Marta Mazuś „Król kebabów i inne zderzenia polsko – obce”

Marta Mazuś „Król kebabów i inne zderzenia polsko – obce”:

Reporterskie zapisy z kontaktów z imigracją do Polski.
Cytaty:

A tu też Polka, taka miła kobieta, ale u niej nikt nic nie kupuje. Zawsze mówi, że nie ma utargu. Handluje książkami. Książki teraz się nie sprzedają.

W Polsce ja sprzątam bazar i muszę być z tego dumna. Muszę sobie wmawiać tę dumę. Bo mam pięćdziesiąt lat i wyższe wykształcenie. Na Ukrainie studiowałam handel i ekonomię, pracowałam na posadzie kierowniczka sklepu.

Na tym stoisku ja po raz pierwszy widziała, jak ludzie kradną. Ilu starszych ludzi kradnie! Do rękawa, do palta, do kieszeni. Ona idzie sobie w futrze i kradnie. Takie drobiazgi – radyjko, taśma, latareczka, szminka. Nie sposób naliczyć.

A reszta to pijące. To jest osobny typ człowieka. Jak człowiek raz, drugi, pójdzie do śmietnika, to już będzie chodził.

Polska religijność jest zamknięta na inne nurty. Jeśli wielokulturowość ma mieć sens, to tylko w społeczeństwie, w którym szanuje się odmienność kulturową i religijną drugiego człowieka.

Problem polega na tym, że w polskiej przestrzeni publicznej religia na każdym kroku narzuca swoje symbole. To dzieje się w urzędach, na ulicy, nie tylko w szkole. Nie sposób na razie znaleźć w naszym kraju miejsce dla odmienności w duchu prawdziwej integracji wielokulturowej.

Szukając dla kebaba jakiegoś przepisu na sukces, Maho przechadzał się po wietnamskich barach w okolicy dworca. Wszędzie pełno kapusty i pełno ludzi. Porównał ceny na bazarze. Kapusta od sałaty wychodziła znacznie taniej. I tak w głowie Maho pojawił się oryginalny polski kebab z kapustą.

Maho nareszcie dobrze wszystko rozumiał. Smak kebaba na gust Polaka to znaczy mało tłusto i mało ostro. Polak woli doprawić kebab bardzo ostrym sosem, niż mieć bardzo ostre mięso. Polak lubi do kebaba ryż lub frytki, lub chleb, nie wszystko razem jak Turek. Turek może kebab i z frytkami, i z chlebem. Turek lubi wiedzieć, co je, lubi czuć smak mięsa. Polak lubi, żeby było dużo sosu i dużo kapuścianej surówki.

Maho oblicza, sumując wytwórstwo pierwszej trójki, że Polska zjada dziś kebaba około pięćdziesięciu ton dziennie. Te pięćdziesiąt ton dziennie to pięć milionów spożytych dziennie porcji.

Maho słyszy również, że ludziom wszystko już się pomieszało. Na Turka wołają kebab, a na kebaba kebong albo kebs. Hej, chodź na kebsa, wołają. Nie do pomyślenia.

W ciągu roku szkolnego 2012/2013 tylko liczba polskich dzieci się nie zmieniła – czerdzieścioro pięcioro. Czeczeńskich jeszcze we wrześniu było czterdzieścioro dwoje. Dzisiaj rano, a jest marzec, według listy obecności, dziewiętnaścioro. Z dnia na dzień znikają. A potem tak samo nagle przyjeżdżają. Ale gdyby nie te czeczeńskie dzieci, podstawówki w Berezówce w ogóle by nie było, nie opłacałoby się jej utrzymywać, a nauczyciele potraciliby pracę, zasilając grono berezowsko-zaleskich bezrobotnych.

W starszej klasie polonistka Magda każe chłopcu sprzątnąć po sobie. Chłopiec, wzorem podpatrzonym wśród swoich, wyznacza do posprzątania za siebie koleżankę. Czeczeńscy patriarchowie – mali czy duzi – nigdy nie sprzątają, mają od tego kobiety. Wstaje mała dziewczynka i zaczyna sprzątać za małego chłopca. Siadaj, mówi dziewczynce Magda, nie musisz tego robić. Dziewczynka patrzy zdezorientowana, a chłopiec patrzy oburzony.

Ale jak to pogodzić – polscy rodzice płacą za wszystko, składają się na komitet rodzicielski, rozumieją zasady, a czeczeńscy w większości mówią tylko: Daj, pani. I że w Czeczenii na Nowy Rok dzieci dostają od państwa padarki. Czy tutaj też dostaną padarki? Czy przyjdzie do nich Died Maroz z przepastnym workiem?

Miała przejść formację. Zakonnice w zgromadzeniu formuje się przez dwa lata – modlitwą, pracą i ubóstwem oraz, jak się okazało już w Polsce, zamiast oliwy, chlebem z margaryną. Formuje się samotnością – telefon od rodziców lub odwiedziny przysługują raz w miesiącu, raz na miesiąc można też napisać list. No i formuje się odizolowaniem – formowane wychodzą do ludzi…

… słuchała – opowieści pijanych, biednych, wykolejonych, niedojedzonych i wszystkich innych przedstawicieli polskiej klasy potrzebującej…

Więc poszła do liceum wieczorowego. Ze średnią wieku czterdzieści plus, tipsiastymi fryzjerkami i wąsatą, drobną prywatną inicjatywą, która w swoim czasie maturę poświęciła dla obiecujących zysków polskiej transformacji…

Co do chińskiego podboju. Jego system był taki: ze swojej konińskiej siedziby wspólnicy co jakiś czas wypuszczali się na objazd po bliższej lub dalszej wielkopolskiej okolicy. Chodzili wokół rynku lub pawilonów handlowych, gdzie była Biedronka albo inny dyskont (tam zawsze kręci się dużo poszukiwaczy taniości, którzy, co oczywiste, nie trzeba nawet tłumaczyć, przy okazji zajrzą też do taniego Chińczyka) i gdy tylko znajdowali kartkę DO WYNAJĘCIA, dzwonili do Agaty i mówili: Zadzwoń pod ten numer, dowiedz się, ile za wynajem i czy da się bez faktury.

Więc przekwalifikował się na tłumacza i od kilku lat musi dużo pracować, właściwie cały czas pracuje. Potrafi dla straży granicznej tłumaczyć non stop, przez czterdzieści osiem godzin. Oni nie wytrzymują, a on wytrzymuje. Ale musi, bo musi spłacić długi. Dlatego brał, bierze i będzie brał każde zlecenie.

Dźwięki szpitalnego korytarza, stłumiony hałas grupy ludzi, skrzypnięcie drzwi, wózka, odgłosy lekarskiego gabinetu. Na tym tle spokojny głos bohaterki z wyraźnie obcym akcentem. LEKARKA: Nazywam się Liu Shi Zen, pochodzę z Chin. Jestem lekarzem pulmonologiem. Od trzech lat pracuję w szpitalu w Warszawie. Przez ten czas ulżyłam w cierpieniu tysiącom małych Polaków. (pauza) Polska. Tu mieszkam. Hasło: Z uwagi na przedmiot kampanii oraz kierunki polityki wobec imigrantów hasło „Polska. Tu mieszkam”, mimo że niosące pozytywny, ciepły przekaz, nie powinno w bezpośredni sposób zachęcać do imigracji do Polski ani czynić złudzeń na temat potencjalnych benefitów z osiedlenia się tu.

Lesia otrzymała też w trakcie performansu wiele ofert pracy. Zachwycony właściciel restauracji zaproponował, że chętnie by ją zatrudnił. Ktoś inny zagadnął, czy mogłaby przyjść do niego i coś ugotować. Pewien dziennikarz podpytywał, czy sprząta też w domach i być może tak się dobrze składa, że ma jeszcze jakiś wolny dzień w tygodniu. Lesia za oferty grzecznie dziękowała. Pracuje w fundacji na rzecz Ukraińców, a oprócz tego sprząta już w pięciu domach, od poniedziałku do piątku, każdego dnia w innym. W ciągu dziesięciu lat w Polsce mogło uzbierać się tych domów nawet kilkadziesiąt. W niektórych też gotowała. Ale rzadko się zdarzało, żeby ktoś to docenił.

Raz na jakiś czas w ośrodku zdarzają się fale. W 2010 roku była na przykład fala uchodźców złodziei. To już nie to, co kiedyś, lata dziewięćdziesiąte, początek 2000 roku – ofiary czeczeńskiej wojny, ludzie wykształceni – teraz to głównie ci, którzy z desperacji jadą za chlebem, niestety nie zawsze uczciwym, wzdycha kierownik, bo nieuczciwość to zawsze dla niego więcej zajęć i większe problemy. Ci w 2010 roku przyjechali niby po status, a kradli po okolicznych sklepach – alkohol, odzież, buty, perfumy. Policję w ośrodku miał kierownik codziennie.

Najlepsza do tego była głodówka. Tyle że nigdy nie urządzała głodówki, nie wiedziała, jak to się robi. Więc Czeczen w jej ośrodku, który podobno był w wojsku, instruował – dzień przed, wieczorem, powinni wszyscy napić się wody z cukrem, a potem już tylko oszczędzać energię, czyli jak najmniej się ruszać. Szesnastego października zaczęli. Siedemdziesiąt osiem osób, w większości Gruzini. W jej ośrodku strajkowało sześcioro – dwoje Czeczenów, dwoje Kurdów, Dagestanka Zaira i ona. W Polsce, w kraju, którego demokracja kiedyś strajkiem się rozpoczęła i nadal strajkiem stoi, musiało to przecież w końcu zrobić na kimś wrażenie.

Jesteście postsowieckim krajem, z komunistyczną mentalnością, chociaż nie chcecie tak myśleć o sobie. Nikt tu nie jest za nic winny ani odpowiedzialny. Lubicie turystów, bo możecie na nich zarobić, ale po jakimś czasie ci obcy mają pojechać do siebie. Jeśli ktoś przyjechał tu z biedniejszego niż wasz kraju, uważacie, że przyjechał po to, żeby zabrać wam, Polakom, pieniądze i pracę.

… kiedy Chrystus miał umrzeć przybity czterema gwoździami do krzyża, Cygan kręcił się wokół krzyża, aż w końcu ukradł jeden z gwoździ i za to już na zawsze Cyganie zostali złodziejami. Albo jeszcze inaczej – to właśnie Cygan był kowalem, który dostarczał gwoździe do przybicia Chrystusa, i aby żołnierze nie mogli przybić jego głowy, żona Cygana jeden z gwoździ schowała sobie pod język, za to Cyganie nie mają nigdzie swojego miejsca na świecie, wszędzie są obcy, a ich język dla wszystkich jest niezrozumiały.

Bo w życiu Drago nieustannie balansuje fizycznie i emocjonalnie na dwóch naznaczonych narodowo skalach. Skala polska rozciąga się szeroko, od śpiewania polskiego hymnu z ręką na piersi przed każdą kolejną walką na ringu, do uciekania po uliczkach w Andrychowie przed polskimi kibolami z pałami. Z kolei cygańska skala biegnie niekiedy półtonami, od obserwacji, która Cyganka chodzi po Andrychowie w spodniach, wbrew zasadom kodeksu romanipen, po upominanie cygańskich chłopaków, żeby nie pluli …

Dobrze wiesz, że niektórzy mogą o tobie powiedzieć: puściła się z Murzynem, zdradziła białą rasę (interpretacja rasistowska). A inni: wykorzystała czarnoskórego reprezentanta społeczności afrykańskiej kolonizowanej symbolicznie przez dominującą cywilizację Zachodu (interpretacja politycznie poprawna). Ale tak naprawdę uważasz, że oboje coś z tego mieliście. Dla niego to był seks z Europejką, społeczny awans. A ty po prostu bardzo chciałaś już mieć swoje dziecko. No więc przespałaś się z tym zambijskim przewodnikiem po safari pod koniec swojego półrocznego pobytu na wolontariacie w sierocińcu prowadzonym przez siostry zakonne, bo tam pracowałaś jako pielęgniarka…

Wasze dzieci nie są czarne, brązowe ani nawet śniade. Są karmelowe, czekoladowe, piernikowe, w kolorze kawy z mlekiem, latte albo cappuccino. Najlepsze do opisywania kolorów są nazwy okołospożywcze, bo one są takie ludzkie, przyziemne, domowe. Wymyślacie je dla dzieci, ale głównie jednak dla siebie. Bo chcecie zrobić wszystko, żeby tylko wyprzeć to słowo „Murzyn”, wywalić je na dobre z głowy. „Murzyn” – słowo, które zastąpiło w Polsce wszystkie, oprócz białego, kolory. Dotąd byłyście same, ale przecież wiadomo, że łatwiej jest być w grupie.

To katolicy są w Polsce najbardziej obecnie dyskryminowaną mniejszością, chociaż lewactwo i judeopolonia a zwłaszcza tefałen próbuje wmawiać nam inaczej. Boże chroń Polskę przed tefałenem! Gdy na polskiej ulicy pobity zostanie murzyn, zwłaszcza homoseksualny, to najwyższa zbrodnia, ale gdy pobita jest staruszka, zwłaszcza jeśli słucha Radia Maryja lub zakwalifikowana zostanie do moherów – to nic się nie stało. Z Bogiem.

Pracowałem u Niemca z Rumunami, jeden z nich wygrał ze mną w szachy, więc się zdenerwowałem i dostał wpierdol. Czy jestem Rasistą?

Ja nigdy z nim nie rozmawiałem. Nigdy z nim nie rozmawiałem dlatego, że on jest muzułmaninem. Nie pije alkoholu, nie pali papierosów, w związku z czym uważam, że nie mielibyśmy wspólnych tematów do rozmowy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *