Blake Crouch „Mroczna materia”

Blake Crouch „Mroczna materia”:

Thriller opierający się na uruchamianiu alternatywnej rzeczywistości. Kuszące i niebezpieczne.
Cytaty:

Nigdy ‌nie pojawia ‌się ‌ostrzeżenie, że wszystko zaraz ‌się ‌zmieni, zostanie nam ‌odebrane. Nie ‌istnieje żaden alarm ‌zbliżeniowy, alarmowa ‌lampka, że stoi się ‌nad ‌przepaścią. Może właśnie to ‌czyni ‌tragedie tak bardzo ‌tragicznymi. Nie ‌samo wydarzenie, ale sposób, ‌w jaki ‌przebiega: cios bez ‌ostrzeżenia, ‌trafiający jak grom z jasnego ‌nieba, ‌gdy najmniej się ‌tego spodziewamy. ‌Bez chwili na unik ‌czy ‌skulenie głowy.

W tym właśnie tkwi piękno młodości. Jest w niej przenikająca wszystko lekkość, ponieważ nie zostały podjęte żadne przeklęte decyzje, nie wybrano żadnej określonej ścieżki, a rozwidlająca się w przodzie droga to czysty, nieograniczony potencjał.

Dociera do mnie, że jeżeli przeżyję, do końca życia będę nosił w sobie objawienie: odchodzimy z życia tak samo, jak się w nim pojawiamy — całkowicie samotni, pozbawieni wszystkiego.

— Wiesz, na jak długo zniknąłeś? — pyta Amanda. Gdzie zniknąłem? — Nie. — Na czternaście miesięcy. Jezu… — To dla ciebie szok? — Można tak powiedzieć. — No cóż, siedzenie jak na szpilkach, wstrzymany oddech i tyłki na skraju foteli. Czekaliśmy ponad rok, aby zadać te pytania: Co widziałeś? Gdzie trafiłeś? Jak wróciłeś?

Kluczem do sukcesu jest zaczynać od drobiazgów. Skupić się na problemach rozwiązywalnych. Stworzyć sobie kawałek suchego lądu, na którym da się ustać. A gdy włożyłeś w pracę wystarczająco dużo wysiłku i do tego miałeś szczęście, tajemnica nadrzędnego problemu się rozwiązuje. To tak, jakby powoli cofać się przed fotomontażem, aby dostrzec ogólny obraz.

— Żyjemy w zupełnej nieświadomości faktu, że jesteśmy elementem rzeczywistości znacznie większej i dziwniejszej, niż jesteśmy to sobie w stanie wyobrazić.

— Świadomość tego, że każda myśl, jaka pojawia się w naszej głowie, każdy wybór, jaki podejmujemy, to odgałęzienie w nowy świat, jest przerażająca. Po dzisiejszym meczu poszliśmy na Navy Pier, po czym przyszliśmy tutaj, prawda? Ale to tylko jedna wersja wydarzeń. W innej rzeczywistości zamiast iść na molo, poszliśmy do opery. W jeszcze innej zostaliśmy w domu. A w kolejnej mieliśmy na Lakeshore Drive śmiertelny wypadek i nigdzie nie dotarliśmy. — Ale te inne rzeczywistości tak naprawdę nie istnieją. — Tak naprawdę są tak samo rzeczywiste jak ta, której oboje w tej chwili doświadczamy. — Jak to możliwe? — Nie wiadomo. Są jednak pewne tropy. Większość astrofizyków uważa, że siła trzymająca razem gwiazdy i galaktyki — to, dzięki czemu nasz cały wszechświat w ogóle funkcjonuje — pochodzi od teoretycznej substancji, której nie możemy obserwować ani bezpośrednio zmierzyć. Czegoś, co nazywa się ciemną materią. Jest głównym składnikiem wszechświata. — Co to dokładnie jest? — Nikt do końca nie wie.

— Więc te wszystkie inne rzeczywistości… gdzie one są? — Wyobraź sobie, że jesteś pływającą w stawie rybą. Możesz się poruszać do przodu i do tyłu, pływać na boki, ale nigdy nie możesz znaleźć się nad wodą. Gdyby ktoś stał obok stawu i cię obserwował, nie miałabyś pojęcia o jego istnieniu. Dla ciebie całym wszechświatem jest staw. Wyobraź sobie teraz, że ten ktoś sięga do stawu i cię z niego wyjmuje. Dostrzegasz w ten sposób, że to, co uważałaś za cały świat, to jedynie mały staw. Nagle widzisz inne stawy. Drzewa. Niebo w górze. Dociera do ciebie, że jesteś częścią znacznie większej i dużo bardziej tajemniczej rzeczywistości, niż ci się kiedykolwiek śniło. Daniela opada plecami na oparcie i upija łyk wina. — Więc te wszystkie tysiące stawów są wokół nas, teraz i tutaj… tylko nie jesteśmy w stanie ich dostrzec? — Dokładnie.

… widzimy jeden z możliwych rezultatów. Czy istnieje inny świat, tak samo realny jak ten, który znamy, świat, w którym otworzyliśmy skrzynię i zamiast martwego znaleźliśmy mruczącego i kipiącego życiem kota? Interpretacja wieloświatowa mechaniki kwantowej odpowiada na to pytanie: tak. Mówi ona, że w chwili otwarcia skrzyni dochodzi do rozgałęzienia. W jednym wszechświecie znajdujemy martwego kota. W drugim żywego. O tym, czy kot zginie, czy pozostanie żywy, decyduje nasza obserwacja. Teraz sprawa staje się nieźle pokręcona. Ponieważ akty obserwacji mają miejsce nieustannie. Tak więc jeżeli świat rozwidla się za każdym razem, gdy dokonywana jest obserwacja, oznacza to, że istnieje niewyobrażalnie wielka, nieskończona ilość wszechświatów — wieloświat — w którym wydarzy się wszystko, co możliwe.

Tak więc wszystko, co mogło się wydarzyć w naszej przeszłości, wydarzyło się, tylko w innym wszechświecie. Co, jeśli jest to prawdą? Co, jeśli żyjemy w pięciowymiarowej przestrzeni prawdopodobieństwa? Jeżeli w rzeczywistości zamieszkujemy wieloświat, ale nasze mózgi ewoluowały tak, że wyposażyły nas w zaporę ograniczającą to, co postrzegamy, do pojedynczego wszechświata?

Załóżmy, że wieloświat zaczął się od pojedynczego wydarzenia — Wielkiego Wybuchu. To punkt początkowy, podstawa pnia najpotężniejszego, najbardziej rozrośniętego drzewa, jakie można sobie wyobrazić. Wraz z biegiem czasu, gdy materia zaczęła się organizować w gwiazdy i planety we wszelkich możliwych permutacjach, drzewo zaczęło wypuszczać gałęzie, które z kolei wypuszczały swoje gałęzie, i tak dalej, i tak dalej, aż w którymś momencie, czternaście miliardów lat później, moje przyjście na świat spowodowało wyrośnięcie kolejnej gałęzi. Od tego momentu każdy dokonany — lub niedokonany — przeze mnie wybór oraz dotyczące mojej osoby działania innych ludzi powodowały powstawanie kolejnych gałęzi, nieskończonej liczby Jasonów Dessenów żyjących w równoległych światach niektórych bardzo podobnych do tego, który nazywam swoim domen, niektórych kompletnie innych. Wszystko, co może się wydarzyć, wydarzy się. Wszystko. Na przykład gdzieś w tym korytarzu istnieją wersje ciebie i mnie, którym nigdy nie udało się dotrzeć do kabiny, gdy postanowiłaś pomóc mi uciec. Są w tej chwili torturowane albo martwe. — Dziękuję za wsparcie moralne. — Mogłoby być gorzej. Nie sądzę, abyśmy mieli dostęp do całego spektrum multiświata.

— Drzwi w korytarzu są łącznikami z nieskończoną liczbą światów równoległych, tak? A jeżeli to my definiujemy połączenia? — To znaczy? — Sny też sami sobie konstruujemy, prawda? Może podobnie sami wybieramy świat za drzwiami, postanawiając otworzyć konkretne drzwi? — Chcesz powiedzieć, że z nieskończonej liczby rzeczywistości specjalnie wybrałam to szambo? — Nie „specjalnie”. Może ten świat jest odzwierciedleniem tego, co czułaś, otwierając drzwi?

Dopóki wszystko się nie wywróci, nie mamy pojęcia, co posiadamy, jak delikatnie i doskonale wszystko jest ze sobą powiązane.

Wolałbym nie postrzegać sytuacji w ten sposób, ale fakty są jednoznaczne. Pozostali Jasonowie chcą tego, co jest dla mnie w tym świecie najcenniejsze: mojej rodziny. Czyni to z nich moich wrogów. Jak daleko byłbym gotów się posunąć, aby odzyskać swoje życie? Czy gdybym uważał, że pozwoli mi to spędzić resztę życia z Danielą, umiałbym zabić inną wersję siebie? Czy oni byliby to w stanie zrobić?

Gdy zamykam oczy, przychodzi mi do głowy pomysł. Przypadkowość. Jak pobić przeciwnika, który jest w stanie przewidzieć wszystkie ruchy, jakie się zamierza? Należy zrobić coś całkowicie przypadkowego. Nieplanowanego. Należy wykonać ruch, którego nie brało się pod uwagę, któremu nie poświęcało się uwagi. Może się okazać, że to strzał we własną stopę i gra zostanie przegrana, ale… …może będzie to coś, czego druga strona nie przewidziała, i da niespodziewaną przewagę strategiczną?

Wieloświat istnieje, ponieważ każda decyzja, jaką podejmujemy, tworzy rozgałęzienie drogi, prowadzące do świata równoległego. Dzień, w którym mi powiedziałaś, że jesteś w ciąży, nie przebiegł wyłącznie tak, jak my to pamiętamy. Miał wiele permutacji. W jednym ze światów — tym, w którym jesteśmy teraz — postanowiliśmy zostać razem. Wzięliśmy ślub, mamy Charliego, stworzyliśmy dom. W innym uznałem, że zostanie ojcem przed trzydziestką to nie droga dla mnie. Bałem się stracić pracę i nie zrealizować moich ambicji. Istnieje więc wersja naszego życia, w której nie utrzymaliśmy dziecka. Charliego. Ty poświęciłaś się sztuce, ja nauce. Rozeszliśmy się. Ten człowiek, ta wersja mnie, z którą mieszkaliście przez ostatni miesiąc — to on zbudował kabinę.

… życie jest niedoskonałe. Dokonujemy złych wyborów, więc kończy się to życiem w stałym ubolewaniu. Może być coś gorszego? Skonstruowałem urządzenie, które jest w stanie zlikwidować ubolewanie. Pozwala znaleźć światy, w których dokonało się prawidłowego wyboru. — Życie tak nie działa — odpowiada Daniela. — Człowiek żyje ze swoimi wyborami i się uczy. Nie oszukasz tego systemu.

Moje dawne podejście do sprawy tożsamości legło w gruzach i wiem teraz, że jestem jedynie fasetą istoty o nieskończonej ilości faset, zwanej Jasonem Dessenem, który dokonał wszelkich możliwych wyborów i żył w każdym wyobrażalnym życiu. Zrozumiałem, że jesteśmy czymś więcej niż sumą naszych wyborów i że w matematyce naszej tożsamości rolę grają wszystkie ścieżki, jakimi mogliśmy podążyć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *