szóstej rano – to jest dopiero coś.
Niedawno na S8 pod Choroszczą widziałem samotny krzyż na środku przebudowywanej drogi, stał na wysepce ziemi, a wokół niego trwała budowa, najwyraźniej robotnicy nie wiedzieli, co z nim zrobić. Tu wolność nadal krzyżami się mierzy. Tyle że przydrożnymi. Wolność i szybkość.
Nuda jest najciekawszym, co może się zdarzyć. Nuda jest przygodą dla wtajemniczonych, trudną, ale najpiękniejszą. Nuda nas podnieca.
Krajobraz nas wychowuje. Krajobraz wprowadza się do naszych wnętrz bez pytania i za nic nie chce się wynieść, nawet mimo usilnych próśb.
Na Płaszowie z drzwi opatrzonych naklejką „Zabrania się korzystać z ustępu podczas postoju pociągu na stacji” rześko wyszedł mężczyzna. Zadowolony wyskoczył na peron, po czym wsiadł do lokomotywy. Chwilę później ruszyliśmy.
Czy chłopi w kaszkietach i marynarkach nadal uprawiają w kątach rynku nasz polski zen, obserwując ruch samochodowy i mierząc czas bynajmniej nie zegarem słonecznym, tylko topniejącą nieodwołalnie paczką papierosów?
Brykiet śmierdzi suszoną śliwką, torfem, bagnem, kurną chatą, w której tulili się do ognia moi przodkowie; koksowy wali z nóg mocniej niż dobra marihuana.
Oto kraj, w którym jednocześnie śmiejesz się do rozpuku i płaczesz, mówiąc, że to tylko oczy pieką od niewyspania. Innego nie będzie.
Przekonuję sam siebie, że takie wyprawy mają sens. Że intensywne uczestnictwo w podróży osobowym do Tunelu czy jeździe przez Kraków-Płaszów przynosi równie dużo pożytku jak zwiedzanie Tadż Mahal, a myjnia bezdotykowa pod Łomżą prowokuje do wędrówki intelektualnej równie wymagającej co katedry Tuluzy. Udaje mi się coraz lepiej.
Godziny pracy sauen w okresie wakacyjnym (Ełk).
Moczy w słoikach nie przyjmujemy. Kału tylko na łyżeczkę (przychodnia Warszawa Grochów).
Bartex – nowe oblicze mleka (napis na mleczarni w Elblągu).
Restobar Avocado – tradycyjna kuchnia polska (Kraków, ulica Miodowa).
Kornik – artykuły drewniane (sklep w Zwoleniu, niedaleko jest spożywczt o nazwie Tanioch).
Tłuszcz przeprasza za debili (PKP Tłuszcz).
Chyba tu byłem (PKP Jaworzno-Szczakowa).
Masaże łóżkiem z kamieniami nefrytowymi (Kraków, ulica Batorego).
Nasza oferta to pełny asortyment naszych wyrobów (Rybnik, sklep mięsny).
Mega mnoży się w polszczyźnie. Coraz więcej mega bib, mega sklepów i mega akcji. Są mega promocje, ziomy wbijają się na mega melanże. Pewnie lada chwila zaczniemy miewać mega sny i popijać mega alkohole. Mega matka spuści synalkowi mega wpierdol za mega wtopę.
Dworzec, który nie śmierdzi. Figura użyta w tytule nazywana jest w idiolekcie polonistów oksymoronem. Czyli wyrażeniem logicznie niemożliwym, sprzecznym wewnętrznie.
Widzę te tłumy paryżan, zwabionych do Florencji hasłem „Kraków Południa czeka”. Albo Barcelona, ten hiszpański Szczecin. Paryż Warszawą Zachodu, Wałbrzych Berlinem Południa. Wenecjami Północy są (wymieniam, posiłkując się wyszukiwarką Google): Kalisz, Augustów, Toruń, Bydgoszcz, a Małą Wenecją Północy bywa nawet słynne jedynie z ciężkiego kryminału Barczewo. W tym miejscu wkraczamy na cienki lód semantycznych igrców i logicznych pułapek. Skoro Barczewo jest Małą itd., to dlaczego Wenecja nie jest nazywana Wielkim Barczewem Południa? Dlaczego nikt nie nazywa Wenecji Bydgoszczą Południa? Gdzie elementarne poczucie logiki i przyzwoitości?
Gdyby /pisarz/ poznał Polskę jeszcze lepiej, do trzewi, dialog toczyłby się pomiędzy dwoma chłopakami i brzmiałby mniej więcej tak: „ Yyyyyy, ege ege dugu blanty, ege, yyyy, jarać, yyyyy, foki, foki, yyyy, uuuu gugu, kurwa”.
Potrawą narodową jest u nas niewątpliwie kebab, archetypicznym natomiast obrazem rozkraczony mężczyzna na ławce, który zajada się mieszanką mięsa i warzyw, ocierając dłonią skapujący z ust ostry sos.
W przeglądarce znalazłem, że pociąg z Jasła do stacji Biecz jedzie dwanaście albo piętnaście godzin. Przez Rzeszów, Tarnów, Stróże. Te dwie stacje dzieli dystans piętnastu kilometrów.