Magdalena Grochowska „Wytrąceni z milczenia”

Magdalena Grochowska „Wytrąceni z milczenia”:

Leon Schiller
Cytaty:

Ubolewał nad nieuctwem polskich reżyserów: brak podstaw z filozofii, literatury, historii sztuki; daltonizm w sprawach malarstwa, głuchota w sferze muzyki.

– Raczej spróbujmy olejem, nie akwarelą. Nie, nie w Cis-dur! To byśmy sobie wyobrażali nieco inaczej, nieprawda? – Jeżeli aktor złapał sens tych uwag – mówi Lech Ordon, który grał po wojnie u Schillera – to już wiedział, jakim kluczykiem otworzyć rolę. Podczas prób Dziadów (1934) Schiller wrzasnął do kompozytora Romana Palestra: – To nie miała być wiolonczela! Palester zdumiony: – No jakże? Mówiliśmy przecież o wiolonczeli. – Ale to miał być cień wiolonczeli!

Reduta chce wychować dla teatru „nowego człowieka”, doskonałego zawodowo i etycznie. Panuje klasztorny rygor – oprócz dykcji ćwiczy się umiejętność milczenia; przed spektaklem aktorom nie wolno rozmawiać. Schiller pisze, że to sanatorium, w którym leczy się i odradza „zasztampionych” aktorów.

Jesienią 1926 roku wystawia Dzieje grzechu Stefana Żeromskiego. Krytycy oburzają się z powodu wprowadzenia na scenę „jednej z najprzykrzejszych powieści polskich” – tej historii grzesznej miłości, nieślubnej ciąży, gwałtu i zbrodni; historii, w której bohaterka zabija kochanka zastrzykiem kurary w serce, podczas aktu miłosnego… Reakcje prasy: bluźnierstwo, pornografia, zwyrodniały seksualizm, zoologia męska, zezwierzęcenie instynktów, bolszewizacja smaku, propaganda wywrotu moralnego.

„Radykalizm społeczny Schillera był emocjonalny, a nie rozumowy – pisze Tymon Terlecki – etyczny, a nie ekonomiczny, spirytualistyczny, a nie materialistyczny. Była to sprawa afektu, pęd uczuciowy, nie rozmysł intelektualny, było to uniesienie serca, a nie rozstrzygnięcie mózgu. Jej źródłem było sentymentalne wzruszenie i sentymentalne współczucie”. Współczuł, lecz chciał być najwyżej płacony. „Ten komunizujący artysta był niezmiernie pazerny – wspomina Bohdan Korzeniewski. – Żądał trzy, cztery razy więcej, niż taki prowincjonalny teatr zwykł płacić za reżyserię. Schillera zupełnie nie interesowało, że ten teatr nie ma pieniędzy […]. Dziecinny. Rozkapryszony”.

To Craig stworzył pojęcie „teatr monumentalny”. Czyli sztuka – jak żywy monument – wznosząca się nad codziennością. Jej celem jest nie „przedstawienie”, lecz „widowisko”; nie psychologia jednostki, lecz symboliczne, wielkie obrazy walki dobra ze złem. Teatr ogromnych przestrzeni, niebiańskich chórów, śmiałych połączeń realizmu z mistycyzmem.

„Bydełko bogobojne może być dumne, że stratowało raz jeszcze zasiew nowej sztuki polskiej. Niech żyje dyktatura głupstwa!”.

Po wojnie Schiller bez umiaru będzie deklarował komunistom wierność. „Życzenie partii jest dla mnie rozkazem. Partii pragnę ofiarować wszystkie swoje siły. Partia nadała sens memu życiu. Takiej dobroci, takiej czułości doznawałem ze strony naszej ukochanej partii”.

Spotyka w pociągu Romana Palestra. „Kiedy zaczął mówić o swoich pierwszych wrażeniach z kontaktu z komunistami, nie mogłem powstrzymać śmiechu – pisze Palester. – Obraz […] naiwnego, romantycznego rewolucjonisty. Jego zachwyty i superlatywy były tak dziecinne”. Kończą podróż w atmosferze lodowatej. Dopiero jesienią 1946 roku Schiller wystawia swoje pierwsze wielkie widowisko – Krakowiaków i górali Wojciecha Bogusławskiego. Z prologiem i epilogiem, które dopisał własnoręcznie pod presją władz. Pierwsze zdanie prologu brzmi: „Rodacy, w 1946 roku nową oddychający wolnością”.

Ulica Piwna, 25 czerwca 1944 roku, w świetlicy księża, zakonnice i „panie typu dewocyjnego”, jak pisze Wyrzykowski. Zasłuchali się w recytacje hymnów religijnych, wśród wykonawców Schiller. Tego dnia został oblatem benedyktyńskim. Oblat to świecki, który przestrzega zakonnych reguł. Przybrał imię Ardalion; tak nazywał się rzymski aktor umęczony za wiarę.

Kazimierz Dejmek: – Dorożkarz mówi do mnie: „Nie napiłby się pan? Bo z Lulkiem to prawie co noc pijemy”. Zawiózł mnie do meliny na Narutowicza. Piwnica, a za zasłonami z worków dziwki. Myśmy po bankiecie szli do baru na dworcu Łódź Fabryczna, a on tutaj znikał.

Cenzor mówi, że bohater pozytywny nie może pić wódki. Trwa próba Bankietu Kazimierza Korcellego, rok 1949. Schiller zmienia całą kwestię – teraz bohater pije kawę.

Pronaszko zapamiętał, że Jastrun szepnął mu: – Może zamiast krzyży trzy topole? – Po latach Jastrun kategorycznie temu zaprzeczył. W Polskim Schiller nie wystawił ani jednego dramatu romantycznego. Wciąż upominał się o wieszczów. Z coraz większą gotowością, by przykrawać ich dzieła „stosownie do wymogów ducha czasu – jak pisał – i wydobywać z nich rewolucyjne treści”.

W Polskim odbywają się akademie: ku czci Stalina, w rocznicę śmierci Lenina, Marchlewskiego, z okazji miesiąca przyjaźni polsko-radzieckiej…

Jesienią 1949 roku Schiller wystawia Na dnie Maksyma Gorkiego. Korzeniewski mówi, że przedstawienie miało znamiona dawnej wielkości Schillera i przyczyniło się do jego upadku. Lęk umierającej prostytutki był lękiem metafizycznym. Źli bohaterowie byli po prostu nieszczęśliwcami. Porażka – orzeka partyjny krytyk Roman Szydłowski w „Trybunie Ludu”. Teraz Schiller się upokarza: pan redaktor mógłby pomóc zespołowi w zrozumieniu utworu zgodnie z marksizmem i leninizmem. Specjalnie dla redaktora Schiller organizuje próbę, w niedzielę o jedenastej. Będzie oczekiwał cennych wskazówek dotyczących reżyserii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *