Mariusz Szczygieł „Fakty muszą zatańczyć”

Mariusz Szczygieł „Fakty muszą zatańczyć”:

Z najwyższym zdumieniem przeczytałem pod koniec książki: „Starałem się poznać niemal wszystko, co napisano o jej / Hanny Krall/ książkach i tekstach oraz co sama o nich powiedziała. Przeczytałem jeszcze raz te książki. Po to, żeby podsumować i uzmysłowić sobie, co wnoszą do naszego myślenia. (Pomogły mi w tym także teksty Michała Cichego, Wiesława Kota i myśli Amosa Oza oraz Cadyka z Lelowa).
Narożny dom z wieżyczką, bo narożny dom w Kocku może być Atlantydą Żydów w Europie Środkowej w epoce sprzed Treblinki (Wiesław Kot)”.
Żebym ja inspirował Mariusza Szczygła?! Znaczy – zagłada już blisko.
Cytaty:

Negatywny bohater wzbogaca nas tak samo jak pozytywny, dlatego poszukujemy ich obu.

Gazetki ścienne wypluwałem z siebie jak Bronka w Daleko od szosy pestki czereśni.

Szczerze mówiąc, wcześnie odkryłem, że najbardziej predestynowany jestem do dwóch zajęć: oszusta matrymonialnego lub reportera.

Otóż reportaż może dać cudze przeżycia, kiedy brakuje nam własnych.

… trzynastego grudnia po godzinie milicyjnej ktoś zapukał do naszych drzwi na ulicy Podwale 2c/14 w Złotoryi. Mama syknęła do taty, żeby wyłączył Wolną Europę. Spojrzałem przez wizjer i zrobiło mi się słabo: przed drzwiami stał ktoś w mundurze. Otworzyłem. Znajomy rodziców, powołany nagle do ZOMO, przyszedł spytać, czy nie mamy do odstąpienia butelki wódki…

Opowieść przenosi nas do wewnętrznego świata innych. I taki jest jej cel. Reportaż pozwala porzucić swoje życie i przez chwilę (a dokładnie tyle, ile trwa lektura) żyć życiem kogoś innego. Kogoś, kto nie został wymyślony.

Otóż większość z nas po wejściu do mieszkania, które chce kupić, lub do pokoju w hotelu szybko podchodzi do okna. Spoglądamy przez szybę, często chcemy okno otworzyć i wyjrzeć. Można omieść wzrokiem obrazy czy zdjęcia na ścianach, jednak ważne jest też to, co za oknem. Czy jakiś dom, czy mur, czy wolna przestrzeń? Jak się ma nasze okno do okien z naprzeciwka? Ile przez nasze okno będziemy mogli zobaczyć? I kto może zobaczyć nas? Człowiek – jak zwierzę – woli wiedzieć, gdzie się znajduje. Musi ustalić swoją pozycję. Musi czuć się bezpieczny. Sądzę, że właśnie dlatego czytamy literaturę faktu. Owszem – zmyślenie (jak obrazy na ścianach) może być bardzo piękne, ale widok za oknem zaspokaja jakąś podstawową potrzebę. Bo wiedza o stanie faktycznym pomaga przetrwać.

Reportaż – według mojej prostej definicji – to historia, która wydarzyła się naprawdę i powinna dawać do myślenia. Reportaż to coś więcej niż czyste dziennikarstwo. Dziennikarstwo to informacja, a reportaż – narracja.

Szczegół zatrzymuje uwagę czytelnika. Ogół, czyli ogólnik, jest mordercą reportażu.

Jeżeli uznajemy reportaż za literaturę, to uznajemy też naczelną zasadę, że znaczenie dzieła literackiego nie bierze się z wydarzeń, o których opowiada. Znaczenie nadaje mu sposób interpretacji tych zdarzeń. A więc sam fakt, zwany czasem gołym faktem, nie wystarcza. Aby powstała narracja, fakty zebrane przez Janinę Turek musiały zostać wprawione w ruch. Mówiąc inaczej: fakty musiały zatańczyć.

Komu będzie się chciało ponownie zbierać dokumentację, przeprowadzać rozmowy, żeby inaczej spojrzeć na bohaterów moich książek? Zakładam, że nikomu. Zostali zapisani w pozie, w jakiej ich utrwaliłem, na zawsze.

Nic nie przykleja mi się tam do mózgu!

Na ogół nie wiem, dlaczego rano wstaję, nie mogę się z tym pogodzić.

Pracowitość robi wrażenie i na pracowitych, i na leniach.

„Fakt to coś w rodzaju bryłki złota” – powtarzam za Andrzejem Mularczykiem i dodaję: większość z nas nie chce mieć w domu samej bryłki, chcemy mieć z tego złota udany pierścionek.

Kiedy jestem pytany na spotkaniach autorskich o to, czy da się napisać „obiektywną prawdę”, wskazuję wśród publiczności kogoś w jednokolorowym – na przykład czerwonym – swetrze. I pytam kilka osób, jaki to kolor. Łososiowy, ceglasty, pomarańczowy, czerwony, malinowy, pomidorowy, bordowy – słyszę. – Tak brzmi prawda o tym swetrze – ogłaszam publiczności. – Proszę teraz powiedzieć, która z osób skłamała?

we Francji co roku wydawanych jest trzysta pięćdziesiąt powieści o tym, że ktoś spotkał kogoś na drodze. Nikt nie pamięta tytułów tych książek. Jaki jest sens takiego pisarstwa?

Profesor Elizabeth Loftus, uważana za jedną z najbardziej wpływowych psycholożek XX wieku, która tej kwestii poświęciła całe zawodowe życie, porównała pamięć do Wikipedii: „możesz w nią wejść i dokonać zmian, ale inni też mogą”.

… –  pamięć nie jest szafką czy też sejfem, gdzie możemy zamknąć nasze przeżycia, otworzyć skrytkę po jakimś czasie i wyciągnąć niezmienione; –  kiedy sobie coś przypominamy, wcale nie „przywołujemy” tego wspomnienia z pamięci, w znacznym stopniu tworzymy wydarzenie na nowo; –  nasz mózg nie lubi niepewności, co nazywamy dysonansem poznawczym, dąży on do tego, by z właściwych informacji stworzyć spójny obraz całości. Dlatego jeśli nasze spostrzeżenia są fragmentaryczne, resztę trzeba dosztukować. Mózg zajmuje się tym „na własną rękę” w taki sposób, że nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy; –  wymyślone wspomnienia z punktu widzenia neurologii mózgu powstają tak samo jak te zgodne z prawdą. Są mniej naładowane doświadczeniem zmysłowym, jednak później zostają wkomponowane w tę samą sieć. A gdy raz do tego dojdzie, jest po zawodach, mózg potem nie odróżni fałszywego wspomnienia od prawdziwego; –  stres powoduje, że wytwarzamy znacząco więcej fałszywych treści pamięciowych; –  mózg nie jest tu jedynym sprawcą. Jeśli druga osoba opowiada nam swoją wersję zdarzeń, nasz mózg „zakaża się” nią i tworzy nowe połączenia, które będą zakłócać nasze wspomnienia; –  jesteśmy konformistami pamięciowymi. Jeśli mamy skłonność do podporządkowywania się innym, nasze wspomnienia również się dostosowują do wspomnień osób, które są dla nas autorytetami. Przystosowanie się do grupy zmienia naszą pamięć.

„Nie ma prawdy samej w sobie, zawsze jest tylko czyjaś prawda. Reporter nie ma możliwości rozstrzygania, czy coś jest pełną prawdą, czy nie. On nie jest sędzią, może się jedynie do prawdy zbliżyć” – mówiła Małgorzata Szejnert,

… mitomania, kłamstwo i plotka zostały znobilitowane poprzez nazwanie ich postprawdą i fake newsami i stały się sprężyną naszego świata. Reporter nie tylko może natrafiać na kłamstwa, ale również sam być obiektem kłamstw ze strony ludzi, którzy padają ofiarą kłamstw.

– Czyli prawda to… – To jest to, co dzisiaj ktoś nam powie.

„Kiedyś było tak, że każdy miał prawo do swojej opinii, ale nie do swych własnych faktów – lecz to już przeszłość” – pisze Matthew d’Ancona w Postprawdzie.

Reportaż – wersja zdarzeń, która uczestnikom tego przedsięwzięcia, a więc i bohaterom, i reporterowi, wydaje się niezmyślona.

Reportaż to jedynie wiara, że coś się zdarzyło. Jego definicja wydała mi się wręcz genialna. – Najpierw wierzy autor, a potem wierzą czytelnicy – ciągnął Piotr. – Reporterzy więc nie zmyślają, tylko coraz bardziej wierzą w to, co napisali.

Ech, w końcu, po tylu latach, po wręcz smoleńskim pierdolnięciu o grunt w latach dziewięćdziesiątych, to miasto zaczyna nabierać kształtu. Serio. Zaczyna się pojawiać forma, której to miasto (nie bardziej zresztą niż cały kraj) rozpaczliwie potrzebowało. Jakoś się zaczynał Radom powoli unosić nad samym sobą. Nabierać odrobiny tej lekkości, której mu tak, kurwa, potrzeba. (…) Polska leje z Radomia, bo Radom jest nią, jest Polską do szpiku kości – i polewając z Radomia, Polska polewa z samej siebie. Polska wbiła sobie do swojego głupiego łba, że jest od Radomia w jakikolwiek sposób lepsza. O kurwa, to dopiero jest beka. Ej, Polska. Nie jesteś. Jesteś dokładnie tak samo chujowa. Tak Szczerek syntetyzuje naszą ojczyznę.

Cała reszta dzieła to coś, co nazywam pustymi przebiegami: hektary dialogów o niczym.

Krążyły plotki, że za wszystkim stoi mafia. Albo Beatlesi.

„Jedyną rzeczą bliską reporterskiemu obiektywizmowi, jaką w życiu widziałem, była kamera na stacji benzynowej” – powiedział Thompson.

67 lat – to 17 lat po pięćdziesiątce, 17 więcej, niż chciałem lub potrzebowałem”.

Droga do tekstu jest tajemnicą – powiedział Kapuściński.

Z tematami jest jak z kobietami lub mężczyznami. Widzimy tłum, ale fascynuje nas ta jedna osoba.

„Reportaż jest znakiem czasu. Czas mija i reportaż mija. Można tylko mijać wolniej lub szybciej – pisała Małgorzata Szejnert. – Najdłużej zostanie to, co najgłębiej dotyka człowieka.

Przeszkody – w życiu, na drodze do zdobycia majątku, ambicji, miłości, wygody, statusu czy władzy – są jednym z centralnych elementów fundamentalnej idei opowieści”. Drugim z nich jest sposób, w jaki ludzka wola przeszkody pokonuje lub ponosi porażkę. Najlepiej tragicznie.

Christopher Vogler na potrzeby swojego podręcznika dla scenarzystów i pisarzy przeanalizował losy bohaterów filmów, powieści i mitów. Jak pisze, idealny, archetypiczny bohater literacki powinien działać („jego wola i pragnienie to siły napędowe większości opowieści”), dojrzewać („bohaterowie pokonują przeszkody i osiągają swe cele, ale jednocześnie zdobywają nową wiedzę i mądrość”), być gotowy do poniesienia ofiary (zdecydowany na „poświęcenie czegoś wartościowego, być może nawet własnego życia, w imię ideałów czy wspólnoty”). A gdyby chciał być bohaterem idealnym, to powinien konfrontować się ze śmiercią. Może umrzeć fizycznie, lecz także symbolicznie, a potem odrodzić się, żeby udowodnić, że śmierć można zwyciężyć.

Caparrós prowadzi warsztaty dla osób, które chcą napisać książkę reporterską. Wówczas przedstawia „Własną instrukcję obsługi”, czyli reguły, którymi kieruje się w pracy nad tekstem. W 2015 roku w Oaxaca powiedział między innymi: 1. „Nie jest łatwo znaleźć esencję, istotę, meritum historii – po hiszpańsku el foco. Trzeba badać z lupą zgromadzone materiały, żeby dowiedzieć się, co trzeba opisać, jaki będzie kontekst, kim będą bohaterowie. Trzeba być pewnym, że el foco pozwala utrzymać odpowiedni kierunek historii, ale warto również wiedzieć, dokąd chce się powrócić po każdym odchyleniu, odejściu od tematu. Książka musi oddychać. Dlatego czasami wprowadza się plany równoległe”. El foco Caparrósa w moim mniemaniu jest naszą „nadwyżką”, „nadbudową”, naszym „naddatkiem”. Pisząc, trzeba o tym pamiętać, wtedy łatwiej podejmiemy decyzję, co z zebranego materiału ma się w tekście znaleźć. (Przy okazji nadmienię, że u mnie trafia maksymalnie dwadzieścia pięć procent tego, co zanotowałem lub nagrałem). Dalej autor Głodu radzi: 2. „Dobrym sposobem na znalezienie esencji pojedynczego reportażu czy całej książki jest streszczenie w dziesięciu zdaniach tego, co najciekawsze: najlepszych historii, najbardziej znaczących szczegółów, najciekawszych bohaterów. Opowiadaj o tym tak, jak gdybyś mówił to przyjacielowi, rodzinie, dziewczynie czy chłopakowi, którego chcesz poderwać. Jeśli zatrzymasz ich uwagę, jeśli rozmówcy będą mieli później mnóstwo pytań, idziesz dobrą drogą. Innym sposobem na sprawdzenie projektu jest wyliczenie elementów, które najbardziej zwracają twoją uwagę. To, co ciebie w tej historii najbardziej zdziwiło, może być tym, co najbardziej zdziwi czytelnika”. 3. „Już podczas wstępnego procesu pisania warto myśleć o początkach. Poluj na nie. Dobrze mieć kilka mocnych wstępów, ciosów w szczękę, paradoksów, kłopotliwych danych. Można je wykorzystać w różnych częściach tekstu, nie tylko na starcie (na przykład po to, żeby przyspieszyć, kiedy rytm spowalnia)”. (Rok wcześniej w Oaxaca powiedział: „Najważniejszy jest początek. Pierwsza scena zwykle jest całkowicie narracyjna. Wtedy nie są istotne szczegółowe dane czy informacje techniczne. Do tego służą kolejne strony. Na początku musi być to, co najważniejsze. Zwykłem uważać, że początek jest
decydujący dla całego tekstu. Dobry początek wprawia w ruch historię. Początek definiuje ton tekstu”). 4. „Trzeba dobrze dobierać słowa (na tym polega pisanie). Trzeba wierzyć w słowa, w ich precyzyjne znaczenie. Musimy zdecydować, czy chcemy użyć wyrazu »przesuwać« (mover) czy »przenosić« (desplazarse), »starość« (vejez) czy »trzeci wiek« (tercera edad)”. 5. „Przedstawiaj bohaterów i ich sytuacje w czasie teraźniejszym. Mają oni być wyraziści, mają mieć ciało i biografię, mają być jacyś. Trzeba stworzyć sceny (kontekst, w którym postacie nabierają sensu). Trzeba opisywać tak, żeby to, co opisane, było wymowne (żeby samo siebie tłumaczyło, bez potrzeby objaśniania przez nas)”. 6. „Opis jest ważny. Historie mają swój kontekst, który można zobrazować za pomocą pięciu zmysłów. Dobry opis zagęszcza reportaż. Opisuj tak, jakbyś siedział w kącie, patrzył i notował to, co dzieje się na twoich oczach”. 7. „Dane są niezbędne. Daty, nazwiska, statystyki. W akapicie najlepszym dla nich miejscem jest centrum. Dobrze, jeżeli dane są otoczone zdaniami atrakcyjnymi, które pomagają nam je znosić. Trzeba znaleźć sposób nie tylko na informowanie, lecz także na zrozumienie ważkości sprawy, którą poruszamy”. 8. „Trzeba pracować nad strukturą tekstu: jego architekturą i inżynierią. Zwykle szuka się struktury reportażu czy książki, kiedy ma się już zebrany cały materiał. Inna opcja, którą sam stosuję, to plan codzienny: porządkowanie materiałów każdego dnia. To daje możliwość dostrzeżenia, czego brakuje – jakiego typu osobowości lub głosu, jakich danych, jakiego punktu widzenia, co pozwoli na stworzenie pewnych połączeń znaczeń, ustrukturyzuje rozdziały i umożliwi użycie pomiędzy nimi »zakładek« – krótkich rozdziałów, które mogą służyć jako zawiasy, mosty, węzły – coś, co łączy, ale również jest lżejsze, odpręża”.
9. „Dialogi to bardziej kwestia prawdopodobieństwa niż prawdy. Żeby dialog był prawdopodobny, musi mieć zarówno słownictwo, składnię, jak i muzykalność mowy. Każdy reporter powinien zdecydować, jaki jest jego stosunek do transkrypcji wywiadu: przepisujemy dosłownie czy możemy zmienić łagodnie, żeby odtworzyć ducha, sens i muzykę tego, co powiedział rozmówca? Trzeba żonglować stylem bezpośrednim i pośrednim, parafrazą, elipsą”. 10. „Redakcja tekstu może być zarówno akceptacją projektu, jak i jego radykalnym zaprzeczeniem. Powinna jednak respektować ducha projektu, poetykę autora i jego styl”. 11. „To trudne uzyskać dobre zakończenie. Tak postrzępiony, jak i zbyt okrągły finał może odjąć siłę wszystkiemu, co go poprzedza. Warto rozważyć na sam koniec coś spektakularnego, nowego, pewien stopień otwartości. Finał powinien zostać zapamiętany i nie musi być związany z logiką reszty tekstu. Trzeba uważać z zakończeniami uspokajającymi. One nijak się mają do reportażu, którego celem jest niepokoić”.

„Kiedy czyta pan gazety, nigdy nie znajdzie pan w wiadomościach opisu tego, co ktoś myślał, tylko co zrobił. Dlatego ludzie czytają gazety z większą ochotą niż książki”.

„Trochę za wysoki stosunek szumu do sygnału”.

W końcu zająłem się pracą najbardziej naturalną dla kogoś, kto pozbawiony jest jakichkolwiek prawdziwych talentów. Dziennikarstwem. To zajęcie nie wymagało żadnych kompetencji, żadnych koligacji rodzinnych ani układów towarzyskich. Co więcej, jawiło mi się jako jedyna – poza domokrążnym sprzedawaniem Biblii – praca, w której płacą ci za to, byś podróżował”.

Kapuściński pisał: „Coraz częściej utwór literacki (i dzieło sztuki w ogóle) staje się tworem zbiorowym. Gromadzimy bowiem w pamięci rosnące zasoby informacji, nasz umysł wchłania coraz większą ilość danych, zbiera je i przetwarza, często bez naszego świadomego udziału, aż w końcu trudno nam samym rozróżnić, co jest nasze własne, a co przyswoiliśmy od innych. Oczywiście nie myślę o wulgarnych, bezczelnych plagiatach. Chodzi o głębsze, bardziej pośrednie, trudno uchwytne, wyrafinowane zależności, relacje, wpływy i związki. Dziś autor pisze po przeczytaniu wielu książek, przyswojeniu sobie niezliczonych najróżniejszych opinii i ich przemyśleniu. Oddzielenie własnych przemyśleń od tego, co się wchłonęło z zewnątrz, jest coraz trudniejsze. W ten niezamierzony sposób nasze wizje świata przyjmują kubistyczne rysy. Nieświadomie stajemy się uczestnikami zbiorowego procesu twórczego. Niemal niepodobna dojść, kto naprawdę pisze ze swego autentycznego wnętrza”.

Kiedy bohater mi się zwierza z makabrycznej rzeczy, to moja pierwsza myśl jest taka: czy to wystarczający obraz? Czy przekonam nim czytelników? Czy da się z tego coś ułożyć i jakie jeszcze szczegóły są potrzebne? Potrzebny tu jest czuły chłód, to chyba najlepsze określenie.

3 komentarze do “Mariusz Szczygieł „Fakty muszą zatańczyć”

  1. Ten nie podpada. Bo Szczygieł to gej (o czym pisze również w tej książce), a Kot nie dokonał jeszcze coming outu. Nie czyni tego ze względu na skomplikowaną sytuację polityczną. Doskonale wie, że taka deklaracja z jego strony wywołałaby poważne niepokoje społeczne, a nawet rozruchy uliczne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *