W czasach dzieciństwa kazali nam w szkole czytać straszną ramotę, dramat „Droga do Czarnolasu” Aleksandra Maliszewskiego (dramaturg, nie muzyk!). Dziś też tę drogę przebyliśmy – 30 km na godzinę. Nieodśnieżona. Szklanka. Dworek, poety nie było w domu.:
Ostatnio jak byliśmy, to przed sklepikiem wiejskim rosła lipa („Gościu, siądź itd.) Lipę wycięli, został się jakiś jesion (?). Jak można było wyciąć ostatnią lipę w Czarnolesie?!:
Lublin. Zawsze wierny.:
Nie moglismy być na miesięcznicy, więc hodł złożyliśmy bodaj tu.:
Pomnik poety Czechowicza. Bomba zabiła go w 1939, kiedy tylko wyszedł od fryzjera. Dorota doszukuje się dobrych stron we wszystkim: „Przynajmniej zwłok nie musieli golić”.:
Jakieś ćwierć wieku temu robiłem wywiad z Pendereckim. Pochwalił się, że władze Jerozolimy zamówiły u niego wielkie dzieło muzyczne. Spytałem, kiedy powstanie. „Cóż, takie rzeczy pisze się latami. Najwcześniej za trzy lata”. A tu – proszę. Lata lecą.:
W Teatrze Osterwy w Lublinie francuska farsa pt. „Prawda”. Dorota kupowała bilety w internecie – były tylko najtańsze, po 20 złotych. I rzeczywiście – widzieliśmy tylko jakieś 20% tego, co było na scenie.:
Ale nie szkodzi. Brama Krakowska nocą jest równie piękna jak za dnia. A może nawet piękniejsza.:
Dziwne że wśród miast, które nie są stolicą Polski nie wymieniono Tel-Avivu. Musi przez przeoczenie. A może nie?
Mnie, szczerze mówiąc, najbardziej razi brak Rejkiawiku. Ale nie będę się spierał…