Jarosław Borszewicz „Mroki”:
Sylwa, bardzo nierównej wartości.
Cytaty:
Napis na moim ukochanym kinie Muza: Bardziej pojebanego filmu niż ludzkie życie to jeszcze nikt nie nakręcił!
Lgną do mnie jak ćmy do miodu.
Ten w żółtej koszuli to mój narzeczony! Hm, z daleka to nawet przystojny!
A tak mniej więcej to o co ci spaceruje?
Audycja radiowa dla poczatkujących pisarzy. 99 procent współczesnych powieści to jest opisywactwo, a nie literatura! – irytuje się krytyk. Byle alkoholik czy schizofrenik albo taksówkarz opisuje to co robi, no i już jest bestseller! Ale czego wymagać od autora, który napisał więcej książek niż przeczytał?!
Niedziela bez ciebie jest jak wtorek!
Ile dałaś za ten kożuszek? Dwa razy.
Jest taka, że jeszcze nie zdąży wyjąć papierosa, a już się zjawia trzech facetów z ogniem.
Czy to przypadek, że dwóch najważniejszych wydarzeń w swoim życiu, czyli narodzin i śmierci żaden człowiek nie pamięta?
A ty gdzie idziesz? Tam gdzie mnie nie ma!
Błąkam się jak kurwa po kościele!
Miłość to nie jest stacja, do której się przyjeżdża, ale sposób podróżowania.
Wszystko co się da naprawić nie jest popsute!
Trawa u sąsiadów zawsze wydaje się nam zieleńsza niż w naszym ogródku.
Alkohol otwiera we mnie bardzo niebezpieczne szuflady.
Ty wiesz, że ja kiedyś całowałem listy od ciebie? – mówi mężczyzna. A teraz? Teraz drę je bez przeczytania. Niewielka różnica. I wtedy, i teraz wysyłam ci puste koperty.
Miłość to okno na dom wariatów.
Odturlaj się!
Nie na takie loty krojono nam skrzydła…
Częściej łap się za rozporek, a unikniesz Tworek. Przeczytałem to na kiblu w domu dziecka.
Boję się, że po śmierci nie ma kompletnie nic. Ani piekła, ani czyśćca, ani nieba. Pauza. Ale czy to możliwe, żeby papież, w dodatku Polak, tak nas oszukiwał?
Chciałbym zrozumieć mężczyznę, który stoi na czubku Everestu i mówi: nie wiem jak stąd zejść.
Chciałbym zrozumieć człowieka, który skacze z szesnastego piętra w locie krzyczy: śmierci nie ma!
Świt. Mgła. Wracam ze sylwestra. Ledwo trzymam się na nogach. Błądzę. Kilometry torów kolejowych. Potykam się o szynę. Padam. Ostatni zapamiętany obraz to przeraźliwe czarne oczy lokomotywy. I słowa maszynisty: Żyjesz? Chyba tak. Ty skurwysynu! Maszynista łapie jakiś pręt i goni mnie. Jakbym cię przejechał, to poszedłbym siedzieć, bo też jestem nawalony. Dziękuję! Krzyczę uciekając w pola
.
Miewam napady katolicyzmu.
W zeszłym tygodniu U Fukiera śmierć znowu pytała o mnie szatniarza.