Antoni Pawlak „Zapiski na paczce papierosów”

Antoni Pawlak „Zapiski na paczce papierosów”:

Anegdoty. Kombatanckie i nie dla dzieci.
Cytaty:

Starałem się przejść przez życie tak, by jak najwięcej przeżyć, zrozumieć i zapamiętać. Czasami mi to wychodziło, czasami nie, jak to w życiu. A że większość moich zapamiętań i zrozumień dotyczy rzeczy raczej zabawnych? To kwestia temperamentu.

Lata 90. Dzwoni do mnie pisarz Janusz Anderman. – Antek, zapisz sobie mój nowy adres… – A gdzie się przeprowadziłeś? – Na Gdańską. – O, fajnie, tam miło jest. – Miło, mój drogi, to jest w sklepie monopolowym.

Rok 1978. Jedziemy z Januszem Andermanem autostopem do Łodzi na zebranie redakcji niezależnego (i nieregularnego) kwartalnika kulturalnego „Puls”. Upał niemiłosierny, nagrzana furgonetka marki Żuk, do tego telepiący nas obu gigantyczny kac. – Antek – szepce Janusz zgruchotanym głosem. – Jak ci ktoś zaproponuje alkohol, to wiedz jedno. To nie jest dobry człowiek.

Pod koniec lat 70. mój kolega, gdy się dowiedział, że nigdy nie byłem na meczu bokserskim, zaciągnął mnie na Torwar na turniej imienia Feliksa Stamma. Krew tryskała obficie, co nie jest bez znaczenia, jako że siedzieliśmy blisko ringu. W pewnym momencie spiker zapowiedział walkę Polaka z zawodnikiem z ZSRR. Panowie wyszli na ring. W ciszy pełnej napięcia i oczekiwania z trybun rozległ się tubalny okrzyk: „Zabij, chuja, za Katyń!”. Patriotyzm i świadomość historyczna – te pojęcia były dla nas, Polaków, zawsze żywe.

Poranek poetycki Kazika Brakonieckiego, poety, eseisty, krytyka, podczas Zjazdu Młodych Pisarzy Wybrzeża w Wieżycy, późne lata 70. Kazik odkłada maszynopisy i czeka na nasz głos, nasz wyrok niekoniecznie ostateczny. – Kaziu, każda metafora, nawet najbardziej odleciana, musi mieć jakąś wewnętrzną logikę. A u ciebie jest kilka takich, których najzwyczajniej nie rozumiem. O, tu mam wynotowane… Na przykład „dwugarbna huśtawka potylicy”… Albo „cmokający otwór we mnie”… Nie rozumiem… – Bo my, Antku, operujemy na różnych poziomach świadomości. Ja na wyższym. – Aha.

W galerii handlowej zauważyłem zakład fryzjerski. To może bym włosy skrócił lekko – pomyślałem i wszedłem. Miła młoda kobieta uśmiechnęła się na mój widok. – Mógłbym teraz włosy trochę… – W dniu dzisiejszym z powodu obłożenia wzmiankowana usługa nie może być wykonana. Język polski jest barwny, bogaty i różnorodny.

Pierwsza klasa liceum (VI w Gdańsku). Lekcja fizyki. Nauczycielka przechadza się po klasie bezgłośnie, bo w pepegach. Nagle zatrzymuje się i zadaje pytanie: – Kto mi powie, dlaczego igła kompasu zawsze wskazuje północ? Andrzej spogląda na mnie ze złośliwym uśmiechem. – Bo taka jej jebana natura – szepce. Nie zauważył, że nauczycielka zawędrowała dokładnie za nasze plecy. – Bardzo dobra odpowiedź, Andrzejku. To może teraz zechcesz powtórzyć głośniej, żeby cała klasa usłyszała…

Siedzieliśmy z kolegą Leszkiem Szarugą i tradycyjnie sączyliśmy wódkę. Stosując się do dobrych rad Janusza Głowackiego, by po każdym litrze robić piętnaście minut przerwy dla zdrowia i nie zakąszać trawą.

Gustaw Herling-Grudziński miał nas, Krzysztofa Rutkowskiego i mnie, przyjąć w redakcji „Kultury”. Pukamy, wchodzimy, mówimy „dzień dobry”. A on siedzi przy biurku i przegląda maszynopis. My stoimy nieśmiało, bo to jednak miało dla nas wszelkie znamiona spotkania z historią literatury. Herling odrywa się od lektury, patrzy na nas i uśmiecha się. – I co? Będziecie tak panowie dalej stali, jak te chuje na weselu? Siadajcie.

Czerwcowe słońce, alkohol… Nagle z radia tranzystorowego zabrzmiało Hej Jude The Beatles. To był wtedy wielki przebój. Wysłuchaliśmy w nabożnym skupieniu. Gdy wybrzmiała muzyka, B. zapytał: „Antek, to o Żydach, tak? O Żydach?”.

W 2005 roku trochę się w kraju zagotowało za sprawą wątpliwego etycznie wybryku Bronka Wildsteina. Któregoś wieczoru szedłem przez Gdańsk. Na Długiej zaczepił mnie młodziutki dziennikarz. – Panie Antoni, pana nazwisko jest na liście Wildsteina… – Wiem. – Co pan ma na swoje usprawiedliwienie? – Co ja mam? Jest takie piękne starosłowiańskie słowo: „Spierdalaj”.

Rozmowa z Ireną Lewandowską. – No to mamy problem, Irenko, mamy problem. – Dokładnie. To jak z szyszką w dupie: ani wepchnąć, ani wyciągnąć, ani się pochwalić.

„Super Express” obwieszcza sensację: „Co 6. ksiądz ma dziecko z kobietą”. Ta wiadomość nasuwa dwa pytania: 1. A z kim, do cholery, mogliby mieć, jak nie z kobietą? 2. Wszyscy z tą samą kobietą?

W portalu natemat.pl ciekawa informacja. Otóż: „Poznańscy zakonnicy, Leonard Bielecki i Franciszek Chodkowski, są pewni, że masturbacja jest grzechem i nałogiem, z którym trzeba jak najszybciej się uporać. (…) Nie wyleczymy się z masturbacji bez pomocy przyjaciół”.

Rozmawiam z poetą Ryszardem Milczewskim-Brunem. Bruno mówił dużo, ale niewiele z tego rozumiałem, bo kilka dni wcześniej ktoś mu wybił dwa przednie zęby. Podobno kuflem. – Jedna recenzentka w „Twórczości” napisała o tobie… – Nie czytaj niedorżniętych panienek, ci radzę. Ja chyba lepiej wiem. Ja, stary, na poezji zęby zjadłem.

Jerzy Markuszewski, czyli Markusz, dał mi bezcenną radę. Taką życiową. – Jak chcesz coś w życiu osiągnąć, mów o sobie dobrze. Zawsze. Kiedy w latach sześćdziesiątych jako młody szczaw zacząłem pracować w Teatrze Polskiego Radia, to na wszelkich naradach, kiedy ktoś mówił, że tę sztukę trzeba dać komuś dobremu, bo jest trudna, wstawałem i mówiłem: „Markuszewski jest dobry”. I wszyscy się śmiali, że niby taki dowcipny jestem. Ale po kilku takich występach to zaczęło procentować. Usłyszałem, jak szef w jakiejś rozmowie rzucił: „Może to damy Markuszewskiemu? Ktoś mi mówił, że on dobry jest. Nie pamiętam już kto, ale ktoś z branży…”.

Kilka miesięcy po Noblu dla Wałęsy kolejne przesłuchanie pani Ani Walentynowicz. I ciągnąca się jak drut kolczasty rozmowa. – No niech pani sama powie, czy temu Wałęsie należał się Nobel? Jemu? Pani Aniu! Przecież on co drugie słowo „kurwa” mówi? Dobrze wiem, z podsłuchów wiem. – Ale on dostał pokojowego, a nie literackiego…

W początkach lat 70. nauki na Uniwersytecie Gdańskim pobierał student o wdzięcznym nazwisku Machuj. Miał jakąś niską kategorię, więc na zajęcia z wojska chodził z dziewczynami. Na pierwszych zajęciach oficer odczytuje listę obecności. – Machuj? – Oj, ma! – odkrzyknęły radośnie koleżanki. I tak na każdych zajęciach.

W Gdańsku odsłonięto pomnik prezydenta Reagana i Jana Pawła II. Podczas uroczystości wystąpił z recitalem bard Andrzej Kołakowski. Na początek powiedział, że zanim zaśpiewa, chciałby „podzielić się smutną refleksją: okazuje się, że łatwiej w Gdańsku postawić pomnik amerykańskiego prezydenta niż zamordowanego polskiego prezydenta”. Mnie też doskwiera brak w naszym mieście pomnika Narutowicza.

Tomasz Terlikowski w rozmowie z Onetem: „Nie chciałbym, żeby nauczyciel w szkole pokazywał moim dzieciom, jak wkładać prezerwatywę na banana”. Ja też nie. Dzieci nie powinno się wprowadzać w błąd. Prezerwatywę zakłada się na coś zupełnie innego.

Z rozmarzenia wyrwał mnie głos przyjaciela. – Jak to jest, Antek, z tymi elektronicznymi? To to samo, co palić normalnego? – Prawie. Różnica między elektronicznym a zwykłym jest taka, jak między onanizmem a seksem: nie do końca to samo, ale czasami trzeba.

Różnica między Solidarnością a dzisiejszym związkiem zawodowym o tej samej nazwie jest mniej więcej taka, jak między bohaterami powstania warszawskiego a grupą rekonstrukcyjną

W latach 80. podeszła do mnie w ZAiKS-ie Agnieszka Osiecka. – Przyjechał do Polski Stevie Wonder – obwieściła ze śmiertelną powagą. – I wie pan, napisałam dla niego wiersz: „Stevie Wonder jest bez jąder”. Ładne, prawda? Zaiste ładne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *