Krystyn Ziemski „Ogniwa zbrodni”

Krystyn Ziemski „Ogniwa zbrodni”:

Na sen.
Cytaty:

Przymiotniki „zasłużony”, „wybitny” mile łechtały ucho. Ależ będą mi zazdrościć ‒ myśli o kolegach, znajomych. W dodatku ten niespodziewany wyjazd do Szwecji! Pogwizduje otwierając furtkę własnej willi. Kiedyś ‒ przed kilku laty ‒ uważał, że dorobienie się własnego domu jest miernikiem pozycji życiowej. Teraz ma już wyższe aspiracje. Nie tylko willa i samochód. Kiedy się je ma, nie cieszą one tak bardzo. Sława, jaką przynosi miejsce w czołówce, daje dopiero prawdziwą satysfakcję.

Halina. Gdyby wiedziała, jakie głupstwo zrobiła odchodząc. Czy ja naprawdę byłem takim złym mężem? ‒ zastanawia się po raz któryś z rzędu. Wyciągnąłem ją z biedy, dałem jej wszystko, o czym marzy każda kobieta… Willa, samochód, stroje, możliwość przyjmowania, czy to się nie liczy? Wszyscy zazdrościli jej męża, standardu życiowego. A jednak odeszła. Rzuciła mnie. I to dla kogo? Dla jakiegoś tam malarzyny, klepiącego biedę, golca młodszego od niej o kilka lat. Dlaczego tak się stało? Nie mógł tego pojąć do dziś.

W pół godziny później melduje się u Korcza starszy sierżant Władysław Żak. Korcz bez wstępów przechodzi do interesującej go sprawy. ‒ Macie córkę w szkole numer trzynaście? ‒ Tak. ‒ Żak jest zdumiony, ale nie okazuje tego. Dziesięć lat pracy w milicji wystarczy, by człowiek przestał się dziwić czemukolwiek.

Bieżan siada przy biurku. ‒ Może kawy? ‒ proponuje komendant już w drzwiach. Zgadza się chętnie. Ma ochotę na „szatana”. To ci „szatan” ‒ wzdycha w duchu, patrząc na brudnociemny płyn, który stawia przed nim sekretarka.

‒ Proszę ‒ odzywa się miękki kobiecy głos. Za maleńkim biureczkiem-cacuszkiem młoda, ładna blondynka. Trzyma w ręku pilnik do paznokci. Właśnie je poleruje. Na widok gościa podrywa się z fotela. Pilnik wypada z ręki. Oboje schylają się jednocześnie, zderzają głowami. Blondynka się śmieje. Bieżan przeprasza. Kontakt zostaje nawiązany nadspodziewanie gładko.

Ludzie, z którymi się styka poza miejscem pracy, coraz mniej cenią takie wartości jak koleżeństwo, przyjaźń, lojalność, patriotyzm. Zastąpiły je inne: stabilizacja, urządzenie się, znajomości. Stosunki ‒ uśmiecha się ironicznie sam do siebie, stosunki umożliwiają osiągnięcie powodzenia w życiu, stabilizację. Stabilizacja ‒ w coraz szerszym społecznym odczuciu ‒ równa się standardowi: willa, samochód, wyjazdy zagraniczne. I gdzieś po drodze zagubiło się to najważniejsze ‒ poczucie służebności w stosunku do swego kraju, narodu. Zastąpiło je coraz powszechniejsze windowanie na plan pierwszy własnych interesów, interesików. Obce mu są te kategorie.

Co mógłbym zamówić? ‒ Ależ wszystko! ‒ dziewczyna uśmiechając się czarująco wylicza: ‒ szynka, polędwica, tatar, węgorz, może być sandacz albo karp w galarecie. Jeśli pan sobie życzy coś gorącego, kucharz usmaży befsztyk z polędwicy. Mamy dziś na obiad befsztyki. Dziewczyna przyjmuje zamówienie i znika. Obaj patrzą na siebie porozumiewawczo. ‒ Taki wybór! Ale ma chody w zaopatrzeniu!

W swoim środowisku zawodowym uchodzi za zdolnego elektronika. Cóż z tego, kiedy nie potrafi zdobyć uznania zwierzchników, wysoko oceniających ludzi, którzy wydane przez nich polecenia wykonują natychmiast i bez dyskusji.

Przegrał pan. Transakcja licencyjna wprawdzie nie doszła do skutku, ale nasi naukowcy z Wojskowej. Akademii Technicznej opracowali w ostatnich dniach równie nowoczesne urządzenie. Licencja nie będzie potrzebna. Inwestycję zrealizujemy sami. Pleschke nisko pochyla głowę. ‒ Przegrałem ‒ mówi głuchym głosem. ‒ Nie ma sensu wypierać się czegokolwiek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *