Jerzy Edigey „Uparty milicjant”

Jerzy Edigey „Uparty milicjant” 1980:

Na sen.
Cytaty:

A jeżeli ja pułkownika poproszę – wyrwała się Marysia Zapędowska, nasz pensjonatowy czterdziestoletni podlot.

Milicjanci to nie gwiazdorzy filmowi. Im reklama jest niepotrzebna.

Wkrótce jednak w tym małżeństwie zaczęło się coś psuć. Głównym powodem było chyba to, że Adam coraz częściej zaglądał do kieliszka, a coraz mniej przykładał się do roboty. Przy wódce Tupa miał szeroki gest. To on zawsze fundował i płacił zarówno za znajomych, jak i za przygodnie poznanych w knajpie. A kiedy brakło pieniędzy na wódkę, wyprowadzał czy to krowę, czy świniaka i sprzedawał za byle grosz. Aby tylko było na dalszą zabawę.

Po wódce Adam nabierał także innych upodobań. A to wybił kijem jakąś szybę, a to cisnął kamieniem w stado gęsi sąsiada lub wygnał cudze krowy w także cudzą koniczynę.

… dysząca zemstą Apolonia goniła przez całą wieś swojego eksmałżonka i wykrzykiwała, że trzymanym w ręku szpadlem „łeb mu rozłupie”.

Ludzie przeważnie milczeli, udawali, że sobie niczego nie przypominają. Wiadomo, wszelkie bójki na weselach to „sprawy honorowe”, do których władze nie powinny się wtrącać. Co zresztą za wesele, żeby się chłopaki trochę nie pobili i żeby krew nie popłynęła z czyjegoś rozbitego nosa? Tak zawsze było i tak zawsze będzie. Po co zaraz mieszać do tego milicję i sąd?

Prostonos mieszkał w Weten, z zawodu był kierowcą samochodowym.

Z okazji wesela stupięćdziesięciokilowy wieprz oraz kilkanaście gęsi i kur musiało się rozstać z życiem. Z Kętrzyna przywieziono przeszło dwieście butelek piwa i kilkadziesiąt litrów wódki. Złośliwi twierdzili, że resztę zapasów alkoholu uzupełniono bimbrem, zaprawionym sokiem z czarnej porzeczki.

Młodzi tańczyli przy wynajętej muzyce, starsi świadczyli sobie grzeczności za suto zastawionym stołem. Kto się nieco zmęczył, ten odpoczywał w bocznej izbie lub szedł do siebie, a po wytrzeźwieniu wracał i bawił się dalej. Zwyczajnie, jak to na weselu.

– Nie wybiegłem. Już nie te lata, żebym biegał i przecież jestem sołtysem.

– Piliście? – Jak to w czasie świąt. Butelka stała na stole.

Tak się odgrażał. Bluzgał różnymi słowami.

Nie ma ciała, nie ma sprawy.

– Nie zapominajcie, poruczniku, że to chłopak z kieleckiego. Tam do dziś dnia większą wagę przywiązują do pokrewieństwa niż do dowodu osobistego.

W tych okolicach nie ma przecież prawie żadnego wesela na wsi, żeby na nim nie doszło do mniejszej czy większej bójki.

… znaczek pochodził z ostatniej emisji pocztowej. Jako filatelista, oficer milicji doskonale się w tym orientował.

Dla milicji bowiem nie ma spraw umorzonych.

Polski kodeks karny wyraźnie podkreśla, że działanie pod wpływem alkoholu jest okolicznością obciążającą, a nigdy nie przemawia na korzyść oskarżonego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *