Hanna Krall „Synapsy Marii H.”

Hanna Krall „Synapsy Marii H.”


Umysł, który traci pamięć. Ale nie całą.
W tekście stoją tylko słowa, które są konieczne. Co za ulga czytać coś takiego.
Cytaty:

Od czasu do czasu pisała ludziom prace magisterskie: „Topos śmierci w poezji Kasprowicza”, „Opłacalność remontu wielkich pieców”, „Czas i przestrzeń w poezji Szymborskiej” i „Przebieg powstania wielkopolskiego”. Magistrowie otrzymywali dobre oceny, a ona pieniądze od nich, niewielkie zresztą. Kupowała za nie książki, a chłopcu po chorobie Heinego-Medina nagrania Bacha. Książki odkładała jej kierowniczka księgarni, której kupowała koniak Croizet. Pisząc prace, żałowała niektórych zdań, szczególnie celnych. Nie zamieszczała ich, zostawiała dla siebie. Do pracy, którą sama kiedyś niewątpliwie napisze.

Nie odróżnia tego, co chciała zrobić, co jej się zdawało, że powinna zrobić, i co zrobiła naprawdę. Słowem – nie całkiem rozumie siebie ówczesną. Bardziej rozumie dyrektorkę szkoły, która na nią doniosła do komisarza wojskowego. Musiała donieść, bo ktoś mógł donieść, że nie doniosła.

Była emigrantką i poszła na Wigilię do innych emigrantów. Posprzeczali się o szynkę Krakus, którą sprzedawał polski sklep. Jedni chcieli protestować przed sklepem, bo sprzedając Krakusa, popiera się komunizm, inni byli zdania, że pikietą nie pokona się ani Krakusa, ani komunizmu.

Ostatnio powiedziała, że właściwie nie wie, jak było. Wszystko, co zdarzyło się po Umschlagplatzu, jest tak jakby pod wodą, rozmyte i nieostre.

Matka jej męża wyczołgała się spod kół i zobaczyła, że nie ma pierwszej wieży. Pierwsza wieża World Trade Center leżała na furgonetce i dookoła niej w rumowisku betonu, cegieł i szkła. Poszła przed siebie. Miała wrażenie, że kiedyś już szła przez takie ruiny. Powie potem: jakbym szła przez ulice po powstaniu warszawskim, po wyjściu z piwnic. Ktoś narzucił na nią płaszcz, bo jej sukienka została pod furgonetką. Ktoś wetknął jej w rękę banknot. Zobaczyła autobus. Przejechała kilka ulic i zobaczyła przez okno bawiące się dzieci, kobiety z zakupami i stoliki przed kawiarnią. Przy stolikach siedzieli ludzie z filiżankami w rękach. Matka jej męża miała wrażenie, że kiedyś już wyszła z martwej pustki w żyjący świat. Powie potem: – Jakbym szła przez aryjską stronę po wyjściu z getta. Zamenhofa 26 Była Zysia Goldberg. Skradziono jej dwa futra i znajomy z Nowolipek zaprowadził Zysię do Godela Szopy. Godel, król złodziei muranowskich, obiecał pomoc i na początek poprosił o zaliczkę. Tysiąc złotych zaledwie, ale Zysia udała się na policję. Był cheder, szkoła religijna Jakuba Barszcza. Front, pierwsze piętro. Byli komuniści. Zebrali się w chederze Barszcza i udawali zwyczajne kółko samokształceniowe. Policja dostała poufną wiadomość, kim są, i wszystkich aresztowała. Byli syjoniści. Uczcili święto Lag ba-Omer, które

Był zakład pogrzebowy Ostatnia Posługa. Urządzał pogrzeby i ekshumacje, osobom niezamożnym za darmo. Byli dłużnicy. Mojżesz Śmietanka zalegał za gaz, a Abram Hurewicz za podatek dochodowy.   Był świat.

Nie wszystko rozumie, ale jest w stanie zadziwienia. Bardzo to oczyszczający stan.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *