Resko. Pomorskie. Obudziłem się rano („Rano, kiedy budzę się rano…”, wspomnienia są nieuchronne), a za oknem kołysze się w słońcu orzech. A we mnie natychmiast odzywa się Wisława Szymborska. Bo się ostatnio naczytałem. Myśl: jak by Szymborska opisała orzech? Bo się naczytałem… Orzech. Ciasną skorupą opięty. A gdzie jego jądro? Co jest jego ostateczną „orzechowatością”? I czy wszystkie jądra zawodzą?
Znowu. Resko, czyli nigdzie. Budzę się koło dziesiątej. Za oknem lazurowe niebo, z lekka filtrowane przez firankę. Chwieje się zielona gałąź orzecha. Nikt mnie tu nie zna, ja nie znam nikogo. Przy łóżku stary kryminał. Jest dziesiąta, a ja nic nie muszę. Tak sobie wyobrażam niebo.
Dorota idzie na solarium. O takich paniach nie mówi się, że są opalone, ale „strzaskane na heban”.
W Wenecji premiera filmu Andrzeja Wajdy o Wałęsie. Sam reżyser opowiada na prawo i lewo, że dla niego Wałęsa jest jedną z najważniejszych postaci ostatnich stuleci. I jak z takim podejściem kręcić film?
Anegdota z brodą. Przed wojną był malarz nazwiskiem Jan Styka, który był malarzem miernym, za to bardzo pobożnym. I – przykładowo – kiedy malował postać Chrystusa, to malował ją na kolanach. I – rzecze anegdota – pewnego razu Chrystus odezwał się do Styki z obrazu: „Styka, ty mnie nie maluj na kolanach! Ty mnie maluj dobrze!”.