Jerzy Edigey „Elżbieta odchodzi”

Jerzy Edigey „Elżbieta odchodzi” 1968:

Genialny polski wynalazek i niemieccy szpiedzy, którzy (daremnie) próbują go wykraść. Klasyka.
Cytaty:

Elżbieta chorobliwie bała się, że jacyś szpiedzy mogą zawładnąć tymi papierami. Nieraz ją wyśmiewałem. – Dlaczego? – No bo to śmieszne. Wywiad wykradający mi plany? Takie rzeczy dzieją się w różnych powieściach, ale nie u nas. – Tak pan uważa? – Oczywiście,

– Od pierwszej chwili nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości, że mamy do czynienia ze sprytną przedstawicielką obcego wywiadu. – Niemożliwe! Ta dziewczyna? Taka ładna i miła? – Posiada właśnie wszystkie zalety dobrej agentki. Sam pułkownik wspominał, że jego przyjaciel nie posiada zbyt wielu zalet, które mogłyby się podobać kobietom. Wynagradza to fakt, że jest autorem sensacyjnych wynalazków. Oto tajemnica nagłej, „nieprzytomnej” miłości tej pani.

– To potworne, co pan mówi, majorze. – To tylko życie. Codziennie stykamy się z takimi sprawami. Już królowie starej Asyrii i faraonowie egipscy organizowali walczące ze sobą wywiady. Ta walka trwa po dzisiejszy dzień.

– Panna Kaczmarek – ciągnął dalej Pałkowski – urodzona w Grudziądzu. Nazwisko bardzo popularne na Pomorzu. W samym Grudziądzu jest na pewno parę setek Kaczmarków. Tak jak Tomaszewskich w Płocku, Dobrzyńskich w Dobrzyniu i Łapińskich w Łapach. – A Dmowskich w Siedlcach – wtrącił pułkownik. – Właśnie. Wszystko szlachta zaściankowa.

Pociąg pośpieszny, wychodzący z Warszawy w godzinach wieczornych, a przyjeżdżający do Wiednia z rana, zwany nie wiadomo dlaczego „Chopinem”, około północy zatrzymuje się na trzy minuty w Częstochowie. Pociąg ten w „świętym mieście” nie cieszy się wielką frekwencją. Mieszkańcy Częstochowy bardzo rzadko jeżdżą do Wiednia…

– Żona przyzwyczajona. Nieraz ją budzę o rozmaitych porach nocy i proszę o wykonanie różnych, dziwacznych pozornie poleceń. Taki los żon milicjantów, że i one muszą brać udział w pracy mężów.

Nawet celnicy na Łysej Polanie, którzy z takim upodobaniem grzebią w suto wypchanych plecakach „handlowego narodu” udającego się do pobratymców dla sprzedaży spirytusu, a kupna sztucznej biżuterii i rajstop, niezbyt interesowali się przedstawicielem hotelu „Carlton”.

Najmniej liczne grupy podążały w stronę Czerwonych Wierchów; ta trasa wprawdzie łatwa, lecz długa, a pensjonaty wczasowe wydają obiady od pierwszej do drugiej, kto spóźni się choć parę minut, ominie go posiłek albo będzie musiał szukać jedzenia u Poraja lub w innym zakopiańskim barze. Nie zawsze kieszeń wczasowicza lubi takie ekstrawagancje.

Jeden komentarz do “Jerzy Edigey „Elżbieta odchodzi”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *