Krzysztof Szmagier, Dziwny wypadek

Krzysztof Szmagier, Dziwny wypadek:

Major Wołczyk otworzył szufladę. Przesunął na bok pistolet i sięgnął po paczkę papierosów. Przy stole siedzieli Zubek, Borewicz i dwaj oficerowie w mundurach. Do pokoju weszła sekretarka.

Moglibyście się, poruczniku, wreszcie ożenić gderał Zubek. – To w końcu nie banał, że małżeństwo jest podstawową instytucją społeczeństwa… – Tylko wie pan, jak czasem trudno dogadać się z instytucją – parsknął Borewicz.

W mieszkaniu Borewicza panował bałagan. Krzesła odsunięte od stołu, na nim dwa kieliszki, dwie filiżanki z niedopitą kawą, talerzyki z resztkami kolacji. O pustą butelkę szampana stała oparta kartka: „Jak na stróża bezpieczeństwa to sen masz twardy!!! Małgosia”. Sławek spał z twarzą w poduszce. Nagle zadzwonił telefon. Porucznik, nie podnosząc głowy, sięgnął ręką obok, jakby chciał kogoś objąć. Chwycił za słuchawkę i krzyknął w stronę łazienki. – Małgosiu! – Niestety Antoni Zubek – usłyszał. Natychmiast oprzytomniał.

Mówią o panu, że raczej lubi pan słodkie dziewczyny. – Uśmiechnęła się laborantka. Borewicz zaśmiał się głośno. – Dziewczyny, proszę pani, to ja lubię wytrawn1e.

Dojechał do Marszałkowskiej. Na rondzie w wydzielonym z ruchu kręgu stała warszawa starego typu. Kierowca wychylił się przez okno. Elegancki starszy pan był oburzony, ale podał milicjantowi dokumenty. – Za granicą to jest nie do pomyślenia, żeby zatrzymywać kierowcę bez powodu – powiedział dobitnie. – To zależy, za jaką granicą – odparł filozoficznie milicjant.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *