Juliusz Strachota „Relaks amerykański”:
Protokół z uzależnienia od Xanaxu. Pod koniec „podmiot liryczny” zapewnia, że z tego wyszedł. Niestety tu oszczędza szczgółów.
Zbiegłem do gościa, który generalnie zwykle wozi mnie do lekarzy. Zapytał, gdzie teraz, a ja mu powiedziałem, że bank, bank Żoliborz.
– Jak tam w pracy? – zagaił, kiedy wyjeżdżaliśmy z osiedla.
Pomyślałem, że, kurwa, że znowu nie pamiętam, o czym mu opowiadałem. Mam coraz więcej dziur w pamięci, a zapisuję tylko rozmowy z lekarzami. Taksówkarze pytają mnie o sprawy mojego życia, o których nie mam pojęcia. Fryzjer mnie pyta o inne rzeczy z mojego życia, które nie do końca są z mojego życia. kosmetyczka tak samo, a od tej to już nie wiadomo jak uciec.
Xanax to jest taki ładny produkt, tak ładnie rozprowadzany, tak legalnie na nim wszyscy zarabiają, że tej epidemii ćpania nikt jeszcze nie zaliczył do problemów. Czemu ludzie, którzy biorą leki, mają czuć się ćpunami?
On mi mówi, że amfetamina to nawet nie leżała koło prawdziwych narkotyków. Nienawidzę heroinistów, bo pierdolą jak weganie w porannej telewizji. Sądzą, że dokonali bardziej efektownych życiowych wyborów niż ja.
Kiedy się naćpam, jestem swego rodzaju Artystą Relaksu. Myślę, że Jezus czuł to samo, kiedy zmartwychwstał.
Wyłączyłem, kiedy w studiu pojawił się Rafał, który ma Instagram i lubi włoską kawę, a w Warszawie jest najlepsza, poszedłem się umyć. Strasznie się wpieniam, kiedy co rano to oglądami i wtedy od razu wiem, że leki są mi potrzebne.
-Chciałby pan?
– Co?
– Czuć się dobrze – chciałby pan?
– Ano każdy by chciał, ale to jest tak pokręcone, że nigdy nie spełniam swoich oczekiwań. A te moje oczekiwania nie są moje, bo są moich rodziców, a potem mojej dziewczyny, to tego nie da się jakoś dopełnić, żebym ja był zadowolony i świat był zadowolony. Znaczy właśnie chciałby świat mieć bardziej w dupie.