http://www.youtube.com/watch?v=dXpYKCAEOQc
Oczywiście ekranizacja E.A. Poe. Jak wiele wczesnych filmów Cormana, mistrza kina B. Pewien młodzieniec przybywa z Bostonu na prowincję, by pojąć za żonę wybrankę z rodu Usherów. Jednak jej brat go od tego odwodzi, tłumacząc, że rodzina od wielu pokoleń cierpi na swoisty obłęd. Również i dom rodzinny zdaje się brać udział w tej dekadencji.
Dzisiejsze horrory straszą raczej tym, że oto w spokojnym miasteczku, nagle… A tu od razu z grubej rury: opuszczone domostwo, spalony las, świst wiatru, snują się mgły…
„Oprócz ślubu z moją siostrą planuje pan zapewne także dzieci? – Z Bożą pomocą…”
Narzeczony – Winthrop – ma włosy na brylantynie jak Elvis. W sumie ta sama epoka.
Usherowie wcześniejszych pokoleń spoczywają w piwnicy, tam też już gotowe i podpisane trumny dla narzeczonej i jej brata.
Przodkowie popełniali zło i dom nim przesiąkł. A dzieci dziedziczą winy przodków. Chcą czy nie.
Orkiestra przygrywa non stop, by podtrzymać nastrój. Co tu dużo mówić – rzępoli.
Zagłada domu Usherów / Fall of the House of Ushers, reż. Roger Corman, 1960