Andrzej Kaliszewski „Piętka Czesław, niżej podpisany”

Andrzej Kaliszewski „Piętka Czesław, niżej podpisany”:

Lata 80. Opowieść upośledzonego na umyśle malarza-amatora. Lokalna Polska w tle.
Cytaty:

Pan Bronek to bardzo dobry człowiek, bo mnie nie opierdalał od razu, jak żem coś spieprzył, tylko robił się najpierw czerwony i sapał przez minutę albo dwie, a potem zamykał się w swoim kantorku. Od razu było widać, że bardzo mnie poważał!

Każdy dzień zaczynał się obowiązkowo od herbaty i od piwa, co zauważyłem już drugiego dnia.

Potem Janek wyjął z szafki trzy butelki piwa i znacząco popatrzył w stronę naszego szefa: – Panie Bronku! Jak? Szef spojrzał najpierw na piwo, potem na mnie, i z rezygnacją rozłożył ręce: – Trudno… Tradycja!… Taki nasz los – dodał już ciszej.

Pan Bronek spojrzał na mnie, przekazując już z daleka naganę wzrokową.

Z żadną dziewczyną nie mogłem do tej pory tak swobodnie rozmawiać jak z nią. Zresztą, ona jest całkiem inna niż te dziewuchy na naszej ulicy. Ona by pewnie tak szybko nie dała się wszystkim szczypać w dupę! Z Helą można porozmawiać o sztuce i w ogóle.

Świadek wyjaśnia co następuje: Ja spożywałem alkohol w postaci wina jabłkowego wyborowego w towarzystwie znanego mi osobiście mojego kolegi Ryszarda, którego nazwiska nie pamiętam. Wypiłem około dwóch butelek wina, ale nie wszystko mi się utrzymało w żołądku to nie mogłem być za bardzo pijany. To jest niemożliwe, żebym jechał po lewej stronie. Jechałem na pewno po prawej stronie, chyba że już wracałem.

Widziałem kiedyś w gazecie obrazy mistrzów z Holandii. Też takie ciemne, że nic nie widać. Właściwie to samo czarne tło i tylko jakaś ręka czy kawałek gęby z tego tła wystaje. Tacy to umieją oszczędzać farby!

Nie zdążyłem przejść przez płotek, jak całe towarzystwo wgramoliło mi się do ogródka. – Pokaż tego bohomaza! – wybełkotał sąsiad Kazia. – Tylko nie bohomaza żadnego – zaprotestowałem. – To jest flamandzka sztuka! – Dobra, niech będzie ci i sztuka. Tfu! A co to za ryło?

Do tego trzeba „Spokoju społecznego” i „Wytężonej pracy dla dobra Naszej Wspólnej Sprawy Socjalistycznej Ojczyzny!”. Takie plansze malowaliśmy w zeszłym tygodniu, to mogli zapamiętać! Powinni zresztą oglądać dziennik, to też by się o tym dowiedzieli, a oni tylko słuchają radia. Mają w pracowni jakieś stare, bo są straszne zakłócenia i głos co chwila zanika. Co to za wiadomości z takiego radia, jak w telewizorze lepiej słychać? Jeszcze się zamykają wtedy w pracowni.

Co za los, nic mi się nie udaje. Czuję, że gdybym się teraz nawet powiesił, to i tak by mnie wszyscy ganiali: Czesiek, popraw sobie sznur! Czesiek, co ty tak głupio wisisz! Czesiek, nie dyndaj tak! A matka: Czesiek, złaź leniu! Czesiek, zasuwaj po cukier w kolejkę! Czesiek, weź się za jakąś robotę, później sobie powisisz! Czesiek, gdzie jest reszta bimbru? Co za los! Nikt już nie szanuje artystów!

Po drodze do PeDeKu kupiłem prawdziwą wódkę, „Stołową”. Nieczęsto mam okazję pić prawdziwą wódę. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek sam ją kupował, to znaczy za własne pieniądze. Teraz, kiedy będę bogaty, to mogę sobie pozwolić, żeby swoim kolegom postawić flaszkę. Raz kiedyś, oczywiście. Ja to, niestety, będąc bogatym będę musiał pić te wstrętne kwaśne wina zagraniczne i radzieckie koniaki, jak to bogaci ludzie. Pewnie się kiedyś przyzwyczaję!

O, cześć, Zygmunt! Wchodź, wypijesz herbatę? Sypana! „Ulung”! – Ze zrzutów masz, Bronuś? – Nie, wystane osobiście. Rzucili akurat na nasze osiedle – „cena umowna” oczywiście. – Chyba jeszcze – „regulowana”? – A nie, Zygmunt, teraz to jest umowna! – Powinna być raczej „komercyjna”! – Cena komercyjna jest wtedy, gdy towar mają non stop na magazynie. Wtedy właśnie za pomocą cen komercyjnych się ściąga z rynku „nawis inflacyjny”! – Kto by się tam połapał w tym wszystkim, Bronuś. Ja tam jestem przedwojenny.

Dziwne są te dziewczyny. Wystarczy, że ma się trochę forsy na kwaśne wino albo nawet na wódkę „Czystą”, i już jesteś panem.

Od czasu, jak długo i ciężko pracuję, to matka zrobiła się mniej ostrożna i nie chowa już bimbru przede mną pod podłogą, tylko jak wszyscy – w piecu. Co będzie, jak kiedyś znowu o tym zapomni i napali?

Zresztą, jak można o tej porze pić? Wszyscy normalni ludzie piją albo rano w pracy, albo zaraz po pracy. Teraz to uczciwi ludzie śpią, bo wypili dużo wcześniej!

Rzeczywiście, na moim obrazie za bukietem kwiatów widniał w tle jak byk czerwony transparent z całkiem wyraźnym napisem: 66. ROCZNICA REWOLUCJI PAŹDZIERNIKOWEJ, a pod nim przy ścianie dwie butelki po piwie „Jasnym Pełnym”. – Towarzyszu! – zaczął się naigrywać ze mnie Janek – „Socjalizmu będziesz bronił jak niepodległości”? – Eee tam, ja po prostu jestem dokładny! – wzruszyłem ramionami. – Mogliście sprzątnąć po sobie. A tak naprawdę to mam ten cały socjalizm w dupie i idę do ubikacji! – dodałem, wychodząc.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *