Barbara Gordon „Dwaj panowie w Zodiaku”

Barbara Gordon „Dwaj panowie w Zodiaku”:

Pierwszy raz czytałem to w podstawówce. Warszawka jako głębowisko żmij. Pisane na fali „afery mięsnej”.
Cytaty:

A oto chyłkiem przemyka się jak wśród gęstych zarośli leśnych pod obstrzałem uważnych spojrzeń mizerna kobieta z obwiązaną twarzą. Znika w jednej z pobliskich bram, na której czerwieni się tabliczka przychodni zdrowia. Kobiety trącają się łokciami, bo przecież szkoda byłaby, gdyby któraś z nich przeoczyła i nie mogła później potwierdzić osobiście faktu, iż najgorzej na świecie dzieje się żonom pijaków.

Ekspedientka z perfumerii zamknęła sklep, wywiesiła na drzwiach tabliczkę: ,,Przyjęcie towaru” i stanęła w kolejce po mięso…

….. w następnej instytucji, kiedy po kilku zaledwie dniach urzędowania znalazł na biurku w swoim gabinecie kosz kwiatów od kierowników podległych mu placówek wraz z przypiętą do kosza kopertą? Zawartość koperty pozwoliła mu na natychmiastowe kupno pierwszorzędnego szwajcarskiego zegarka, takiego zegarka, który nie ma zwyczaju się spóźniać ani spieszyć i zawsze wskazuje właściwy czas, co jest tak niezwykle ważne dla człowieka na odpowiedzialnym stanowisku. Kiedy nie zwrócił tej koperty ofiarodawcom, niby średniowieczni rycerze odsłonili przyłbice.

Z załogą łatwiejsza była sprawa. Tu bodźce były prymitywniejsze. Każde kilkaset złotych dołożone do niezbyt wysokiej pensji sprzedawczyni oznaczało lepszy posiłek jej rodziny, jedną parę butów więcej lub nowy płaszczyk. Brak uległości oznaczał utratę nie tylko tych kilkuset złotych, lecz także pracy i poufną opinię, udzielaną telefonicznie koledze…

Ludzie u nas są jak wiadomo podobni do barometrów; nieomylnie wskazują swoim zachowaniem się wyże i niże rozciągające się nad czyjąś głową. Co dopiero, kiedy burza wisi w powietrzu!

… ponury i zarośnięty drab, siedzi milcząco rozparty przy stole, na którym widnieje niedopita półlitrówka obok nietkniętego kawałka kiełbasy. Jawny dowód, że Stanisław Dzietrzyk uważa dzień za feralny i obrót spraw za niepomyślny. Kiedy bowiem źle się dzieje — zawsze nie dopija i wtedy bywa najgorzej.

A najgorzej, kochaną, że to tak jeden drugiego kantuje. Tej, co pończochy sprzedaje — w mięsnym sklepie nie doważa, a jak ta od wędlin pończochy pójdzie kupować, to jej ekspedientka drugi gatunek za pierwszy opędzluje.

Należał mianowicie do tej kategorii ludzi, którzy przyrodzoną bystrość swych umysłów lubią obracać na rozwiązanie problemu: jak najwięcej zarobić, pracując jak najmniej. Ta kategoria ludzi jak pleśń, jak złośliwa rdza osadza się na skrajach społecznego życia nie dość dobrze zabezpieczonych, rzec by można — nie wietrzonych należycie lub po prostu jak źle wytopiona stal podatna uszkodzeniom.

Po Hance były jeszcze inne kobiety. Trudno, nie można przez całe życie słuchać tylko muzyki Mozarta. Starał się jednak nie wypaść z roli narzuconej sobie i kobiety, z którymi się wiązał, były już zawsze na odpowiednim poziomie. Była więc młoda pani robiąca karierę naukową w jednym z instytutów chemicznych, była brzydka, ale wesoła i dowcipna tłumaczka angielskich i francuskich poetów średniowiecznych, była wschodząca sława pianistyczna i znakomita aktorka, i żona jednego z panów na stanowisku. Kto by je wszystkie zresztą spamiętał.

Drzwi otwierają się gościnnie, z rozmachem. Staje w nich niska, tęga postać kobieca w jaskrawo żółtym, dość brudnym szlafroku. Twarz czerwona, oczy zapłakane, lecz czujne: — Jak pragnę zdrowia! Pan porucznik kochany! Nie trzeba to było z miejsca mówić? Ja przepraszam, że tak nie otwierałam, ale my tu jeszcze nie ubrane… — Daj spokój, ciotka, tym chińskim ceremoniom — mówi twardo Zawilski, ale nie przyjmuje serdecznego zaproszenia, aby przestąpić próg domku, słynnego nie tylko w Piasecznie z tego powodu, że o każdej porze dnia i nocy można otrzymać tu obfity poczęstunek, zaopatrzyć się w nieograniczone ilości wódki oraz dobrać miłe damskie towarzystwo do zabawy na miejscu bądź też w domu lub lokalu publicznym.

„Kosmaty Joe” zrobił go na Grabówku — wyznał w chwili szczerości aktualny posiadacz portfela z dokumentami i z niewykorzystaną kartą okrętową na „Batorego”. „Kosmaty Joe” twierdził dla odmiany, że to ,,Figlarz”, „Figlarz” zwalał winę na „Białego Zorro”, „Biały Zorro” zaś utrzymywał z uporem, że na własne oczy widział, jak, „Zyzol” i „Kulawy Hrabia” obrabiali tego frajera w krótki czas po tym, kiedy wyszedł od „Jubilera”. „Biały Zorro” nawet chciał przyjść frajerowi z pomocą, bo jego delikatne uczucia nie znoszą widoku bitego człowieka. Gdy nadszedł jednak, było już po wszystkim i jemu w udziale przypadły już tylko buty oraz obowiązek zaniesienia ofiary w krzaki, żeby go czasem na ulicy jakiś samochód nie przejechał. Bo ci szoferzy to jeżdżą jak wariaci, wiadomo. Nie uważają, że ktoś na szosie leży.

Ja osobiście wierzę w przypadek. I chociaż losy ludzkie, wydarzenia w życiu ludzkim posiadają pewną logikę, następstwa zaś niektórych zdarzeń są nieuniknione, to jednak przypadek stanowi również nieodłączny element składowy życia. My bardzo wierzymy w nasze umiejętności, rozwijamy je, bardzo ufamy naszej technice dochodzeniowej i też ją doskonalimy, ale nie możemy nigdy wykluczyć przypadku. To on nieraz powoduje wsypę najprzebieglejszego, najbardziej wyrafinowanego zbrodniarza i on też pozwala nieraz wykryć zbrodnię całkiem przeciętnemu i nie najbystrzejszemu funkcjonariuszowi milicji. Zbrodniarz nigdy nie liczy na przypadek. My więc powinniśmy brać przypadek w rachuby. Nie wiem dlaczego, ale ja jakoś mocno jestem przekonany, że w naszej sprawie działał przypadek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *