Najpierw dydaktyka po drutach.:
Sporo później hasanie po polach. Tam obchodziłem Dzień Buraka, o którym przypomniałem sobie obchodząc buraczaną pryzmę. I refren – szynobus do Wolsztyna.:
Noc do tyłu, bo nie mogłem się oprzeć by nie dosłuchać do końca audiobooka K. Folletta (na użytek niewidomych czyta Mirosław Utta). Słuchałem wiele lat temu, pamiętałem korzystne wrażenie, zapomniałem szczegóły. Tymczasem jest to świetnie napisany page turner i nie umiem się w takich razach oprzeć. Skończyłem o 4.00.:
O tym szynobusie mógłby co napisać Stefan Grabiński jakby żył, bo atmosfera jest odpowiednia.
Faktycznie, nie wpadłem na to. U Grabińskiego pociąg jedzie donikąd, szynobus mknie do Wolsztyna, a to przecież prawie to samo…
„Tory donikąd” to kryminał Andrzeja Makieta z 1989. Czeka na swoją kolej, nomen omen.
Kakieta, na miłość Boską! Jak można tak zniekształcać nazwisko jednego z najważniejszych pisarzy XX wieku!!! Czytałem, ale chyba czas wrócić na te tory…
Korekta w telefonie zmieniła psia jej mać.