Dorota Masłowska „Jak przejac kontrolę nad swiatem nie wychodząc z domu”

Dorota Masłowska „Jak przejac kontrolę nad swiatem nie wychodząc z domu”:

Felietony o przejawach rodzimej popkultury drukowane w magazynie dwutygodnik.com w latach 2013-16.
Właściwie do zacytowania nadaje się wszystko, ale z konieczności tylko:

Pierwsze dwa odcinki w odbiorze są jak pierwsze dwa sobieskie spalone pod szkołą.

… /na Bali/ piasek, morze koloru oczu Jezusa w Przebudźcie się, masa fajnych babeczek, a do tego piętnaście posiłków dziennie (kuchnia lokalna i europejska), klimatyzowany autokar i opieka pilota! Nikt nie wspomina, że po zrobieniu zdjęcia fotograf godzinami musi czyścić zalegające plażę zwłoki psów i stare klapki, oczywiście w Photoshopie.

… wyszła niemłoda kobieta, najbardziej zaciekła uczestniczka wszystkich czytań, która spytała z oburzeniem tyleż niekłamanym, ile godnym lepszej sprawy: „Why is the author so obsessed with urination?”.

„Cała Polska nie czyta dzieciom”. „Bo ogląda seriale”.

Kompulsywnemu oglądaniu serialu towarzyszy przekonanie, że dokładamy naszych starań do czegoś fundamentalnego. Nagle stajemy się skrupulatni, pilni, cierpliwi; klikając na kolejny odcinek, mamy świadomość, owszem, że za oknem świta, ale obowiązek to obowiązek, s a m o s i ę n i e o b e j r zy.

Nazywam się Dorota, seriale oglądam od sześciu miesięcy. Boże, użycz mi pogody ducha, abym godziła się z tym, czego nie mogę zmienić, zmieniła to, co mogę zmienić i umiała odróżnić jedno od drugiego.

… przychodzą mi w sukurs jeszcze te słowa Kundery, że „kicz to świat bez gówna”. No ale że też nie chodzi o to, by w winnicy obok kamiennych schodków leżał teraz stolec; że gówno jest tu metaforą wszelkich rozpadów, rozkładów i procesów gnilnych, toczących rzeczywistość, i że całkowite usunięcie go widzowi z pola widzenia daje pewien rodzaj absurdu, zwany właśnie kiczem.

Dziś chciałabym zaprezentować raport pod tytułem Rozpoznawalność literatów-piosenkarzy w hurtowniach tekstylnych i szwalniach w drugim kwartale 2014 w woj. łódzkim.

Jest też sekcja ekscentryczna, sekcja rozmaitości. To w niej znalazłam tort piersi, nie znalazłam natomiast tortu penisa ani tortu dupy, nie wiem dlaczego, może to kwestia dobrego smaku. Możemy za to dowiedzieć się, jak zrobić tort basen, tort gitarę, tort bikini, tort książkę, tort boisko, tort pasztetowy i około czterech tysięcy innych tortów.

Nigdy w życiu nie pokocham dziewczyny, która słucha disco polo” – śpiewał nawet Grabaż. Nie wiadomo, co właściwie złego zrobiła nam, Polakom, ta muzyka, która w paru skocznych dźwiękach, paru nutach wyśpiewanych przez rozmigdalonego kastrata miksowała bez ładu i składu nowe i stare czasy, kulturę wiejską z miejską, okarynę z kradzioną w Reichu yamahą, zasysając całe społeczeństwo w kompromitujący taneczny wir. Wielki upadlający korowód, wciągający głupich i mądrych, biednych i bogatych; pijanych od ciociosanu z Peweksu i pijanych od wina Wino i wódki Wódka…

Piosenka Ona tańczy dla mnie zespołu Weekend ma na YouTubie osiemdziesiąt pięć milionów odsłon; Edyta Górniak, Doda i Justyna Steczkowska mają może osiemdziesiąt pięć milionów, ale cieni do powiek, i to wszystkie razem!

… czas antenowy płynął sobie niespiesznie i leniwie jak woda w Zalewie Zegrzyńskim. Bądźcie gotowi więc na szafujące waszą uwagą dialogi, takie jak: – On nie żyje. – Nie żyje? – Tak. – A więc umarł? – Zginął. – Jest więc martwy. – Tak. Niestety.

Jednak przy niektórych bohaterach gangsterzy z Psów to ambasadorzy kultury, sztuki i dziedzictwa narodowego.

Z manifestującego umiarkowaną aprobatę powiedzenia „Szału nie ma” korzysta 32% bohaterów, 22% dla wyrażenia tej samej emocji mówi „Dupy nie urywa”, 46% natomiast stosuje je jednocześnie w postaci sformułowania „Szału nie ma, dupy nie urywa”, „Taaak?” – na końcu zdania dodaje około 7895% bohaterów, w tym 898% „taak?” stosuje również śródskładniowo, w połowie, trzech czwartych i czterech piątych wypowiadanego zdania).

Społeczeństwo nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, przechodzi na drugą stronę ulicy, nie odpowiada na pozdrowienia. Pracodawcy nie zatrudniają w handlu i usługach, przypisują od razu złe cechy charakteru: konfliktowość, nieumiejętność współpracy w grupie, wynoszenie ręczników z kibla, słaba znajomość Worda i jeszcze gorsza Excela. Ci wykluczeni, obarczeni uprzedzeniami mężczyźni zmuszeni są do pokątnej, zagrażającej życiu i zdrowiu pracy przy dystrybuowaniu narkotyków, kradzieżach samochodów i handlu kobietami. Bez ZUS-u i bez BHP. Bez umowy! Ciężka fizyczna harówa, często po nocach, dlaczego nikt się tym, do cholery, nie zainteresuje?

… gazeta.pl… A tam wiadomo, kaskady elektryzujących faktów. Najdziwniej owłosione pachy (5 zdjęć). Oni naprawdę chcieli tylko się dobrze zabawić (10 zdjęć). Lewandowska chciała pokazać psa, a tymczasem on… (150 zdjęć). Nigdy nie podejrzewałeś, że…? Oni też (Quiz). Dziesięć mitów o oddawaniu moczu, tego nie wiedziałeś! Nie lubisz żółtych warzyw? Wyleczysz nimi podagrę. I tak w koło Macieju.

„Mięsny jeż” z Pamiętników z wakacji zajął trwałe miejsce we współczesnej polszczyźnie i z powodzeniem patronuje zapiekankom, gyrosom i pizzy. Fraza: „Tata zrobił kupę do bidetu”, choć o mniejszym potencjale gastronomicznym, również na trwałe wpisała się w naszą kulturę, i myślę, że wypłynie jeszcze kiedyś jako hasło w Kole fortuny w kategorii „cytat”.

Bliźniacza do linczów pod postami „Pudelka”, infantylna rozkosz defekowania w salonie, rzygania jaśniepanu do fortepianu. Zemsta statystycznego Polaka za całą fikcję telewizyjną i celebrycką, za te lata pokazywania mu wyphotoshopowanych twarzy, wypożyczonych samochodów i designerskich wnętrz. Popularność paradokumentu, niestroniącego od tematów tabu, wulgarności i dantejskich scen, obsadzonego ludźmi o pospolitych aparycjach i prostackiej ekspresji, zdaje się właśnie taką medialną rabacją. „Chuja tam, wielcy aktorzy!” – zdają się krzyczeć naturszczycy. – „Wcale was nie potrzebujemy, też tak umiemy!” Polsat i TVN zdają się tu tylko producentami wykonawczymi, czy też alfonsami całego tego procesu.

Ponieważ improwizacje bazują na naturalnych zasobach umysłowych naturszczyków, pełne są topornych kalk i komunałów. Wracający do domu lekarz powie więc: „Ech, miałem ciężki dzień w szpitalu. Leczyłem tam wielu pacjentów. Byli chorzy”. Zaś nauczyciel: „Jestem zmęczony. Wiesz, jak to w szkole. Lekcje przedmiotu, klasówki, uczniowie, tablica”.

Zżymać się na jałowość tych piosenek, kwestionować je, to kwestionować całą muzykę gospodarczą z Radia Zet. A przecież ona też jest na świecie potrzebna. Jest potrzebna w korytarzach. Jest potrzebna w przedsionkach. W księgowościach. W warzywniakach i tym podobnych. W zakładach fryzjerskich, na zapleczach hurtowni i w kantorkach; jest potrzebna na działkach, w domkach letniskowych, potrzebna na grillach, potrzebna w kabinach tirów i w sercach, i wszędzie indziej, gdzie nie sposób od rana do wieczora słuchać Zeniala.

Społeczeństwie, w którym politycy robią dłońmi piramidki, reklamy implikują treści podprogowe, z okładek patrzą komputerowo poczyszczone twarze, a na forach dyskutują podstawieni dyskutanci. Postsowiecka baba na poczcie chce roztrzaskać głowę petenta o kontuar, a jednak deklamuje marketingową formułkę. Ostentacyjna martwota i monotonia jej głosu są ostatnim bastionem osobistego sprzeciwu wobec przymilnych wierszy, które kazano jej wygłaszać.

Ówczesna Praga Północ była, jeśliby wierzyć mantrom agentów nieruchomości, „mekką artystów”, gdzie wkrótce miał się zacząć szał rewitalizacji i powstać drugi Berlin, a jeśli wierzyć oczom i uszom, raczej rokująca przestrzeń do paintballa. Kilometr od ścisłego centrum europejskiej stolicy jakieś nierealne chaszcze, zasrane wzdłuż i wszerz trawniki naszpikowane żelastwem, na wpół zburzone mury, gnijące płaty dykty, rusztowania nigdy niedokończonych inwestycji. Łąki, łopuchy, bezkresy. W tym wszystkim ludzie z twarzami jak pomidory, jak bakłażany. Od rana stali w bramach i pustostanach, wprowadzając do krwiobiegu pierwsze rozruchowe dozy piwa Książ i obrabiając jakieś tajemnicze łupy, odczepione, ukręcone, wyrwane, zajumane. Takie obowiązywało tam prawo materialne, że nic nie mogło być luzem. Każdy nieprzyczepiony łańcuchem obiekt ruchomy jakby krzyczał, prowokował: „weź mnie sobie!”, „zbiodegraduj mnie!”. Każdy element spuszczony z oczu, choćby na kwadrans, momentalnie trafiał do zbioru elementów powszechnego dostępu i użytku i mógł zostać zabrany przez kogo bądź, choćby wyłącznie celem przeniesienia w inne miejsce. Przez to okolica pozostawała w ciągłym (dyskretnym) ruchu robaczkowym, ciągłej pokątnej gorączce, tajonej oczywiście przed odpowiednimi służbami. Na tyłach (tak jakby zresztą były tam jakieś przody!) toczył się permanentny demontaż, rozkładanie na czynniki pierwsze; troskliwe skórowanie, drylowanie, skubanie. To, czego nie dało się rozmontować, sfermentować albo gdzieś opchnąć, było porzucane; z części klecono prowizoryczne pijalki: stoliki, krzesła. To krążenie po ulicach i podwórkach na wpół zbiodegradowanych przedmiotów nie miało żadnego kierunku ani sensu, było czystym krążeniem, temperaturą. Dlatego gdy

W mieszkaniu panowała jednak tylko wieloznaczna cisza, suma wielu cichych hałasów, na którą składały się potajemne krwiobiegi rur i przewodów, westchnienia mebli i szelesty pościeli, moszczenia i wygryzania sobie zwierząt, wreszcie: niecichnący nigdy ambient samochodów z trasy.

Podekscytowane słowotoki spikerów buksują w nicości między pogodą, nieciekawymi ciekawostkami a szowinistycznymi sucharami. Nowatorskie rozwiązania językowe („procedować”, „robić dobrą robotę”, „najnowsza piosenka od Rihanna”, „ja tobie powiem”) i kompulsywnie wtrącane telemarketingowe blefy („nie ukrywam, że”, „szczerze”, „jak ja to mówię”) sprzęgają się z evergreenami polskiej jaźni, takimi jak Pudzian, Doda i Lewandowscy, dowcipasami o wrednych teściowych, 500 plus i cytatami z Misia i Seksmisji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *