Albert Wojt „Zielone i złote”

Albert Wojt „Zielone i złote”:

PRL-owski kryminał. Uderza jedno – tu każdy każdego r…a – na co tylko się da. Poszkodowany jest ten, kto się zorientował najpóźniej.
Cytaty:

— Co wolicie, whisky czy koniak? — Nie ma czystej? — Napijemy się poloneza — zadecydował Grąbiela. — Prawdę mówiąc ja też nie lubię tych perfumowanych paskudztw.

— A jednak do Jeziorowskiego podobno nie zachował pan urazy za te dwie sztabki nadziewane ołowiem. — Kto panu powiedział o sztabkach? — Tym razem Szorman nie zdołał zapanować nas sobą. Jego oczy błysnęły gniewnie, a na policzkach pojawiły się krwistoczerwone plamy. — Grąbiela — porucznik uznał, że drobna niedyskrecja może się opłacić. — Niech on lepiej pilnuje dolarów, którymi Jeziorowski zapłacił mu przed dwoma miesiącami. — Coś było z nimi nie tak? — Tandetna robota, ale jak ktoś jest zbyt pewny swego, łatwo go wpuścić w maliny. — Dużo Grąbiela stracił? — Niemało.

— Wierzę to ja tylko w portrety Jerzego Waszyngtona na takich małych zielonych papierkach.

Kilka minut później znaleźli się w niewielkim jednopokojowym mieszkaniu na ostatnim piętrze. Panował tu typowy kawalerski bałagan. Brudne koszule i skarpetki walały się po krzesłach, niedopałki papierosów wysypywały się nie tylko z popielniczek, ale również z doniczki, w której zamiast kwiatków tkwił zasuszony badyl, a na dawno nie zamiatanej podłodze leżały pomięte gazety.

— Duża buźka, Toleczku! — powiedziała starając się, by jej głos zabrzmiał beztrosko. — Co u ciebie? — W poprzek — odburknął.

— Ci policjanci byli w mundurach? — Ostatnimi czasy w mundurze chodzi tylko sierżant Malik z posterunku w Łobzowie — sarkastycznie wtrącił się Maciąg. — Inni wolą po cywilnemu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *