Jacek Dubois „Linia obrony”:
Zgrabne układanki kryminalne widziane od strony prawniczej. Może materiał na serial?
Cytaty:
Spojrzałem na leżące na stole książki. Dostrzegła to. – Przepraszam za bałagan. – Dla mnie bałagan wiąże się z brakiem książek, a nie ich nadmiarem.
W pracy ciągle mówię, w trakcie skomplikowanego procesu potrafię przemawiać kilka godzin. Lubię zresztą moment, kiedy sprawa się kończy, a ja mogę ją podsumować i za pomocą argumentów przekonywać sąd do swoich racji. To intelektualna przygoda trochę przypominająca występ na scenie teatralnej. Może przemawianie jest nawet ciekawsze, bo w teatrze aktorzy, by zdobyć publiczność, odgrywają napisane dla nich role, a sztuka biegnie do określonego z góry zakończenia. W sądzie swoje przemówienia piszemy sami, a nawet nie piszemy, tylko konstruujemy je na bieżąco, a finał sprawy jest nieznany. Do końca nie wiemy, jaki zapadnie wyrok. A czekanie na werdykt to kolejna dawka adrenaliny. Gdy wychodzę z sądu, czuję się spełniony. Wtedy milknę i do czasu kolejnego przemówienia lubię przyjmować rolę obserwatora.
Zastanawiał się, czy nie zmarnował całego swojego zawodowego życia, prowadząc bezsensowne obrony polegające na zaprzeczaniu. Przecież skoro nikt nie wierzy w prawdę, to dlaczego przez tyle lat nie wpadł na to, że mówienie prawdy może być najlepszą linią obrony?
Uważał, że każdy biznesowy sukces jest wynikiem uwzględnienia jak największej liczby czynników i tak samo należy postępować w życiu osobistym, bo ono również jest inwestycją. Wiążąc się z kimś, nie należy poddawać się tak niestabilnym czynnikom jak uczucia, lecz stosować uczuciowy biznesplan, czyli szukać partnera mającego określone cechy, które będą gwarantem udanej relacji.(…) Nie potrafił funkcjonować bez planu, gdyż tylko z góry ustalone działanie dawało mu poczucie pewności i bezpieczeństwa.
Znaleźliby się w najbardziej czarnym miejscu we wszechświecie, jakie tylko mogliby sobie wyobrazić.
Pokój był spory, ładnie wyposażony, niestety z barkiem. Joachim od razu go dostrzegł i zaczął unicestwiać znajdujące się w nim zapasy. Pomyślała, że ma coś wspólnego ze świnią truflową – ta wszędzie znajdowała trufle, a on alkohol.
– Czy pan zakłada, że mój umysł ma jakieś braki w oprogramowaniu?
Co z tego, że mówił, że jest niewinny? W jej praktyce jeszcze się nie zdarzyło, żeby którykolwiek z oskarżonych twierdził inaczej. Łapano ich na gorącym uczynku, gdy okradali sklep, a oni szli w zaparte, tłumacząc, że wbiegli tam, bo chcieli złapać złodzieja. Zatrzymywano ich z promilem alkoholu we krwi, a oni zapewniali, że są abstynentami i alkomat musiał być niesprawny. W kraju, gdzie popełniano tysiące przestępstw, nikt nie przyznawał się do winy. Gdyby ona w swojej pracy brała pod uwagę, co mówią podejrzani, statystyka wykrywalności przestępstw wynosiłaby zero.
Jakub usłyszał swoją charakterystykę, która niestety nie nadawałaby się do zamieszczenia w Wikipedii.