Cezary Łazarewicz „Wstając z kolan. Reportaże o ”dobrej zmianie””

Cezary Łazarewicz „Wstając z kolan. Reportaże o ”dobrej zmianie””:

Ze wstępu: „Jeśli po przeczytaniu tej książki będziecie się Państwo zastanawiać, jak to wszystko jest możliwe, to proszę pamiętać, że sami to wszystko wyreżyserowaliśmy w wyborczą niedzielę 25 października 2015 roku. To książka o nas”.
Cytaty:

Wszystkie opisane tu postaci i wydarzenia są, niestety, prawdziwe, rozegrały się w Polsce, w centralnej Europie na początku XXI wieku w latach 2015–2019.

Szef wrocławskiego toru wyścigów konnych Jerzy Sawka, aktor Bogusław Linda i posłanka Kluzik-Rostkowska piszą petycję do ówczesnej premier Beaty Szydło w obronie zwolnionych prezesów i Stojanowskiej. Kończą ją tak: „Za sprawą pani służb Kasztanka [ukochany koń Józefa Piłsudskiego – red.] się w grobie przewraca”. W ciągu kilku dni pod petycją podpisuje się 25 tysięcy osób. Na wydrukowanie wszystkich nazwisk nie starcza ryzy papieru.

We wsi Janów Podlaski stoją domy z napisami „nocleg” na ścianach. Do tego kościół, zespół szkół średnich, kilka sklepów spożywczych. Na ladach leżą lokalne gazety, a w nich informacje o wynikach eurowyborów. PiS ma się w gminie dobrze: odnotował tu niemal 60 procent poparcia.

Kiedyś w Warsie obok mnie siedziała pani w średnim wieku, właścicielka firmy reklamowej specjalizującej się w sprzedaży nowych osiedli. Młodym pracownikom powiedziała bardzo ważne zdanie: „Nieważne, jak oni to zbudują, ważne, jak my to opowiemy”.

Spór polityczny toczy się na poziomie języka. Wygrywa ta strona, której sformułowania językowe zwyciężą.

Albo formuły, które się odwołują do powszechnego przekonania społecznego: „zewsząd płyną głosy”, „suweren mówi”. Skoro wszyscy tak myślą, dlaczego ja mam być obojętny? Albo zaimki dzierżawcze – my i oni, słownictwo lękowe, nastawienie języka na budzenie wrogości itd.

Najgłośniej nowa ekipa Radia Gdańsk zagrała na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Naliwajek: – Na kolegium w piątek przyszedł prezes Wasielewski i powiedział z powagą, że nie możemy przyznać Złotego Klakiera, czyli nagrody dla najdłużej oklaskiwanego filmu, dla obrazu Kler, bo arcybiskup gdański Sławoj Leszek Głódź wywali z roboty. Dyskutowaliśmy. Stanęło na pomyśle Wasielewskiego, żeby powiedzieć, że były błędy pomiaru i nie będziemy przyznawać nagrody. Połowa kolegium mówiła: tak nie można. Nie powiem kto, bo jeszcze pracują w radiu.

Niemieckim dziennikarzom ambasador w Berlinie przeciwstawia TVP pod rządami Jacka Kurskiego: – Oglądam codziennie polską telewizję publiczną. Tak, to kanał komunikacyjny rządu z ludnością. Ale standardy dziennikarskie są zachowane – przekonywał na konferencji europejskiej w Lipsku w marcu 2019 roku, wywołując skandal.

Dawna znajoma Przyłębskich z Poznania zapamiętała ich jako ludzi odległych od Kościoła, raczej deklarowali, że są niewierzący. – Dlatego o mało nie spadłam z ławki, kiedy w 2016 roku, na ślubie córki prezydenta Poznania Ryszarda Grobelnego, zobaczyłam ich idących do komunii – opowiada. – Julia z wielkim dekoltem i na nim ogromny krzyż. Dziś oboje bronią konserwatywnych wartości.

Niemcy uważają, że Polacy są trochę dziwni, trudno jest się połapać, jaka jest ich strategia, nie wiadomo, co im wpadnie na agendę następnego dnia – tłumaczy. – Znamy to w Niemczech z Bawarii, oni się zachowują podobnie do Polaków, próbują zawsze dostać ekstrakiełbaskę. Keiser twierdzi, że niemieccy politycy przeczekują i mają nadzieję, że to minie i da się tę śrubę odkręcić. Jednocześnie podkreśla, że Polska dla Niemców nie jest aż tak ważna.

Sędziowie sądzą, ale nie pilnują sprawiedliwości. Na wyroki ludzie czekają w nieskończoność. Nie ma równości w dostępie do sądu. Jakie szanse na dobrego adwokata ma człowiek, który zarabia 2 tysiące złotych? A bez adwokata nie ma szans na uczciwy proces. Urszula dyktuje wyrok: – Sądy trzeba reformować. Poprawiać. A nie rozjechać czołgiem.

Polskie sądownictwo to jest jeden gigantyczny skandal i z tym skandalem trzeba skończyć. Jarosław Kaczyński, rp.pl, 10 lutego 2017

Komisja Europejska nie złamie polskiej woli dokończenia reformy, bo to jest alboalbo; jeśli nie zreformuje się sądownictwa, inne reformy mają mały sens, gdyż prędzej czy później zostaną przez takie sądy, jakie mamy, zanegowane. Jarosław Kaczyński, TVP Info, 8 lipca 2018

Z blatu w „jej” sali rozpraw sterczy pięć mikrofonów. – Nie pamiętam już, czy to był SLD, pierwszy PiS czy początkowa PO. Miało być nagrywanie rozpraw, żeby nie marnować czasu na dyktowanie. Mikrofony nigdy jednak nie były użyte, bo nie przyszedł program do nagrywania. Teraz za to przyszły nowe mikrofony. System nagrywający też, ale nie do każdej sali. W czwartki mam nagrywanie, we wtorki nie – opowiada. Przed jej salą rozpraw wiszą dwie wokandy: elektroniczna i papierowa. W treści identyczne. – Wprowadzili elektroniczną, super. Ale z wynikiem zakończenia sprawy protokolant i sędzia muszą nadal podpisywać papierową – tłumaczy sędzia.

Na rozprawie trzeba czytać akt oskarżenia, nieraz kilkadziesiąt stron. To pozostałość po zaborach, gdy ludzie byli niepiśmienni. Wszyscy dziś umiemy czytać, ale w sądzie nadal odgrywamy XIX-wieczny teatr!

Z działalności w KOD-zie zrezygnowałam po ośmiu miesiącach, bo nie widziałam dalszego sensu. Po prostu uważam, że tymi marszami, wuwuzelami, balonikami niczego nie osiągniemy. Albo nastąpi prawdziwy bunt, albo będzie, jak jest. I taką nadzieję miałam w grudniu 2016 roku w czasie tej słynnej nocy w Sejmie. Naprawdę byłam przekonana, że nam się uda. Ale wiadomo, jak to się skończyło: PO wyszło z Sejmu, Petru poleciał na Maderę, KOD się też wycofał, i zostało nas wszystkiego pięćdziesięciu Obywateli RP.

To nie jest przyjemne, jak samemu się stoi. W Przemyślu to jest tak, że zatrzymują się samochody, ludzie pukają się w głowę, wyzywają od złodziei, komunistów, ubeków.

„Ale po co? A znowu gdzieś lecisz! Przecież nikomu to niepotrzebne! A co to da? Przecież nie jest aż tak źle” – ciągle to słyszę. I bardzo mnie to wkurza.

A potem odezwał się sam Pereira. Już po polsku. W płomiennym monologu krzyczał coś w stylu: „Robicie wszystko, żeby psuć! Pajace! To wszystko jest tylko na pokaz! Chcecie być aresztowani, żeby robić z siebie męczenników! Komuniści! Ubecy!”. Na co odpowiedziałem mu spokojnie: „Młody człowieku, byłem aktywnym działaczem podziemia solidarnościowego i dostawałem wpierdol od milicji, kiedy ciebie na świecie nie było”. Eksplodował!

Najgorsza właśnie jest ta dyspozycyjność policji – te napisy były zrobione tak, żeby nic nie zniszczyć, po miesiącu same się zatarły. No, ale jest doniesienie pana posła Matusiewicza, więc policja działa z wielkim animuszem, sprawdzając cały monitoring w mieście. W końcu znajdują jeden zapis, uszkodzony, więc wysyłają go do laboratorium, żeby odzyskać dane, co kosztuje około 10 tysięcy złotych. Naszych, publicznych pieniędzy! A to jest przewinienie zagrożone mandatem 50 złotych, którego nikt nam nawet nie zaproponował.

Na przykład Czarne Protesty w Przemyślu zrobiliśmy dwa. Ten pierwszy, Czarny Poniedziałek, to była wielka niewiadoma, bo Przemyśl to PiS-owskie miasto, tu od momentu transformacji nie było ani jednej demonstracji światopoglądowej. A tu nagle na przemyski rynek przychodzi 500 osób. Jak zobaczyłam ten tłum, myślałam, że oszaleję.

Ksiądz Stanisław mówi o opiece nad Pawłem. O tym, że właśnie wyciąga go z dna. Że szuka mu szkoły, opieki w Medjugorje. Że wyciągnął go z agencji towarzyskiej. I wreszcie, że jego zachowanie wobec Pawła wynika z tego, że faktycznie jest księdzem, ale czuje się wewnątrz kobietą. Całą winą obarcza jednak chłopaka. Jego zdaniem perfidnie wykorzystującego oddanie i miłość księdza. Wątek pracy Pawła w agencji towarzyskiej wraca w rozmowie kilkakrotnie. Broni swojego zachowania, przestrzegając przed chłopakiem. Przekonuje, że to zły człowiek, który wyrządził wiele krzywd i że na angażowaniu się w tę sprawę wiele stracimy.

Dwa dni po filmie braci Sekielskich dzwonię do kilku domów wycieczkowych, ośrodków rekolekcyjno-wypoczynkowych prowadzonych przez księży w Zakopanem, żeby sprawdzić, czy ksiądz, który przyjeżdża z ministrantem, łatwo wynajmie pokój. Przedstawiam się jako Piotr Mossakowski, ksiądz z Włocławka,. Proszę o zarezerwowanie pokoju z dostawką. Za każdym razem dwukrotnie i wyraźnie mówię, że przyjadę z ministrantem, którego zabieram do Zakopanego w nagrodę za bierzmowanie. Bez problemu rezerwuję pokój jedno- lub dwuosobowy między innymi u księży sercanów przy Gimnazjalnej, księży saletynów przy Tuwima czy wreszcie u werbistów przy Struga. We wszystkich przypadkach ksiądz rezerwuje mi pokój i ani razu nie pyta, czy podopieczny jest pełnoletni, czy chce ze mną mieszkać w jednym pokoju.

Gdy zacząłem tworzyć zespół, ludzie pchali się drzwiami i oknami – opowiada Różalski. – Sześć, siedem ofert dziennie. Specjaliści od Vancouver po Jokohamę. Wszyscy chcą w Szczecinie pracować, bo zapowiada się nie jeden, tylko seria promów. Denerwowali się, że szybko na ich oferty nie odpowiadam, a ja sam nie wiedziałem, co będzie dalej.

Nazywa statek „utopią”, a uroczystość położenia pod nim stępki – najdroższą w historii Polski grochówką. – To tak jakby ktoś zrobił drzwi do samochodu, a potem chciał dobudować do nich resztę samochodu – tłumaczy.

Zmiana całego ustroju szkolnego w kilka miesięcy? To się musiało sypnąć. Dlatego tak Sebastiana denerwuje, że mało kto protestował. Nauczyciele z podstawówek i liceów siedzieli cicho, w nadziei, że reforma ich nie dotknie, tych z gimnazjów też jakby zamurowało, chociaż szli na pierwszy ogień. – Było tylko kwestią czasu, kiedy dostaniemy po głowie.

Prezes ZNP ma wielki problem. Liczył na to, że strajk sparaliżuje egzaminy i doprowadzi do chaosu i politycznej hucpy. Nic z tego nie wyszło. Minister Anna Zalewska ograła Broniarza i jego politycznych pomagierów. Egzaminy odbyły się bez większych przeszkód, a Broniarzowi i Bodnarowi pozostają jedynie histeria i jazgot. wPolityce.pl, 10 kwietnia 2019

W czasie strajku Piotr słyszy to znowu. Nie powinien podskakiwać, skoro każdego roku może liczyć na długie wakacje i obija się w robocie na 18godzinnym etacie. Dla świętego spokoju wytrenował odpowiedź, mówił: – Chętnie popracuję od ósmej do szesnastej, jak w urzędzie. Ale bez narad, sprawdzania prac, wywiadówek, wycieczek i zielonych szkół, bo to będzie już praca po godzinach. – Wtedy na chwilę milkli. Albo mówił: – Strażak powinien mieć płacone tylko wtedy, kiedy gasi pożar. Kiedy nie gasi, nic nie robi, ma wakacje, jak nauczyciele. – Rozmowy się ucinały. Ale na chwilę.

Ludzie, których przyprowadził nowy prezes, przyszli jak po swoje. Walili „z buta” w drzwi, nie było dla nich barier – opowiada Matlak. – Było wśród nich wielu młodych chłopaków. Wyglądali na święcie przekonanych, że tak właśnie życie powinno wyglądać, że przyszedł ich czas i trzeba go wykorzystać. I że każdy na ich miejscu zrobiłby to samo. Wszyscy musieli od razu dostać iPhone’y, najlepszy sprzęt i zajmowali biurka, jeszcze zanim zwolnieni pracownicy zdążyli je opróżnić.

Gdyby nie TVP, mielibyśmy na każdym dużym kanale przez 365 dni w roku antyrządowy jazgot i kreowanie opozycji na przewidywalnych, europejskich, wyedukowanych, prawych ludzi, którym durna tłuszcza przez przypadek na chwilę odebrała władzę. A jak przedstawiano by Prawo i Sprawiedliwość? By się przekonać, wystarczy obejrzeć jakikolwiek serwis TVN24 z ostatnich 15 lat, by zetknąć się z próbką odhumanizowania zwalczanej partii Marek Pyza i Marcin Wikło, „Sieci”, 22 lipca 2019

Politycy jeszcze niedawno mawiali, że kto ma telewizję publiczną, ten przegrywa wybory. Wyniki głosowania z maja 2019 roku dowodzą tezy przeciwnej. To PiS wprowadził do Parlamentu Europejskiego najwięcej posłów. A kto oglądał TVP, wie, że się do tego przyczyniła. – Wcześniejsze próby telewizyjnego agitowania w kampanii wyborczej były propagandowo nieudolne – wyjaśnia prof. Jacek Dąbała, medioznawca z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. – Dziś TVP osiągnęła w tej dziedzinie mistrzostwo. Gdy mowa o obozie władzy, z ekranu leje się optymizm, zapał – serce rośnie. Ta telewizja umacnia ducha, daje nadzieję, pokazuje, jacy jesteśmy ważni, doceniani w świecie, jak kraj się pięknie rozwija. To trafia w emocje.

Dwa dni wcześniej byłem na spotkaniu, gdzie usłyszałem, że w Polsce zarabiam pieniądze, które później wywożę z kraju wiadomo dokąd. Trochę już byłem zmęczony, a może po prostu skończyła się moja wyporność. I nagle, zanim pomyślałem, wymyśliłem trzecią strategię. Wstałem i soczystą polszczyzną w zwięzły sposób dałem do zrozumienia, co myślę o poziomie dyskusji, który był uprzejmy zaproponować. Dobra, może się trochę zagalopowałem, ale musi mnie pan zrozumieć. Nie musiałem.

W równo ustawionych rzędach krzeseł zasiada młodzież szkolna i kilku dorosłych. My będziemy siedzieli na kanapie, wokół której jest poukładanych kilkanaście starych walizek. Pytam, po co są te walizki. Przecież będziemy rozmawiać o Żydach, panie Mikołaju. Moja rozmówczyni umaiła scenę walizkami, nie gwiazdami Dawida ani menorami. Nie rozumiem i drążę. Przecież jest pan Żydem, powinien pan zrozumieć. Jakoś jednak nie mogę zrozumieć, dlaczego należy utrwalić skojarzenie Żyd – wyjazd z Polski. Mam do wyboru zrobić skandal i nie rozpocząć rozmowy albo udawać, że bardzo mi się podoba siedzieć między walizkami i mówić o żydowskich losach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *