Jerzy Parfiniewicz „Zbrodnia rodzi zbrodnię”:
Na sen.
Cytaty:
Mieszkaliśmy naprzeciwko komendy wojewódzkiej MO na Pradze. Jako mały chłopak interesowałem się, jak każdy w moim wieku, bronią, mundurem, odznaczeniami. Miałem wśród funkcjonariuszy tej komendy wielu 64 znajomych. Wpuszczali mnie do radiowozu, pokazywali odznaczenia. Mówili o swych walkach w partyzantce. Podobali mi się. Dlatego po skończeniu podstawówki zgłosiłem się do kadr MO.‒
No dobrze. Akurat mam jeden silnik w magazynie. Zaraz, wypiszę paragon. A te dwie stówy to od razu teraz… Osial sięgnął do kieszeni i powoli wyciągnął legitymację służbową. Sprzedawca wyglądał, jakby ość z dużej ryby stanęła mu w gardle. ‒ Pan pozwoli na zaplecze. Tam skończymy rozmowę. ‒ Osial pchnął do przodu sprzedawcę, który stał jak sparaliżowany.
Zaparkował na wprost bramy zjednoczenia. ‒ Pan do kogo? ‒ Zza portierni wyłonił się strażnik ubrany w coś, co nie było ani mundurem, ani cywilnym ubraniem. Czapka i bluza mundurowe, ale spodnie cywilne. Do tego sandały. ‒ Guzik przy bluzie macie odpięty ‒ warknął w stronę strażnika. Ten odruchowo wyprężył się i zaczął zapinać nieszczęsny guzik.