Wypłata do świtu

Pomorze jak Pomorze. Jeszcze ściele się przed nami zimowa droga:

Jeszcze okruch piękna – zwieńczenie fasady w Gryficach:

Ale już czas powiedzieć pa pa.:

Nareszcie doczytałem „Błyskawiczną wypłatę”, najnowszą powieść Ryszarda Ćwirleja.:

Wprawdzie liczy sobie 500 stron, ale to page turner, więc łyka się samo. Nawet się nie zdziwiłem, kiedy zerknąłem na zegarek i była czwarta rano. Jak zwykle u Ćwirleja poznańska milicja kryminalna we wczesnych latach 80. Akurat studiowałem wtedy w Poznaniu, więc doceniam precyzję detalu historycznego. Choć miałbym ochotę się przyczepić. Oto dyrektor ważnego poznańskiego oddziału PKO przychodzi rano do roboty: „Usiadł za biurkiem, rozłożył na blacie >>Gazetę Poznańską<< i już miał zacząć czytać artykuł wstępny…”. No nie, nikt przy zdrowych zmysłach w roku 1982 nie czytywał artykułów wstępnych, bo to było rytualne bla, bla, bla. Zwłaszcza w ogranie Komitetu Wojewódzkiego. Gazetę (zwłaszcza Poznańską) zaczynało się czytać od ostatniej strony.
Mamy skłonność patrzeć na tamte czasy jak na „ciemną noc stanu wojennego”, a tu jest całkiem odwrotnie. Ludzie narzekają (puste półki, kartki itd.), ale w sumie żyje im się w tym świecie jak u Pana Boga za piecem. PRL to ich ojczyzna, miejsce znane, oswojone i zapewne nie zamieniliby go na żadne inne, nawet za dopłatą. W powieści raz po raz pojawia się ktoś (cieć, sprzedawca), który godzinami patrzy na przeciwległą ścianę i jest mu z tym dobrze. A takich typów – każdy z rodowodem – pojawia się tu coś koło setki. Dla nich rok 1990, a z nim reforma Balceowicza, prywatyzacja itd. to musiała być apokalipsa.
Sporo aluzji, nawiązań. Do „Misia”: „Alkoholu nie pije nigdy w pracy, a po pracy tylko nieraz, jak na przykład na balu sylwestrowym i wcale nie jest prawdą, że się tam upił…”
Do „Rozmów kontrolowanych” – z tym „sednem tarczy”.
Do „Psów” – z: „- Zabiję ich wszystkich!”
Do „Czterech pancernych”, do „Czterdziestolatka” itd.
Drobiazgi. Milicjant wita się z sąsiadkami: „- Niech będzie dzień dobry szanownym sąsiadkom…”.
Zasada barmana oszukującego przy rozlewaniu alkoholu: „Małą łyżeczką, ale stale”.
„… śledztwo w sprawie handlu żywym towarem, czyli nielegalnej sprzedaży trzody chlewnej kradzionej z Państwowych Gospodarstw Rolnych…”
„… u mnie w mieszkaniu pusto jak po przejściu Armii Czerwonej”.
„- Karolek do domu! Zaraz tak wpierdol dostaniesz, że ci się odechce przeklinać!”
Monolog ciecia: „- O, pan władza znowu do nas w odwiedziny. A jużem myślał, że to jakieś łachudry wlazły tu, żeby jabola obalić. Gnam ja tych gnoi, ale i tak co się człowiek placami obróci, zaraz wlezą. A jak się nie upilnuje, to jeszcze naszczają skurwysyny”.
„- O ja cię pierdolę… Przepraszam, to nie do was. – Łe, nie ma o czym gadać, obywatelu poruczniku. Każdemu może się zdarzyć, jak jest na wkurwieniu…”.
Cinkciarze, którym ktoś odstrzelił szefa: „I dlatego teraz siedzieli tu jak uczniowie Chrystusa w wieczerniku – pełni niepokoju czekali na to, co może się wydarzyć”.
Naradę kończy sentencja: „- Dzisiaj, panowie, skończył się u nas komunizm”.
Wiekowa prostytutka narzeka na brak klientów, bo wszyscy oglądają Mundial: „- Wiara w domu woli siedzieć przed telewizorami, zamiast oddać się kulturze i rozrywce”.

Najciekawiej, jak często bywa – na Fronda.pl. Rankiem główna wiadomość to wypowiedź Maryli Rodowicz, iż w dzieciństwie chciała być zakonnicą. Tyle że nie z motywów religijnych. Po prostu podobały się jej te „długie, tajemnicze kostiumy”. Usłużni internauci natychmiast podpowiadają, że taki strój nazywa się habit. Podpowiedź może być na rzeczy, bo inny czytelnik pyta, czy Maryla nie jest czasem ciocią Mieczysława Fogga. Cóż, najważniejsze, że mamy kolejną dyskusję na tematy religijne.
Kawałek dalej portal zachęca do bojkotu rosyjskich towarów. Trudno je rozpoznać, bo w rękach rosyjskich pozostają polskie marki, jako to: Soplica, Żubrówka, Bols, Absolwent… Jakoś trudno mi sobie wyobrazić ten bojkot.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *