Echa z rodzinnych stron. „Drzwiczki do pieca kaflowego, klamki i przewody, wyposażenie lodówki skradli z domu w Muninie pod Jarosławiem dwaj 35-latkowie” – głosi komunikat policji. Na końcu, już dla czystej formalności, policjanci dodają, że zatrzymani wydmuchali po 3 promile.
Księża uczestniczący w Marszu Niepodległości przybyli z pielgrzymką do grobu św. Wojciecha w Gnieźnie – donosi z dumą Fronda.pl. I wszystko byłoby w porzo, gdyby – zapewne w najlepszej intencji – nie zatytułowała tej informacji „Księża patrioci u św. Wojciecha w Gnieźnie”. Bo „księży patriotów” pamiętamy jak najbardziej z PRL-u, kiedy to skutkiem działań sowieckiej agentury robili w Kościele robotę rozbijacką. Występowali przeciw prymasowi Wyszyńskiemu itp. Większość zwerbowana przez SB metodą „worek, korek, rozporek”, czyli przekupstwem, szantażem ze względu na nałóg alkoholowy i trzymaną na boku kobietę i dziecko. Więc w Kościele kojarzą się jak najgorzej.
I teraz ci księża, którzy solidaryzuję się z prawicą, PiS-em, narodowcami też mieliby być „patriotami”? Ktoś widocznie stuknął się w czoło, bo po jakimś czasie tytuł przerobiono.
Polsat pyta, po co kręci się nieustannie filmy katastroficzne. Ano, żeby zobaczyć, ilu sprawiedliwych jeszcze zostało w Sodomie. Jak wiadomo, Abraham nie znalazł nawet dziesięciu. W przeciętnym disaster movie zawsze znajdzie się paru wartych ocalenia. Ludzkość zostaje przetrzebiona, ale i oczyszczona. Przetrwają prawi, ale w amerykańskich filmach, nieprzypadkiem, także zaradni (Pomóż sobie sam, a Bóg ci też pomoże.) To taka kieszonkowa apokalipsa.