Pamiętam jak to puścili w telewizji w połowie lat 80-tych. Bo wcześniej film miał embargo z tej racji, ze rozgrywał się w polskim Lwowie. I ten Tońko, który był starszym panem na emigracji w Anglii, zupełnie zapomnianym. On próbował tam w Anglii mówić sąsiadom: „- Słuchajcie, tam ze mną teraz pokazują film w Polsce. O Lwowie. Znowu jestem sławny…” Ale tam nikt tego nie chciał słuchać… Dowcipy w lwowskim bałaku nikomu nic nie mówiły.
Muzyka: Henryk Wars. On miał talent niebywały, ale jakoś nie mógł wystartować. Aż ktoś mu podpowiedział, że piosenka powinna mieć szlagwort. To znaczy takie jedno zdanie, które zapamiętają wszyscy, od razu. I on to kupił. I posypało się: „Ach, jak przyjemnie…”, „Ach, spij, kochanie…” Żeby pozostać przy pierwszej literze alfabetu.
Do eleganckiej pani: „Padam do nóg…”
„I proszę ode mnie rączki pocałować…”
„Sztama!”
„Jak zarobim dwieści złotych….
Dobranoc, oczka zmruż…”
„Niech ci tam wszystko fajno hula”.
„Ta, co ty mnie Szczepciu bajtlujesz…”
O baronowej (że bogata): „Serdecznie ładowana baba”.
Detektyw Trompka: „A ja, pani baronowo, tędy i owędy…” Powtórzone kilka razy jest nie do zapomnienia.