Jan Kowal „Dwie filiżanki z arszenikiem”

Jan Kowal „Dwie filiżanki z arszenikiem”:

Na sen.
Cytaty:

Systematyczność, dokładność, pracowitość wyprowadziły go na szczęśliwą wyspę samodzielnej pozycji w naukowej hierarchii, pewne niedomogi wyobraźni pozwoliły ominąć rafy zwątpień, witalność i niezbędna doza sprytu umożliwiły manewrowanie w trudnej i skomplikowanej społeczności ludzi owiązanych z nauką.

—Proszę państwa, proszę nigdzie się nie rozchodzić. Czy jest tu jakieś miejsce, w którym znajdą się dwa krzesła, cztery ściany, telefon i trochę spokoju?

Z największą starannością odnowiono tylko inkrustowane parkiety w hallu i w rotundzie. W innych pomieszczeniach są normalne, standardowe podłogi. Teraz trudno o dobrze wysuszone drewno na parkiety, płytki trochę się już wypaczyły.

Ludzie, nawet jeśli wydaje im się, że są absolutnie oryginalni i niekonwencjonalni, stale zachowują się stereotypowo.

Ktoś musiał im powiedzieć, że Adama bardzo łatwo można spotkać w Europejskiej. Ta kawiarnia ma nienajlepszą sławę. Bardzo dobrze znana jest milicji. Spotykają się tam różne męty, niebieskie ptaszki i bananowcy. Załatwia się niezbyt czyste interesy, dolary przechodzą z rączki do rączki.

W szarzyźnie dokumentacji, przyczynków, opracowań pomocniczych z rzadka błyskał diament nowej myśli, który wkrótce tonął w kolejnych rozwinięciach, prędko zatracał świeżość.

Tam jest centrum nielegalnego handlu obcą walutą w mieście. Tutaj nieświadomy przybysz może spotkać konia, który bez trudu zrobi z niego jelenia. Dopiero po pospiesznej transakcji taki nieobyty prowincjusz orientuje się, że zamiast obiecanych stu dolarów, trzyma w ręku niezbyt starannie podrobiony papierek. Wtedy do milicji, rozpacz, szukaj wiatru w polu.

—Taki spacer to jedyny ratunek. Piękno to jest coś, co jest ponad dobrem i złem. Piękno to jedyna do przyjęcia realność, realność kontemplacyjna. Inna nie istnieje. — Leszek zapatrzył się gdzieś w głąb parku. —No cóż — powiedziałem — tu jest rzeczywiście bardzo ładnie. Leszek spojrzał na mnie tak, jakby dotknął żaby.

—A czy znasz może środowisko, w jakim obracał się w mieście? —Widywałem go w Europejskiej — powiedziałem — ale to może o niczym nie świadczyć — dodałem prędko. Zobaczyłem uśmiech na twarzy porucznika. —Co znaczy oczywiście, że pan też tam bywał.

Przychodzą tam poza tym starsi panowie mocno pachnący chyprem. To w końcu nie jest u nas karalne.

Wreszcie doszedłbym do wniosku, że to ja zabiłem docenta, bo mu nie mogę wybaczyć, że ośmieszył moją koncepcję zmian w chronologizacji paleolitu.

Placówka nasza skupiała, jak mi się zawsze zdawało, bardzo przeciętne jednostki. Wszyscy właściwie byli tacy, jacy powinni być. Identycznie jest w całym szeregu innych zakładów naukowych. Nie ma tu wybitnych indywidualności, a jednak, o czym dotkliwie przekonaliśmy się teraz wszyscy, była to hucząca kipiel pod lustrzaną gładką powierzchnią.

Naród dzisiaj nerwowy — przyszła mi do głowy myśl o charakterze ogólnym.

—Któż to jest Piotr? —To taki poeta z bożej łaski, jak sam zresztą o sobie mawiał. Włos do pasa, niestety coraz rzadszy, jeden tomik złożony ponoć do druku, pojedyncze wiersze drukowano mu w różnych czasopismach, raz zaproszono go do udziału w świętojańskiej nocy poetów. Hippisujący nieco, pozorny abnegat, wyglądał trochę na takiego, któremu sprawdza się w aptece dowód osobisty przy realizacji recepty, na której na dole, tak jakby od niechcenia, dopisana jest psychedrina.

Skierowałem zatem szemrzący strumień mojej świadomości w stronę rozmyślań o wyższości natury ożywionej nad światem mechanicznych atrap.

podawała starsza, zmęczona kelnerka, przyjmująca niewidzącym wzrokiem zamówienie i wzdychająca głęboko przy każdym szybszym ruchu.

Piękno przyrody — pomyślałem wdychając głęboko świeże powietrze — nie stanowi dla nas wartości bezwzględnej. Dostrzegamy je tym dobitniej, im bardziej byliśmy od niego oddaleni.

Wstrząsające wydarzenia ostatnich dwu dni całkowicie zrujnowały misterną budowlę indywidualnych upodobań i wzajemnych zależności, budowlę, która powolutku tkana była w czasie wielu lat ścierania się pojedynczych ludzkich postaw. W efekcie zrodziła się organiczna jednostka, w której wszystkie elementy mocno osadzone były w określonym miejscu.

Placówka nasza skupiała, jak mi się zawsze zdawało, bardzo przeciętne jednostki. Wszyscy właściwie byli tacy, jacy powinni być. Identycznie jest w całym szeregu innych zakładów naukowych. Nie ma tu wybitnych indywidualności, a jednak, o czym dotkliwie przekonaliśmy się teraz wszyscy, była to hucząca kipiel pod lustrzaną gładką powierzchnią.

Ludzie, nawet jeśli wydaje im się, że są absolutnie oryginalni i niekonwencjonalni, stale zachowują się stereotypowo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *