W Poznaniu szumek związany z tym, że abp. Paetz nie zamierza dać się wymiksować z celebrowania mszy z okazji 1050-lecia chrztu Polski. Internet ma uciechę. Starą: „Niech będzie pochylony … sorry pochwalony”. I nowszą: „No… jak to mawiał Paetz do Wesołowskiego – >Moja parafia, moi klerycy!!!<”
Poznań to zresztą miasto bezprawia: „Z poznańskiej palmiarni skradziono żółwia. Jest bardzo charakterystyczny. Pracownicy zoo proszą o pomoc.” Żółw zaginął miesiąc temu. Odpowiedź na pytanie, kto tu jest powolny, wcale nie jest oczywista.
Niedawno pani poseł Pawłowicz sama poddała się wewnątrzpartyjnej cenzurze. Urban napisał z tej okazji, że przypomina mu ona alkoholika, który błaga żonę, by schowała przed nim wszystkie butelki, a już za chwilę kombinuje, jak tę żonę przechytrzyć i łyknąć bodaj odrobinę. W dzisiejszej sejmowej kłótni pani poseł użyła nawet łaciny mówiąc, że przeciwnicy jej ugrupowania będą interpelować „usque ad mortem defecatum”, czyli „do usranej śmierci”. W licznych relacjach medialnych pojawiły się błędy, bo dziennikarze próbowali cytować tę łacińską wypowiedź na bieżąco. A znajomość łaciny, niestety, w zaniku…
Moje strony. „W Rokietnicy w pow. jarosławskim, kierowca mercedesa na łuku drogi zderzył się z matizem. Pięć osób trafiło do szpitala”. Byliśmy tam z miesiąc temu. Kiedy na miejsce wypadku przyjechała policja, okazało się, że pasażerowie mercedesa, który walnął w matiza są pijani. Z tym, że brakowało kierowcy. Zbiegł. Schwytano go dopiero następnego dnia. Kazali dmuchać – zero. Dlaczego uciekł? To oczywiste – był w szoku!