Wojciech Wiktorowski „Na skraju niżu”

Wojciech Wiktorowski „Na skraju niżu”, seria „Ewa wzywa 07…”:

Kapitan milicji podejrzany o łapówkarstwo i ukrywanie dowodów. Coś takiego! Jednym z podejrzanych jest niejaki marian Kot (żadna rodzina!). W finale okaże się niewinny!
Cytaty:

Dobrze się pan już czuje? Oddech, tętno, wszystko w normie? Roman Gutmann nic odpowiedział nic. — Wi ęc — ciągnął dalej spokojnym głosem — tym razem chodzi nam o Mariana Kota. Pańskiego wspólnika i przyjaciela, jak nam wiadomo… A także jedynego człowieka, który może potwierdzić pańskie alibi.

Chcecie, żebyśmy w to uwierzyli? Dwaj dorośli mężczyźni, którzy znają się od lat i którzy razem pracują, wybierają się wspólnie do kina. Nie na wódkę, nie do kawiarni, ale właśnie do kina… Aha i jeszcze jedno: co to był za film? Tytuł wyleciał mi z głowy,.. — Przygody Misia Yogi…


W ca łą aferę było również dodatkowo zamieszanych wiele osób. które nic zdając sobie sprawy z pochodzenia dewiz i złota kupowały je od bliżej nie znanych sobie ludzi czy też pośredniczyły przy sprzedaży. Byli to często ludzie. zajmujący wysokie stanowiska, ludzie, którzy dotąd nie mieli żadnej styczności zc światem przestępczym i którzy chcieli po prostu znaleźć dobrą lokatę dla zarobionych pieniędzy. Wśród nich było wielu artystów, lekarzy, architektów.

Spojrzał na zegarek. Dochodziło wpół do czwartej. ..Chyba wystarczy na dzisiaj — pomyślał. — Nie przesadzajmy z tą pracą”. Podniósł się ciężko ze swojego miejsca.

Panie majorze, sierżant Kamiński czeka. —Prosić. Drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł Kamiński. — Siadajcie, sierżancie — Adamiec wskazał wolne krzesło. — Co tam się u was ostatnio dzieje? Sierżant przez długą chwilę usiłował odzyskać pewność siebie. Wreszcie głosem, w którym brzmiało źle ukrywane zaniepokojenie, odparł: — Wszystko w porządku, obywatelu majorze.

No więc, mówcie! Sierżant zachowywał się jak roztargniony student podczas trudnego egzaminu. Kręcił się na krześle, spoglądał bezradnie w sufit, nerwowo przebierał palcami. Najwyraźniej usiłował zyskać na czasie. — Sprawa Malca… no tak — wyjąkał wreszcie. — Jest jeszcze w toku…

Zanim jeszcze otworzyły się drzwi, major sięgnął do szafki i wydobył z biurka butelkę winiaku i dwa kieliszki. Gdy porucznik usiadł, czekała na niego solidna porcja alkoholu. . — No no. widz ę, że to rzeczywiście coś poważnego

Drugi nazywa się Marian Kot. Wyobraź sobie, że następnego dnia po zabójstwie najspokojniej w świecie wyjechał do Londynu, gdzie przebywa do dziś. Zawadzki wpada w furię, ilekroć ktoś wymieni to nazwisko. Wcale mu się zresztą nie dziwię.

Dwa stanowiska obsługi były zajęte — stały tam samochody, widocznie w trakcie naprawy. Sądząc po ilości kurzu i brudu, który pokrywał ich karoserie trwała ona dosyć długo. Pod drzwiami zauwa żył kilka pustych butelek po wódce. Jak świadczyły odgłosy libacji dochodzące spoza drzwi, które prowadziły na zaplecze, wszyscy pracownicy mieli wolny dzień.

Są ludzie, o których się mówi, że ugrzecznienie jest jedyną obroną przed wyrzuceniem ich za drzwi. On właśnie był laki.

To było tak: rok temu zjawił się u nas Marian Kot…

Pewnie niepokoisz się, co z Hanką? Prawda? Mogę cię uspokoić — nie ma powodów do obaw. Razem z moją żoną jest na Mazurach, w pewnej małej wiosce nad jeziorem Wigry. Do najbliższej poczty jest około dziesięciu kilometrów. Poza tym zwykle nie działa ani telefon, ani telegraf. Dlatego właśnie nie miałeś od niej żadnych wiadomości. Nic nie odpowiedział. — To wina kłusowników. Przecinają druty, żeby nie można było wezwać milicji.

Ciężko podniósł się z miejsca t podszedł do szafki, w której powinna znajdować się jeszcze pełna butelka koniaku. Wyjął jeden kieliszek. Nalał do pełna, tak że alkohol niemal przelewał się przez brzegi i wypił jednym haustem. Potem następny. Od razu poczuł się lepiej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *