Anna Kłodzińska „Błękitne okulary”

Anna Kłodzińska „Błękitne okulary”:

Na sen.
Cytaty:

– Za dziesięć dni, o ile CEHAZ nie przesunie terminu. Ostatnio zagranica trochę opóźnia dostawy chemiczne, mają jakieś z tym trudności. – Oni mają trudności? – blondyn parsknął śmiechem z ironią. – Myślałem, że to tylko u nas się zdarza. – Panowie, od kiedy to interesuje nas polityka? – skrzywił się chudy, ciemnowłosy mężczyzna siedzący pod oknem.

Pracownicy Centrali dzielili się na dwie kategorie. Takich, którym ruch i robota sprawiały nietajoną satysfakcję, prawie można by powiedzieć: radość – i takich, którzy interesantów uważali za dopust boży, coś jak stołówkowy obiad albo skleroza.

Posegregowałem ich, kapitanie, grupami. Tak jak się najczęściej razem trzymają i grają. Jedna grupa, to kilku facetów ze środowiska twórczo-aktorskiego. Jest tam taki starszy aktor, widziałem go parę razy na scenie, dobry komik z niego. Jest jeden plastyk, co go wyrzucili ze Związku za jakieś sprawki i teraz zarabia, gdzie może i jak może. Jest poeta, taki z tych nowoczesnych, co to można czytać od początku do końca albo odwrotnie i na jedno wy chodzi… No i takich dwóch ni to, ni owo, jeden grafik, zdaje się. To całe towarzystwo nie gra wysoko.

Dochodziła jedenasta. Księżyc od czasu do czasu wyglądał zza chmur, pilnując swoich spraw na ziemi.

Przy bufecie grał adapter, Niebiesko-Czarni zapewniali, że pójdą za kimś w świat, właściwie był to jeden Niebiesko-Czarny o gardłowym, fascynującym głosie, reszta pomrukiwała melodyjnie do wtóru. Piosenka niepokoiła, drażniła nerwy. – Nie powinien pan pić – powiedziała z żartobliwą naganą, wskazując na kieliszek z likierem.

Oficer udał się więc do bufetu, zamówił obiad. Miał ogromną ochotę poprosić kelnera o przyniesienie czegoś mocniejszego, ale przypomniał sobie o mundurze. Mogło to zwrócić uwagę innych wojskowych. – Cholera! – zaklął pod nosem.

Naczelnik powiódł wzrokiem po zebranych i zakończył z nagłym porywem optymizmu: – Mimo tych trudności, towarzysze, jestem pewien, że wykonamy plan czerwcowy w terminie, obywając się bez godzin nadliczbowych. W ubiegłym roku mieliśmy daleko gorszą sytuację, a jednak wszystko skończyło się dobrze. Ufam, że i teraz resort na nas się nie zawiedzie. Nasz kraj wymaga od nas wielu ofiar i wysiłków. Nazywało się to działaniem na ambicję” i przechodziło bez wrażenia.

Z baru Mimoza” wytoczył się na chodnik pijany męż- czyzna. Z trudem zachowując równowagę przystanął obok latarni, aby rozejrzeć się w sytuacji. Od najbliższego postoju taksówek dzieliło go na oko ze dwieście metrów. Bardzo daleko” – pomyślał smętnie. Zastanawiał się przez chwilę, czyby nie spróbować na czworakach. Zawsze co cztery kończyny do podpierania, to nie dwie.

– Sprawdzimy tylko, jak to jest poukładane. Porządek, bezpieczeństwo i higiena pracy, rozumiecie, towarzyszu dyrektorze – dodał ten z IKR. Dyrektor zdziwił się. Tak nigdy nie mówili inspektorzy podczas kontroli. Widocznie jakaś nowa akcja, o której jeszcze nie słyszał.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *