Z przeszkodami, bo metro w remoncie. Muzeum na Václavské náměstí. Ekspozycja mydło i powidło (jak zawsze), ale ostatatecznie w domu się tego nie ma.:
W Galerii Narodowej oczywiście najpierw Antonín Slavíček, którego obraz stoi na moim biurku. Tu oryginał. No i kawa w tych bombastycznych halach.:
Po drodze jeszcze jedno dzieło sztuki na przygodnej wystawie sklepowej.:
Hotel ten sam w dzielnicy Roztyly (dają nam tu coraz lepsze pokoje), z tym samym Behemotem, co zwykle.:
Wreszcie dosłuchałem „Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk. Zajęło to półtora miesiąca. Ale przebywanie w kręgu „frankistów”, w towarzystwie ks. Benedykta Chmielowskiego i tylu innych osób było nad wyraz miłe i pouczające. Przyjemnośc obcowania z czymś dopracowanym, przemyślanym, ważnym.:
No zbieram się i zbieram do tych Ksiąg Jakubowych już któryś roczek. Lada dzień… Najpierw muszę się zmierzyć z „Lodem” Dukaja. Też 1000 stron.