Na Krupówkach setki sklepów, restauracji, kawiarń. W nich tysiące, tysiące ludzi. Kawałeczek dalej Muzeum z obrazami Witkacego, Czyżewskiego i całej tej międzywojennej ferajny. „Ale mamy dzisiaj frekwencję – cieszy się na nasz widok pani bileterka – Z państwem to już pięć osób. Wczoraj były trzy”.
Podobnie w Muzeum Hasiora. Właściwie to do niego, a nie – jak pisałem – do Muzeum Wsi Lubelskiej stosuje się tekst z Gajosa: „- Ja byłem w muzea i ja tam widziałem takie rzeczy, że tu jednemu z drugim to by gały na wierzch wyszły”.
Tatara jemy na Krupówkach w stałej restauracji „Meta” utrzymanej w klimatach PRL-owskich. Przy drzwiach – walonki gotowe do wzucia . I ten uroczy znak graficzny „Mety”…
Obowiązuje podhalańska szkoła jazdy: za wszelką cenę dostać się na ruchliwą szosę, a potem się zobaczy. Ot, traktorzysta, który wiezie przyczepę ziemi z prędkością 30 km na godzinę (Ziemianin?). Za nim korek trzykilometrowy. Albo ciężarówka z instalacją. Korek od Nowego Targu do Zakopanego.
„Meta, seta, galareta” – to mnie rozczuliło. Aż zachciało się…, bo galarty uwielbiam;)